dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
5784914 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Tymczasem okupant nadal zabierał całe zboże.
Zaczął się przednówek i niektórzy biedniejsi już zaczęli chodzić za proszonym. We młynie odmawiano przemiału zboża, jeśli ktoś nie pokazał kwitu, że odstawił cały kontyngent. Dlatego też wielu zaczęło korzystać ze swych domowych żaren. Niemcy wraz z ukraińską policją prawie co drugi dzień kontrolowali gospodarstwa, szukając żaren. Te, które znaleźli, niszczyli od razu. U nas, dzięki Bogu, zostało jeszcze trochę mąki, zboża i ziemniaków.

Niemcy przychodzili tu sporadycznie. Kontrolowali zazwyczaj tych, którzy nie oddali kontyngentu. Niektórzy zostali przez nich aresztowani i zamknięci na piętrze w mleczarni. Tam byli bici przez ukraińskich policjantów znajdujących w znęcaniu się nieukrywaną przyjemność. Kilku uwięzionym udało się uciec wyskakując przez okno. Musieli przytrzymać się sznura podanego z zewnątrz. W pośpiechu nie było czasu na odbijanie się nogami od ściany i skóra na rękach pod wpływem tarcia zdzierała się aż do kości. Jednak strach przyćmiewał ból - trzeba było jak najszybciej uciekać, bo złapanym groziło rozstrzelanie. Zranione ręce zaczynały boleć dopiero po pewnym czasie. Jedynym lekarstwem był olej lniany, którym je nacierano. Jednym z takich nieszczęśników był Marcin Sąsiadek - Bartków.

W większych miastach zaczął nasilać się głód. Zaczęli do nas przyjeżdżać ludzie nawet z oddalonego o 100 km Lwowa. Wyprzedawali prawie wszystko, by zdobyć trochę chleba, ziemniaków, kaszy i masła. Któregoś dnia, podczas nieobecności ojca, do naszego domu przyszła pani ze Lwowa i wyjęła z torby piękny, nowy, męski garnitur, prosząc za niego tyle a tyle. Mamie garnitur bardzo się spodobał, ale nie mogła dać żądanej ilości pożywienia, bo sami mieliśmy go już niewiele. Pani chciała już iść dalej, ale mama powiedziała jej, że żywności już nigdzie nie dostanie. Po pewnym czasie kobieta wróciła. Powiedziała do mamy:

- Proszę pani, to ostatni garnitur męża...

Mama zgodziła się wymienić na garnitur jedno wiadro ziemniaków, litr kaszy gryczanej i półlitrowy garnuszek masła. Wyniosła z piwnicy wiadro ziemniaków, częściowo oblepionych ziemią. Kobieta usiadła na naszym progu i zaczęła czyścić ziemniak po ziemniaku z ziemi, każdy z nich jakby pieszcząc. Wtem pokazała mi piłkę wielkości ziemniaka zrobioną z końskiej lub krowiej sierści, którymi się bawiliśmy. Wręczając mi tę piłkę poprosiła mnie, żebym w zamian przyniósł jej z piwnicy ziemniaka. Poszedłem. Mama w tym czasie chowała garnitur i słysząc, że ktoś wchodzi do piwnicy, szybko wyszła. Pokazałem jej piłkę i ziemniak, który niosłem. Kobieta spakowała wszystko do jednej torby i podniosła ją do góry jakby chcąc sprawdzić, ile ona waży. Rozczarowana wynikiem zwróciła się do mamy:

- Proszę pani, za nowy garnitur tak mało mi pani dała!

Marna spoglądając, czy tato nie nadjeżdża odpowiedziała:

- Niech pani szybko z tym ucieka, bo jak mąż zobaczy, to odbierze. Proszę i mnie zrozumieć. Mam pięcioro małych dzieci. Mają z głodu umierać?

Kobieta poszła. Mama nakazała mnie i starszym siostrom, żeby nic nie wspominały o transakcji. Jakoś przeżyliśmy przednówek. Później mama przyniosła garnitur i pokazała go ojcu. On od razu zorientował się, za co mama kupiła ubranie. W tym garniturze ojciec chodził aż do śmierci w 1972 r.

Pod wpływem poczynań władzy niemieckiej ksiądz Studziński ogłosił z ambony, by wałować na polu niedojrzałe jeszcze żyto i tym samym przyspieszyć jego dojrzewanie. Ja i koledzy - chłopcy wówczas 10-letni - chcieliśmy wypełnić wezwanie księdza. Po obiedzie zebraliśmy się i poszliśmy na Zagumienniki za gospodarstwem Kordacznych. Z wielką uciechą tarzaliśmy się po czyimś niedojrzałym życie. Zauważył to jakiś mężczyzna i nas przepędził. Nikt w okolicy nie wałował żyta. Do żniw zostały jeszcze ponad dwa tygodnie i co biedniejsi już puchli z głodu. W niektórych miejscach trudno było znaleźć pokrzywę czy lebiodę. U nas w domu było jeszcze co jeść, choć bardzo skromnie. Cieszyliśmy się, że będziemy mogli wkrótce zebrać wczesne zboże, które tato posiał tuż przy drodze na małym skrawku ziemi, gdzie wcześniej rosły konopie. Pewnego dnia pojechaliśmy tam. Na miejscu ujrzeliśmy tylko pozrywane kłosy i sterczącą słomę. Oburzyłem się na ten widok i zacząłem źle mówić o złodzieju. Ojciec był zasmucony, ale powiedział:

- Synu, nic bym mu nie zrobił, gdybym go złapał. On to zrobił z głodu.

Zrozumiałem. Dojrzewało już następne żyto, a jednak na parę dni zabrakło chleba. Ojciec próbował w jakiś sposób zapchać tę "dziurę". Narżnął sierpem kilka snopków niezupełnie jeszcze dojrzałego żyta i rozłożył ziarno na blaszanym dachu od południowej strony, gdzie najbardziej prażyło słońce. Tak wysuszone żyto wymłócił cepem i zmełł w żarnach. Niedojrzałe ziarna nie mogły dać dobrej maki. Mama nie mogła z niej zamiesić ciasta. Pamiętam, że przed kolacją zasnąłem na bambetlu. Mama obudziła mnie, żebym zjadł trochę zacierki. Ale to nie była prawdziwa zacierka. Po wrzuceniu ciasta do garnka z gotującym się mlekiem, rozpłynęło się ono i zrobiła się szlichta. Kiedy włożyłem do ust pierwszą łyżkę, poczułem dziwny smak półsurowego żyta. Nie mogłem tego przełknąć. Mama namawiała mnie, żebym zjadł troszkę, choćby na siłę. Tato patrzył na mnie z politowaniem i nic nie mówił. Nie nalegał, abym jadł, bo jemu prawdopodobnie też nie smakowało. Na to wszystko mama przyniosła mi mleka prosto od krowy w półlitrowym garnuszku i stała przy mnie tak długo, póki nie wypiłem wszystkiego. Potem położyłem się spać.

W święto Matki Boskiej Gromnicznej 1942 roku tato po nakarmieniu inwentarza jak zwykle poszedł do stryka Michała. Spotkali się tam również różni jego sąsiedzi. Zamknięto okiennice, a wszyscy siedzieli przy słabym świetle lampy naftowej i rozmawiali szeptem. Zbliżał się dziennik z Londynu. Stryk przechodził do kuchni, zakładał słuchawki i notował informacje na kartce. Nagle wbiegł do pokoju i wykrzyknął:

- Niemcy przegrali bitwę pod Stalingradem! Szósta armia Paulusa została okrążona!

Tato kiedy wracał tak późno zwykle starał się zachowywać bardzo cicho, żeby nas nie pobudzić. Tym razem wpadł uradowany i powiedział głośno:

- Matka, Hitler przegrał wojnę!

Wszyscy pobudziliśmy się i pomyśleliśmy, że nareszcie przyjdzie wolność.

Następnego dnia mężczyźni, stojąc grupkami, rozmawiali tylko o tym. To była bardzo mroźna zima. W nocy mróz dochodził do minus 40.

Nasze okna były pojedyncze, a ściany domu obłożone słomą. Tato na noc uszczelniał także okna, ale mróz wchodził przez sień do pokoju i sypialni tak, że woda w wiadrze stojąca przy sypialnianych drzwiach zamarzała. Wyczuwaliśmy zdenerwowanie Niemców. Miałem już wówczas pełne 10 lat, dużo rozumiałem i wszystko chciałem wiedzieć. Słyszałem, jak Józio Pelczak chodził po wsi i tarabaniąc w bębenek ogłaszał, że każdy dom musi oddać na potrzeby frontu dwie pary rękawic wełnianych z dwoma palcami i po jednym swetrze. W tamtym czasie mieliśmy dwie owce, jedną białą i jedną czarną. Dzięki nim wywiązaliśmy się z obowiązku. A co mieli zrobić ci, którzy owiec nie mieli? W następnych ogłoszeniach zobowiązywano wszystkich gospodarzy posiadających konie do przygotowania sprawnego wozu lub sań i obroku dla zwierzęcia na 3- 4 dni, a także żywności dla siebie na taki czas. Należało także wypełniać szarwarki. W zimie obejmowały one odśnieżanie głównych dróg. Ludzie mówili, że Niemcy wysyłają na wschód pociągi pełne wojska, broni i żywności. Te same pociągi w drodze powrotnej załadowane były już tylko zamarzniętymi na kość trupami żołnierzy. Niektórzy, słysząc te opowieści, mówili, że dobrze Niemcom za wszystko, czego się dopuścili.

****
KONIEC CZĘŚCI DWUNASTEJ




poprzednia
część

 

 

Kazimierz Olender:
Zapamiętane z dzieciństwa

 

 

następna
część






 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020