dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
5786525 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 

ROGACZ MACIEK


[źródło: Szczególne wypadki z rogaczami przez Kazimierza Wodzickiego (Dokończenie). III.Łowiec. Rok IV. Nr 7. Lwów, 1. Lipca 1881. Zachowano oryginalną pisownię.]

Wśród pierwiosnków, kwiatu wilczego łyka, pękających pączków brzóz i obfitych kit palmowych naszych iw, wśród gąszczów przepełnionych śpiewakami, wśród raju wiosennego opromienionego słońcem, pasło dwoje pastuszków kilka sztuk znędzniałego po zimowli bydła. Niestety w tym samym lesie sarna odbywszy szczęśliwie połóg, powiła nadobnego rogaczyka, i uradowana pierworodnym synkiem dumnie z sobą wodziła, ucząc go chodzić po gąszczach. Rogaczyk widocznie bogato uposażony, czego w późniejszem swem życiu mnogie złożył dowody, śmiało dreptał za matką, a uderzając ją w brzuch, upominał się nieustannie o pokarm. Mijały dnie i tygodnie, rodzicielka uszczęśliwioną była synkiem, on serdecznie miłował matkę, więc rozkosznem było ich życie.

Atoli argusowe oko chłopskie wszystkiego w przyrodzie dopatrzy, co nawet pod ziemią się znajduje, wybierze dla swego pożytku, a nawet bez tegoż, byle szkodę wyrządzić. Owóż pastuszek codziennie patrząc na sarnę i koźlątko, postanowił je złowić. Ułożywszy plan, powierzył go towarzyszce, i wspólnie wykonali zbrodnię, której szczegóły nam detalicznie opowiadano. Gdy słońce mocno dogrzewać poczyna, wówczas sarny zwykle układają się w gąszczach, i sen ich wtedy bywa najtwardszym. Młody zoolog i łowiec wraz z towarzyszką podkradają się ku upatrzonej sarnie, ale w chwili, gdy ją mieli zchwycić, ona przeskoczyła przez nich, i życie swe ocaliła, malec wszakże dostał się w ręce rabusiów.

Chłopak obwinął go starannie płachtą (weretą), wziął pod pachę, i powierzywszy straż nad bydłem dziewczynie, pospieszył drogą do chaty. Niestety wszedł mu w drogę leśniczy i pyta, co za ciężar dźwiga, szkodnik się rumieni, wreszcie poczyna płakać, i oddaje kwilącego rogaczyka. Przerażenie i łkanie nie dozwalają mu mówić, więc dozorca lasów nie może się dowiedzieć o miejscu popełnionej zbrodni, poturbowawszy przeto trochę niedorosłego szkodnika, napędza go do wsi, sam zaś niesie zdobycz na leśny folwark zdała od wsi i ludzi. Zbiegli się wszyscy domownicy, a czternastoletnia córka ekonoma, rozrzewniona widokiem sieroty, ofiaruje opiekę i poświęcenie się jej wychowaniu. - Rogaczyk piszczy i kwili, trwożliwie spogląda na wszystkie strony, i rozkraczony nie rusza się z miejsca. Było to w południe, właśnie szła dziewka od podoju ze skopcem ciepłego, świeżo wydojonego mleka, podstawiono naczynie koziołkowi, i zmaczano mu mordeczkę mlekiem, on chlipnął raz, potem kilka razy, wreszcie podążył za skopcem do mieszkania.

Owóż początek życia w niewoli Maćka, który później miał się stać na wzór Rinaldiniego lub Kartusza (1) postrachem okolicy, i zwany był pobereżnikiem, bo w porze zbierania grzybów i jagód troskliwiej strzegł lasu, jak każdy z gajowych. Co się tam w jego sercu działo, o ile bolał i tużył, tego odgadnąć nie umiemy, jakoteż czy myślą i pamięcią sięgał ku swej matce, czy nie knuł zamiarów porzucenia niewoli i ucieczki do lasu, otaczającego folwark? To pewne, iż na pozór pogodził się z swym losem, jakoż z początku pijał trzy razy na dzień mleko i drzemał na poduszce lub kanapie później chodził zawsze za swoją panią do ogrodu, i skubał listki jarzyn i trawki. Ekonomowa, zabiegliwa gospodyni i ogrodniczka, poświęcała wraz z córką wszystkie wolniejsze chwile uprawie jarzyn, a wtedy istotnie pociesznego widoku dostarczał rogaczyk, gdy się z uwagą przypatrywał robocie, i chodząc od grządki do grządki z posłuszeństwem i pokorą przyjmował napomnienia. Nadeszła jesień, rożki poczęły mu się wykłuwać, swędzenie dokuczało mu, więc wycierał głowę o chrust płotów i z rozkoszą dawał się drapać po głowie. Rożki wyrosły wreszcie, ale charakter i zwyczaje nie zmieniły się. Łagodny, pamiętny, znający wszystkich domowników, garnął się chętnie do nich, ale mimo oswojenia unikał nieznajomych. Zimna, śniegów i mrozów nie znosił, i hałaśliwie upominał się o schronienie pod dachem. Gdy polska, długa zima już w końcu przestała prześladować znękanych i zziębniętych mieszkańców, a zieloność ubarwiła drzewa i krzewy, wychodził Maciek do bliskiego miotu, i tam się żywił, spał, lecz kilka razy na dzień powracał do domu, i tłukł racicami w drzwi prosząc o wpuszczenie do mieszkania. Całe lato tak spędzał, a w czasie polowania nie brano nigdy Maćkowego miotu. W późnej jesieni, przy pierwszej zawierusze pojawiał się na folwarku, i już stale zimował pod dachem, wcale nie odwidzając lasu. W normalnej porze zrzucał rogi, otrzymywał świeże z odnogami, lecz jeszcze nikogo nie napastował.

Gdy w następnym Maju otarł mech z rogów, już dawały się słyszeć skargi na niego, bo się Maciek widocznie poczynał emancypować chodząc do wszystkich miotów, docierając nawet do sąsiedzkich granic. Już w drugim roku życia popełniał dobrze obmyślane i wykonane zbrodnie. W czasie dojrzewania grzybów i jagód niepodobna opędzić się od bab i dziewek, łakomych tego zakazanego owocu, a tak ponętnego. Maciek był ich wrogiem i zapamiętale je prześladował. Jednej wysadził oko odnogą rogu, drugą przypadkiem znalazł żyd zemdloną, inne pokaleczone, z podartą bielizną przybiegały z lamentem na folwark, i odbierały na uspokojenie jedynie słowa: "Nie chodźcie do lasu, kiedy nie wolno". Pewnego razu posłyszał leśniczy na zrębie lament i krzyk, biegnie i spostrzega dziewkę leżącą na ziemi, a rogacza tłukącego ją, to znowu odskakującego, aby na nowo atakować i kłuć dotkliwie. Zawołał na niego głosem surowym: "Maćku!" Rogacz znał go doskonale w domu, i na ten głos przybiegał do niego, więc stanął wprawdzie nasłuchując, lecz się nie przybliżył, leśniczy zaś, człowiek krzepki i silny, skoczył ku niemu, chwycił za rogi i usiłował go przytrzymać. Tem rozwścieklony Maciek pasuje się z nim, przecina mu rogiem rękę tak głęboko na dłoni, że przez kilka tygodni musiał ja nosić na chustce, wreszcie wyrwawszy się uchodzi w gąszcz.

W tym samym roku jadąc przez las, przypomniałem sobie, że od kilku lat nie widziałem szkółki szpilkowego drzewa, poszedłem więc z laską w ręku szukać tego dosyć ukrytego miejsca. Zaledwo postąpiłem kilkadziesiąt kroków, doszły mnie dwa kobiece, lamentujące głosy. Przeczuwałem, że to znowu będzie sprawka sarniego rozbójnika, jakoż istotnie tak było. W rzadkiej kijastej brzezinie leżała mołodyca krzycząc w niebogłosy, że jest przebitą, druga zaś uciekała co tchu zawodząc jak pies, którego kijem obito, a w dali stał rogacz z wlepionym we mnie wzrokiem. Nie dotrzymał jednak placu, i wolnym krokiem uszedł. Nader przykra moja sytuacya, mołodyca woła, że z tyłu przebita, niepodobna mi było naocznie się o tem przekonywać, więc proszę, straszę, dźwigam, i ledwie ją stawiam na nogi patrząc na spódnicę krwią zbroczoną. Doprowadziłem wreszcie do karczmy, upomniałem strasząc czworonożnymi gajowymi, i sądzę, że już na jagody do mego lasu chodzić nie będzie.

Rozbój stał się zwyczajem Maćka, później nawet chłopów rozbijał, a siekiera nigdy go nie dosięgła. Pewnego razu nie pamiętam czy to podczas lustracyi lasu, czy też na polowaniu, opowiadano mi o innej zbrodni, popełnionej przez tego rogacza. Myślał on widocznie, układał plany, krył się w zasadzkach, a czasem pędem gonił za dziewkami po lesie i rogami przewracał, tratując niekiedy racicami. Jako szczególniej zajmującą rzecz muszę zanotować, że w czasie takich rozbojów przybiegał często na folwark, pieścił się i bawił, przyjmował pokarm, poczem szedł do lasu wykonywać zbrodnicze czyny. Znał dobrze niebezpieczeństwo polowania, wtedy usuwał się przed strzałami do miotów oddalonych, lub też chronił się pod opiekę swej pani. Rozbijał z równą zawziętością do pierwszego śniegu, i zdawało się, że pozostanie już w lesie, inaczej się stało, powrócił pod zimę gruby i duży jak cielę, i prosił o przezimowanie, co też dozwolono z warunkiem nierozbijania, jakoż istotnie nikomu nic złego nie uczynił, żył w zgodzie z ludźmi i psami do wiosny, ale z pierwszą zielonością, istny rycerz średniowieczny żyjący rozbojem, wyruszył do lasu, i znowu rozpoczynał swój zawód zbrodniczy, odwidzając wszakże niemal codzień folwark i swoją panią. Owo niebezpieczeństwo zagrażające ludziom, żonie i dzieciom moim, chodzącym po lesie, zniewoliło mnie do postanowienia zastrzelenia tego rozbójnika. Instynkt zachowawczy nieocenionym jest skarbem dla ludzi i zwierząt. Maciek nie bał się mnie, nie przychodził wprawdzie do ręki, ale wcale odemnie na folwarku nie stronił.

Raz spotkałem się z nim w miocie, szedł na mnie gąszczem, poznałem go i wydałem nań wyrok śmierci, ale przeczuł on grożące mu niebezpieczeństwo, odwrócił się i uszedł. Gdym to opowiedział leśniczemu, prosił o pozwolenie zabicia go, zgodziłem się z warunkiem, by to się stało w lesie, a nie na folwarku, gdzie zabicie jego byłoby zbrodnią. Któż uwierzy, że od tego dnia w ciągu całego lata nie spotkał się z nim leśniczy w lesie, toż zachował rogacz życie swe aż do późnej jesieni. Zawiązał on widocznie ścisłe stosunki z sarnami, i był niemi zajęty zapominając o swych opiekunach i o uczuciu wdzięczności, już bowiem śnieg swym zimowym całunem okrył przyrodę, a rogacz jeszcze chodził po lesie nie mogąc się oderwać od towarzystwa kształtnych swych i powabnych współrodaczek. Muszę jednak dodać na jego usprawiedliwienie, iż czasem przychodził na folwark, przyjmował podany pokarm, nikomu nic złego nie uczynił, i znowu uchodził do lasu.

Wreszcie szron pokrył krzaki, ciężarem swym przygniatał drzewa, naginał młodsze, łamał strzały szpilkowych, w całej okazałości promienił się brylantami, a Maciek jeszcze nie opuszczał lasu, dzieląc twarde losy życia zimowego polskich sarn. Stężały śnieg nawoływał gospodarzy do pracy około zwożenia drzewa, więc wyprawiłem moich fornali po sagi do lasu. Któż z ludzi począwszy od purpury, a kończąc na sukmanie, nie doznał w życiu potrzeby schronienia się do krzaków i tajemniczych gąszczów? Taka to potrzeba powiodła jednego z moich parobków do starego zrębu, a nie miał powodu lękać się, gdyż od kilku miesięcy nie słyszano już o rozbojach Maćka. W chwili kiedy już swobodnie przysiadał, nagle rogacz w szalonym pędzie uderzył na niego, i wbił głęboko swe rogi. Parobek naturalnie wywrócił straszliwego kozła, i począł lamentować i przyzywać pomocy. Przybiegli towarzysze z drągami, Maciek zaś nieustraszony stanął do walki, i ani kroku nie ustąpił patrząc groźnie na ludzi. Jeden z śmielszych parobków zakradł się z tyłu, uderzył drągiem i przełamał mu krzyże, inni rzucili się nań i dobili walecznego Maćka, poczem zakopali go w śnieg, a w nocy wynieśli i zjedli.

Jeden jeszcze przytoczę ciekawy epizod z życia Maćka. Podobno rzeźnik z pobliskiego miasteczka dostarczał ekonomowi i leśniczemu złego i drogiego mięsa, twardym był w kredytowaniu, i z tego powodu chciano wywrzeć na nim zamstę. Przed żydowskiemi świętami pojawia się ów rzeźnik z rachunkiem, a leśniczy ukazuje mu tłustego rogacza, stojącego w ogrodzie mówiąc: "oto byłby smaczny kąsek dla rabina, bo on koszer". Żyd uśmiechnął się zadowolony i rzecze: "Ja go muszę obmacać, czy on feist,(2) jeżeli tłusty, dam ośm guldenów". Zapewniony, iż rogacz łaskawy i na zawołanie przychodzi do ręki, podkrada się żyd ostrożnie w celu obmacania czombra. Maciek wodzi go okiem nie ruszając się z miejsca, ale gdy rzeźnik dotknął go ręką, odskoczył, uderzył nań i przewrócił żyda bodząc go kilkakrotnie. Mniejsza o hałat potargany, ale dobrał się i do ciała żydowskiego, i byłby go niezawodnie na śmierć zakłuł rozwścieklony, gdyby rychła pomoc nie przybyła. Słysząc to opowiadanie pomyślałem, że ów żyd pewnie drugi raz w życiu swojem żywego rogacza kupować nie będzie.

Takieto z życia wyjęte rysy dają wyobrażenie o życiu i obyczajach tych zwierząt, oraz wskazówkę, aby nie chować rogaczów i sarn, pierwsze bowiem rozbojem narażają na wiele przykrości, kosztów i cierpień, drugie zaś jeżeli w porze rui nie umkną do lasu, giną marnie i bezpożytecznie dla nas. Trudno wprawdzie zchwytane lub znalezione sarniątko matce zwrócić, wreszcie przybiega ono zakosztowawszy domowego mleka zwykle z lasu do domu, gdy jednak można dowiedzieć się o miejscu porwania, to kwilenie dziecka przyzwie matkę, albo gdy po odkarmieniu wywodzi się sarnie często do lasu w różne mioty, w których sarny przebywają, to ono wnet znajdzie swoją ojczyznę i przylgnie do niej.




(1) - Ronaldo Rinaldini i Cartouche - postacie zbójców z popularnych w XIX wieku powieści z gatunku płaszcza i szpady. O tym ostatnim powstał w roku 1962 film, w roli głównej Jean-Paul Belmondo, w polskich kinach i TV nosił tytuł "Cartouche zbójca".
(2) - feist - niem. tłusty


 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020