[źródło: Rocznik Podolski. Organ Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk poświęcony sprawom i kulturze Podola. Tom I - rok 1938. Tarnopol 1938. Nakładem Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wydano z zasiłku Funduszu Kultury Narodowej i Fundacji im. Wiktora hr. Baworowskiego.]
Stanisław Spittal (1891 -1964):
Lecznictwo ludowe w Załoźcach i okolicy.
część 9
PORÓD I PIELĘGNACJA NIEMOWLĘCIA
W czasie samego aktu rozwiązania, gdy nastąpią już silne bóle, dla ułatwienia i przyspieszenia porodu podają położnej do picia wodę, lemoniadę, wódkę ze smalcem lub miód z masłem i korzeniami. Te same leki daje się na wzmocnienie osłabionej położnicy i po porodzie. Poród odbywa się mniej więcej nieoczekiwanie, ponieważ matka może tylko w przybliżeniu określić termin rozwiązania. Przed rozwiązaniem nigdy nie poddaje się ona ani badaniom lekarskim, ani akuszerki. Poród odbywa się prawie zawsze siłami natury. Zaledwie ułamek odsetka rodzących zwraca się o pomoc do
lekarki (akuszerki) i to nieraz już po parudniowych bezskutecznych próbach, gdy konieczną jest ingerencja lekarza. Reszta porodów odbywa się przy asyście
baby, czy
babki, mimo że akuszerka egzaminowana znajduje się pod ręką, bo obecnie już w każdej większej wsi mieszka położna i to egzaminowana.
Baba jednak jako zabytek starosłowiańskich czasów, gdy najstarsza w gromadzie, a więc i najdoświadczeńsza w tej materii odbierała dzieci, jest o wiele wygodniejsza. Ma ona za sobą doświadczenie i własne i tylokrotną praktykę przy położnicach, kosztuje zaś znacznie mniej od egzaminowanej akuszerki, a w dodatku poza pomocą "fachową", że się już tak nieściśle wyrażę, zna cały szereg zaklęć i przepisów, których należy bezwzględnie przestrzegać, aby sam poród był lekki, dziecię żywe i zdrowe, a żadne złe siły nie miały doń przystępu. Bo - wedle wierzeń ludu - małe dziecko jest wystawione na wiele niebezpieczeństw ze strony złych istot, jak
strzygi, płaksy, czarownice. A w tych sprawach to najbardziej zdolna egzaminowana położna jest głupia. Obok
baby chętnie pomagają rodzącej sąsiadki. Podkładają więc gałązki pod kuchnię, grzeją wodę na kąpiel, podają położnicy w garnuszku po łyku chłodnej wody, poprawiają poduszki pod głową podsuwając je, wyciągają z pod rodzącej prześcieradło, by się nie splamiło i zastępują je kawałkiem szmaty itp. Mężczyzn natomiast wypraszają do drugiej stancyjki, by nie przeszkadzali, bo i tak pomóc nic nie potrafią.
Gdy wyjątkowo poród ciężki, ułożenie płodu nienormalne, a baba sama rady dać nie może, wiele godzin upłynęło bezpowrotnie, wołają wreszcie w ostatniej chwili akuszerkę. Ta zazwyczaj przychodzi po to, by posłać po lekarza dla rozkawałkowania i wydobycia trupa dziecka, rzadziej dla porodu kleszczowego. Nie dziw więc, że dość często trafiają się wypadki ciężkich schorzeń, a nawet i śmierci u kobiet wiejskich, bo
baby nierzadko zabierają się do rękoczynów, zwłaszcza przy nieodejściu łożyska (łożysko przyrośnięte), rękoma nieumytymi, czasem wprost od wyrzucania nawozu z pod krów.
Łożysko wydobyte zakopują głęboko w ziemię, aby je uchronić przed odgrzebaniem przez psy lub koty i poszarpaniem, bo to szkodziłoby bardzo przy następnym porodzie. Sam poród odbywa się na łóżku, przeważnie na gołej słomie, z podłożoną pod plecy i pośladki rodzącej brudną szmatą, najczęściej ze starego worka lub zupełnie zniszczonej
werety (prześcieradła). W czasie porodu, aby ten lekko się odbywał, otwierają wszystkie drzwi, kłódki i zamki. W tym samym zresztą celu dziewczyna idąc do ślubu nie ma nic mocno zawiązanego, ani nie jest ściśnięta w pasie. Gdy kobieta rodzi, zasłaniają okna i starają się sam fakt utrzymać w tajemnicy, bo gdy jest rozgłos, to zarazem jest i poród ciężki. Kobiecie rodzącej nie wolno zaciskać zębów z bólu, aby nie wykruszyły się; specjalnie przednie są na to narażone. Gdyby więc musiała zęby zacisnąć, powinna wpierw włożyć między nie kołdrę, poduszkę, czy wogóle jakąś szmatę, choćby własną koszulę. Nie powinna rodząca także targać się za włosy, by ich zbytnio nie zmierzwić, bo uczesać je będzie jej wolno dopiero po trzech dniach połogu, by nie wypadały. Również nakazują jej krzyczeć, bo to ma poród przyspieszyć. Napinać się jej wolno, ale tylko w ten sposób, by żuchwa dolna wsparta była o mostek rodzącej, bo inaczej zrobiłoby się jej
wole (struma).
Gdy rodząca krzyczy, a akt zbliża się powoli ku rozwiązaniu, przygotowują wodę na pierwszą kąpiel dla dziecka. Woda na nią powinna być nawet gorąca, ale nie śmie zakipieć, by dziecko
nie kipiało ze złości (nie było złośnikiem). Do pierwszej kąpieli dodają liści leszczynowych, liści orzecha włoskiego, macierzanki, a czasem i dziewanny. Wszystkie te zioła na wzmocnienie kości, na dobre gojenie się ewentualnych kiedyś ran i przeciw wypryskom. Zwykle unikają kąpania dzieci w piątek, jako że to dzień postu i taka kąpiel suszy dziecko. Dla matki natomiast gotują
krupnik (miód z wódką i korzeniami), by zaraz po porodzie podać go chorej dla wzmocnienia, a zarazem by wlać kilka kropel i do ust dziecka, jako rodzaj leku, czy płynu oczyszczającego. Zarazem alkohol ten wlany w usta dziecka ma wywołać w przyszłości u niego obrzydzenie do pijaństwa. Zabieg ten powoduje u dziecka oparzenie gardła, a nawet i zapalenie zachłystowe płuc, gdy
baba - sama pod dobrą datą - za wiele krupniku w usta dziecku wleje. Śmierć dziecka przypisuje się wówczas oczywiście różnym czarom. Poza tym położnicy na ugaszenie pragnienia po porodzie nie podadzą nigdy wody, a tylko herbatkę ślazową
(Althea rotundifolia, Malva crispa) lub rumiankową
(Matricaria chamomilla). Czasem, ale to rzadko stosunkowo, na wzmocnienie podają położnej odwar piołunu
(Arthemisia absynthium) lub liści
sawiny (Junipperus sabina), ale i te pomieszane z wódką lub miodem. Dziecku po kąpieli wlewają w usta kilka łyżeczek herbatki rumiankowej i wsadzają smoczek ze szmatki w tej herbatce umaczany. Gdy dziecko wykąpane, wszyscy domownicy wraz z
babką i położnicą wychylają duszkiem po kieliszku krupniku, czy wódki wylewając pozostałych na dnie parę kropel na sufit na znak zadowolenia i radości i jakby na ofiarę bogom, czy siłom niewidzialnym. Zresztą dzieje się to przy wszystkich wesołych obrzędach, jak chrzciny, wesele, kupno i sprzedać czegokolwiek wartościowego, a także i na stypie pogrzebowej.
Położnicy po porodzie zasnąć nie pozwalają przynajmniej przez cztery godziny, bo i jej by to zaszkodziło i dziecku. Stara się ona jak najprędzej wstać i pracować, by okazać się żwawą i silną, bo takie mąż lubi. Często przeto zdarza się, że już następnego dnia, a nawet w kilka godzin położnica idzie do moczenia konopi, lub do żniw, nie mówiąc już o zwykłych zajęciach gospodarsko - domowych. Jednakowoż aż do
wywodu nie śmie ona pokazywać się poza swoim podwórzem,
by urok jej się nie czepił. W tym też celu stale przy sobie nóż żelazny nosić powinna. Jednakże zwyczaj ten już się zatraca powoli. Również nie wolno pracować przed wywodem w świątyni, bo przedmioty dotknięte przez położnicę zepsują się: jarzyny zgniją, bydło, któremu ona da jeść, zginie, a przynajmniej wychoruje się,
przestanie się doić i wyjałowieje. Ażeby więc tego wszystkiego uniknąć, chrzczą dziecko i biorą wywód już choćby w następnym dniu po porodzie, a gdy wywód tak rychły wskutek znacznego osłabienia chorej jest niemożliwy, a ta wreszcie czegoś tknąć się musi lub cośkolwiek zrobić, powinna to uczynić przez nóż, sierp, w ogóle przez coś ostrego i z żelaza. Tym narzędziem przecina niejako wpływ złego uroku. Zresztą ten sam przepis dotyczy i kobiety w czasie miesiączki, ale wtedy w dziale ogrodniczym. Przesądy te są zabytkiem starego wierzenia, że kobieta w czasie swych przypadłości fizjologicznych jest istotą nieczystą (podobnie u Żydów i wielu ludów pierwotnych).
Dopóki kobieta nie była z dzieckiem w świątyni, czyli nie ofiarowała go Bogu, nie powinna się od niego oddalać, żeby wiedźma podczas jej nieobecności dziecka nie zamieniła. Każda matka uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze i najlepsze, a cudze najgorsze, dlatego na jej dziecko wszyscy się łakomią. Nowonarodzonemu dziecku oblizuje matka językiem czoło trzykrotnie spluwając za każdym razem poza siebie, by go urok się nie czepił. Gdy mu podaje pierwszy raz pierś do ssania w 24 godziny po urodzeniu, musi zawsze dać pierś prawą i to prawą ręką, inaczej dziecko byłoby mańkutem. Z tego samego powodu i kuma niesie dziecko do chrztu przez cały czas na prawej ręce. W czasie kąpieli dzieci piersią nie karmią, aby w późniejszym wieku nie utonęły w rzece lub stawie. Dlatego to już od maleńkości napychają je w kąpieli pszennym grysikiem lub bułką rozmoczoną i rozgotowaną w mleku. Aby im się prędzej wykłuwały ząbki, pocierają w czasie kąpieli ich dziąsła szmatką. Także, by w czasie rozwijania się dzieci skóra ich nie jątrzyła się po skaleczeniu i była wolna od wyprysków, od czasu do czasu kąpią je w odwarze liści leszczynowych
(Corylus avellana).