dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
5786021 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
[źródło: Łowiec. Organ Gal. Towarzystwa Łowieckiego. Rok XI. Nr 1. Lwów, dnia 1. Stycznia 1888. Zachowano oryginalną pisownię.]


ROK 1887.


PRZEZ
KAZIMIERZA HR. WODZICKIEGO.



Był to zaiste rok wyjątkowy, mieszczący w sobie niespodzianki, tajemnice, zjawiska, niepamiętane dotąd, zagadkowe i zadziwiające objawy naszego kapryśnego i chimerycznego klimatu, wrogo wpływającego na nasze prace. I tak na wiosnę zjawiły się serye zimnej słoty, po której nastąpiła serya posuchy, trwającej po kilka tygodni, zniewalającej ludność do uprawy roli rozmoczonej lub spieczonej na podobieństwo skały.

W oznaczonym terminie przywędrowały nasze rolne spiewaki i ulegając łudzącym promieniom słońca, rozdzielały się w pary. Już 10. Marca pomimo bielejących się łanów, błysnęła nadzieja bliskiej wiosny po długiej polskiej zimie, ale jakby kara Boża za naszą skłonność do złudzeń, z których się w żadnym kierunku poprawić nie chcemy, zwaliły się śniegi, a termometr przeraził nas piętnastu stopniami mrozu. Biedowały skowronki w niejednej już wiośnie, biedować też będą w przyszłości, ale tegoroczne ich udręczenia były o wiele sroższe i dotkliwsze, jak w innych latach. Setki i tysiące skowronków zleciało na publiczne drogi, podwórza, na gumna, do stodół i szop, szukając schronienia. Bolesny był widok tych lubych ptasząt z napuszonem pierzem, w agonii z zimna i głodu. Kupki trupów zbieraliśmy, niektóre ptaszęta wracały do życia w izbach i pokojach, inne niestety już rolnikowi przy pługu wdzięcznie przyśpiewywać nie będą, bo pokryte one białym śmierci całunem. Nasze mieszkania zapełniliśmy skowronkami i wiele z nich przechowałem w kuropatwiarni, gdzie chciwie pożerały pożywienie. Inne też ptaki karane były śmiercią za pośpiech w wędrówce, podniosłem również martwego trznadla trześnego, łyskę znaleziono zmarzniętą i wiele innych ptaków. Jak wielkie było nawidzenie ptaków, można z tego wnosić, że dzikie gołębie, nader przezorne, w szopach tę klęskę przebyły.

Hamując się w mych zapędach ornitologicznych, nie należących do szpalt "Łowca", z spostrzeżeń nader ciekawych, czynionych w tym roku wyjątkowym, wyczytuję w mych notatkach, że pierwsza para słonek przyleciała do białych zupełnie lasów 10. Kwietnia, 12. Kwietnia pojawiło się pięć, 14. ośm, 23. pięć i te były ostatnie. Szlakiem zimowym i śnieżnym tej okolicy nie wędrowały w tej wiośnie i nawet owych pojedynczych , istnych duchów pokutujących, wysyłanych na zwiady, nie spostrzegano w tym roku.

Smaczne przepiórki opóźniły przylot, ledwie w połowie Czerwca pojawiły się, a liczny ciąg odbywał się w końcu tego miesiąca, znaczna ich część u nas pozostała. Ciekawe zrobiłem spostrzeżenie, że się nie gnieździły w tym roku i nie przebywały na ulubionych łanach, znanych mi od wielu las, lecz obrały niezwykłe siedziby, czy to dla żeru. czy też jako zaciszne, do lęgu odpowiednie, to już ich tajemnica. Wabienie i bicie nader słabe słychać było, do tego stopnia, iż przypuszczaliśmy małą liczbę przepiórek, a jednak na innych polach, tak jak dawniej, było ich dosyć, kiedy nie polując wyłącznie na nie, lecz przy gospodarstwie, ubiliśmy przeszło 600. Zauważałem w szczególności skąpszy śpiew u wszystkich owadożernych ptaków, nasze gaje, lasy i ogrody wcale głośnymi nie były i nie cieszyliśmy się harmonią leśnych koncertów, których tak zawsze pragniemy. Prawdopodobnie z powodu spóźnionego przylotu opóźniło się też wychowanie piskląt przepiórczych, ledwie gdzieniegdzie w Sierpniu było można strzelać młode, wypierzone, do dnia św. Michała widywaliśmy nielotne, przypuszczam więc, że wiele z nich pożarły wędrowne drapieżniki, niektóre zaś rodziny poginęły w zimnych i słotnych nocach.

W przeciwieństwie do podania kolegi Żurowskiego, było u nas chruścieli mało, więc widocznie podgórzem odbywał się ciąg tych ptaków. Również na bagnach była, mała liczba zwierzyny.

Około połowy Sierpnia jaskrawe promienie słońca pieściły roślinność, a jednak nasienie nie dojrzewało i spiekota go nie spaliła. Później przez kilka tygodni noce z gwiaździstym firmamentem, a w dzień słota, doprowadzały rolnika do rozpaczy. Zagadkowe to zjawisko! Widocznie panujący w tym roku płaneta (1) nie sprzyjał nam, życzyć sobie musimy, by daleko powędrował i w swym biegu jak najpóźniej nas odwidził.

Wegetacya była bujna, ale bez siły, nie pożywna, widocznie powietrze przepełnione miazmatami, osadzało grzybki i mnożyło bakterye, od których już się nasz wiek nie uwolni, jak twierdzą uczeni. Wszędzie spostrzegaliśmy rdzę, grzybki, śniedź i inne nieczystości na roślinach. Zupełny nieurodzaj bukwy i żołędzi, klonów, brzostów, jaworów, obfitość zaś w grabach, jasionach i brzozach. Śliwki i wiśnie, te polskie owoce, zawsze zdobiące w lecie drzewa, wcale nie obrodziły, natomiast jabłonie i grusze obfitego plonu dostarczyły. Nie pamiętam roku z nieurodzajem laskowych orzechów, które mi się dały we znaki czy to ludnością przepełniającą lasy tą krzewiną pokryte, czy też mymi naganiaczami, szukającymi orzechów, a nie zwracającymi uwagi na słonki. Jarzębina, barwiąca swymi koralami przyrodę, zawsze rodząca, istna otwarta restauracya w jesieni dla drozdów, nie miała wcale w tym roku owoców, nawet nie pamiętam czy kwitła. To istotnie zagadka!

Grzyby, tak zwane podpinki (pod pniem rosnące), trzy razy wyrastały, ostatni raz nawet po pierwszych mrozach. Mieszkam w Olejowie od lat trzydziestu, ani ja, ani żaden z moich leśników nie znajdowaliśmy prawdziwych grzybów, niemal nieznanych w okolicy. W tym roku, zaprawdę rzecz nieodgadniona, pojawia się ilość grzybów tak wielka, że potrzeby dzienne były przez trzy tygodnie zawsze zaspokojone i krocie ususzono wianków. Ciekawszem jest jeszcze, że grzyby pojawiły się w brzozowym lesie na kilkunastu morgach, a na innych przestrzeniach, podobnego porostu i położenia, nie można było znaleść ani jednego grzyba. Zkądże się wzięły, z jakiej przyczyny ziemia je wytworzyła? Tajemnicze to i zagadkowe, a zdziwiło mnie najbardziej, że ziemia bez widocznej przyczyny przestała rodzić grzyby, bo gdy jeszcze 10. Października przysłano mi mnóstwo grzybów, 13. już nie było ani jednego. Nie wierząc, aby na termin, na jakąś tajemniczą komendę, przestały rosnąć grzyby, pojechałem do lasu i przekonałem się o prawdzie twierdzenia, bo nie znalazłem ani jednego na całej przestrzeni.

Dla zwierzyny nie był to gorszy rok od innych. Zajęcy skąpo, tak w polu, sądząc z odbytych polowań z wyżłem, jakoteż w lesie przy polowaniu na słonki. Wprawdzie dziwnie twardo siedział zając w kotlinie, bo chłopcy wyganiali go ledwie za trzeciem gonieniem i to pod wieczór, jednak przypuszczam małą ilość i nadchodzi drugi rok niezajęczy. Czy kuropatwom atmosferyczne przeszkody nie dozwalały znosić się, czyli też pierwsze zniesienie zniszczone zostało, tego sobie wyjaśnić nie umiem, lecz stwierdzam rzecz pewną, że wiele kuropatw we Wrześniu nie było nawet farbówkami, więc nie do strzelania, trudno, iżby one przezimowały.

Dla sarn sprzyjający to rok, nie widzieliśmy jałowych, wiele ich wodzi po dwoje i troje sarniąt, a okrągłe, opasione, wydają się łaniami. Na Podolu naszem zając jest więcej płowem zwierzątkiem, jak w innych okolicach, a gdy przestrzenie nader obszerne, to może pojawi się w lesie dopiero po śnieżnicach i mroźnych zawieruchach. U nas tu, mogę to śmiało twierdzić, zając nas srogo eksploatuje czyli wyzyskuje, gdyż najczęściej bawi w polu w dzień do końca Stycznia, przychodzi na noc do restauracyi leśnej, a w miesiącu Lutym już go nie wolno strzelać wtedy, gdy gromadnie pilnuje zadanej koniczyny.

Odlot ptaków był wcześniejszy, jak w innych latach, w ciągu popłoch i kupienie się w znaczne stada, nawet skowronki opuściły nas przed terminem, a bociany nie sejmikując, klekotem pożegnały gniazda i pospiesznie powędrowały.

Niemniej wyjątkowe i zagadkowe zjawiska widzimy w porastaniu rogów do tej chwili; widziane młode i stare rogacze miały rogi jeszcze 15. Listopada. Jakaż to przyczyna zachowania rogów i to mocno trzymających się głowy? Zawsze twierdziliśmy, że rogacz dobrej tuszy wcześnie zrzuca rogi i w takim stanie siły i zdrowia z łatwością przebywa metamorfozę, która jest niezaprzeczenie cierpieniem i wysileniem.

Ciąg słonek również zagadkowy, a przyczyna tego nie wiadoma, wszakże północne kraje nie były nawidzone przedwczesną zimą, ani też góry głębokimi śniegami, z jakiej więc przyczyny wbrew prawom przyrody przyleciały we Wrześniu? Z niepospolitem zdziwieniem narachowałem 24. Września słonek 18, 10. Października 20, 11. 30, 17. 22, 20. 22, w końcu 7. W dwóch lasach polowaliśmy kilkakrotnie i zawsze witaliśmy nowych przybyszów salwami, a w jednym małym lasku, nie wynoszącym 120 morgów, polowaliśmy przez cztery dni, wybijali słonki czasem do nogi, a jednak znowu się pojawiały dla naszej rozkoszy nie do opisania. Przypuszczam, że żer dla naszego oka nie widzialny pędził słonki do tych lasów. Instynkt to pożyteczniejszy jak rozum. W wielu innych miejscach, niegdyś ulubionych, wcale długodziobów nie było w tym roku. Wędrowały rodzinami po 6 sztuk i nader często zdybywaliśmy te rodziny w miocie. Bywało i więcej razem, płoszyliśmy też pojedyncze, ale takich nawalnych przylotów, jakie bywały w Olejowie, nie widzieliśmy tego roku. Ciąg trwał wyjątkowo przez 30 dni i można było wielką zdobycz zebrać, lecz słota nieustanna, wichry i huragany nie dozwalały polować nawet najzapalczywszemu myśliwemu. Przyznać też muszę jako sumienny referent, że doskonali i wprawni strzelcy strzelali jakby sztubaki myśliwscy. Mam ochotę uważać to pudłowanie jako należące do wyjątkowych tajemniczych zjawisk tegorocznych. Z pokorą i rumieńcem wstydu zapisałem w annałach myśliwskich Olejowskich dzień, w którym padło strzałów 102, a wróciliśmy do domu z 9 słonkami. Być może, że panujący płaneta, tak zgubnie działający na roślinność i powietrze, wpłynął też szkodliwie na nerwy, siły i wzrok naszych strzelców. Nie tylko zimne słoty ratowały życie słonek, lecz także wiatry utrudniające strzały i osłabiające słuch, bywały dnie z takimi wichrami, że przypuszczać można było chyba powieszenie się jakiejś znakomitości europejskiej, były to istne huragany wisielców, trwające od rana do nocy. Wreszcie 23. Października śnieżnica zalepiała nam oczy, utrudniała strzały, w nocy był mróz, 25. spotęgował się do 6° (2) i słonki nasze wytrzymawszy dwa mrozy, odleciały, a my kartofle w polu zamrozili. Jeszcze w Listopadzie spotykaliśmy pojedyncze słonki, lecz już przylotu niebyło. I to też było odmienne, że mimo dokuczliwego, mokrego i wietrznego zimna słonki nie szukały schronienia w zwartych, zacisznych lasach, lecz przebywały po krzakach, dowód to nowy wytrwałości tych ptaków na zimno.

W ogólności przyroda przebyła, a my z nią, wyjątkowy rok, pełen tajemnic, niespodzianek i zagadkowych zjawisk, jedno tylko w kraju się nie zmieniło - to golizna, która się szerzy, podobna do jadowitego liszaju, niestety nieuleczalnego na teraz.


Olejów 18. Listopada 1887.




(1) - płaneta - dawne określenie komety. W tym przypadku zapewne chodziło o tzw. Wielką Kometę Południową, widoczną na niebie w 1887 roku.
(2) - 6° - hr. Wodzicki posługuje się popularną wówczas skalą Réaumura, odpowiada to minus 7,5° naszych stopni Celsjusza



 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020