dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
6073471 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
[źródło: Rocznik Podolski. Organ Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk poświęcony sprawom i kulturze Podola. Tom I - rok 1938. Tarnopol 1938. Nakładem Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wydano z zasiłku Funduszu Kultury Narodowej i Fundacji im. Wiktora hr. Baworowskiego.]

Stanisław Spittal (1891 -1964):


Lecznictwo ludowe w Załoźcach i okolicy.
część 30




Brodawki tzw. kurzawki, kurzedupki, (naevi pilosi, verrucae, molusci) powstają albo na skutek zapatrzenia się ciężarnej (1), albo powstanie ich wiąże się z roślinami i zwierzętami duchowymi. Dostaje więc brodawek ten, kto bosy przeszedł miejsce, gdzie koń się tarzał, podobnie jak przy liszajach, kto jako dziecko gniótł lub w ogóle zbierał jagody wilczego łyka (Daphne Mezereum), kto umył się w wodzie wyplutej przez żabę, lub kogo osikała schwytana żaba. Brodawki są zaraźliwe i przenoszą się na drugich przez zetknięcie, potarcie, podanie ręki, zwłaszcza wtedy, gdy są rozdrapane i krwawiące.

Gubi je sok z ostromlecza (Euphorbia pilosa), sok z jaskółczego ziela (Chelidonium maius) oraz sok ślepoty (mniszek lekarski - Taraxacum offic.). Należy jednak wpierw brodawki rozdrapać, a potem dopiero smarować którymś ze soków. Przy jaskółczym zielu należy ponadto posmarowane brodawki okładać jego liśćmi. Dalej gubią brodawki przez podwiązywanie włosieniem końskim (najlepiej z ogona), lub ochlapanie woskiem ze świecy, która paliła się w czasie pogrzebu. W tym ostatnim wypadku mają znikać bardzo szybko (Czystopady). Są również w użyciu środki sympatyczne. Należy więc tyle ziaren grochu (Pisum sativum), ile dany osobnik ma brodawek, wrzucić do studni i natychmiast tak szybko uciekać, by nie słyszeć uderzenia ziarnek o wodę; albo wziąć tyleż ziaren grochu, toczyć je dokoła brodawek i zakopać pod skap dachu (miejsce, na które ze strzechy spływa woda deszczowa), a wszystkie brodawki przepadną, jakby ręką odjął (Gaje za Rudą). Można też porachowawszy brodawki nawiązać tyleż guzków na sznurku i zakopać go pod skopem chaty, a w miarę tego, jak guzki będą gnić i rozpadać się, będą odpadać również brodawki (Załoźce), lub policzywszy brodawki napisać ich liczbę na kartce i wrzucić ją w ogień palący się w piecu. (Załoźce). W obu tych wypadkach mamy przejście choroby na sznurek, czy kartkę, która wraz z ich zniszczeniem znika sama. Można również do paleniska w piecu rzucić tyle ziarnek prosa, ile jest brodawek, ale rzucając poza siebie, tj. nie patrząc na ogień i mówić równocześnie: zgińcie, przepadnijcie. Gdy przy jedzeniu spadnie kawałeczek chleba od ust na ziemię, podejmują go i okrążają nim brodawki, które stracą się. Twarz i ręce, na których są brodawki dobrze jest obmywać wodą, którą zmywano świeży chleb po wyjęciu z pieca, po czym wodę tę należy z powrotem wlać do pieca. Woda wyparuje razem z brodawkami, które przeszły na nią.

Róża (erysipelas) jest bardzo dobrze naszemu ludowi znana i bardzo rozpowszechniona. Wedle wierzenia, najczęściej powstaje ona z zalęknięcia się. Gdy pokaże się, to miejsca przez nią zajętego nie pozwalają obmyć wodą, boby się zastudziła, a wtedy powstałyby rany jątrzące się i gnijące. Róży w ogóle wodą moczyć nie wolno, bo ona się wtedy sprzeciwi. Natomiast można ją obmywać wódką, albo własnym moczem. Róża może być zresztą różnogatunkowa sucha i pęcherzowata i wiatrowa i wodna i wędrująca, zależnie od zewnętrznego wyglądu, bólów z nią związanych, no i rzekomej przyczyny powstania. Suchą nazywają tę różę, która łamie po kościach, wiatrową tę, która powstała z wiatru, a po zamówieniu zaraz znika, wędrującą tę, która przerzuca się z miejsca na miejsce, pęcherzowata daje pęcherze później ropiejące.

Różę leczy się zbrzydzeniem, spalaniem, zamawianiem i środkami sympatycznymi. Zbrzydzić można ją przez posmarowanie smarklami, własnym kałem (rzadko używane), lub świeżym, jeszcze ciepłym kałem krowim. Ten ostatni środek jest najczęściej w użyciu. Przed spaleniem owijają różę albo sinym papierem (jakim pakowano przed wojną głowy cukru), albo i to w 99% czerwoną szmatą, jednak posypawszy wpierw chore miejsce miałką kredą, albo przyłożywszy liście ćwikłowego buraka, ewentualnie owijają workiem z mąki świeżo z młyna przywiezionym. Ale wszystko to robi się tylko do chwili nadejścia doświadczonej baby, znachorki, która najpewniej i najszybciej leczy różę przez spalanie, przed którym zazwyczaj odbywa się zamawianie przez szepetuchę. Chore miejsce otacza znachorka dokoła obrączką ślubną, lub opisuje je kredą poświęcaną w dzień Trzech Króli, przy czym mówi: Ja słuha Bożyj (Boża) pryzywaju w pomicz Matińku Bożu. Maty Boża Poczajewska, Kochawińska, Podkaminecka, Ratyska, Załozecka! stań myni do pomoczy na ratunok z łasky swojij i z Duchom Światym!

Różeczko, panieneczko!
wże sia ty biłoho tiła nakruszyła,
żowtoji kosty nałomyła,
czerwonoji krowy napyła,
synych żył nassała.
Idy sobi duby krutyty
na lisy, na bory, bołota, oczereta,
rizstajniji dorohy.
Wyjdy zi słuhy Bożoho,
chryszczenoho (np.) Iwana,
a wsi świati pomożit meni!
(1)

Po wypowiedzeniu szeptem tych słów zamawiająca dmucha trzy razy na miejsce różą zajęte i odmawia trzy Ojcze Nasz i trzy Zdrowaś. Przy zamawianiu - jak widzimy - ma zastosowanie magiczne koło i występuje pomoc świętych. Czasem na zamawianiu kończy się leczenie. Przeważnie jednak zaraz po zamówieniu przystępuje szepetucha do spalania róży. Chore miejsce przykrywa ona czerwoną szmatą, a na niej rozmieszcza trzy razy po dziewięć kuleczek z przędziwa lnianego lub konopnego. Używa ona do tego kłaków maczanych w spirytusie. Na gałeczki te skrobie kredę poświęcaną w dzień Trzech Króli, po czym zapala je po kolei, a pozostały popiół zdmuchuje. Czerwona szmata ma przedstawiać różę zupełnie bierną, która pod wpływem ognia więdnie i zamiera. Jak płomień trawi cały szereg kuleczek lnianych, tak i róża spłonie. Czasem zapali się przy tym i czerwona szmata. Jest to złym znakiem; róża wtedy daje poznać, że jest uparta i długo będzie się trzymać chorego. Rozumie się, że spalanie róży wtedy daje dobry rezultat, gdy dech spalającego jest dobry. Gdy róża pojawia się na twarzy, spalają ją albo w podany sposób, albo nakrywszy twarz czerwoną szmatą i położywszy tylko dziewięć kuleczek z kłaków rzucają je do ognia licząc na odwrót: nie dziewięć, osiem - nie osiem... jeden - nie jeden, żaden. Zmniejsza się róża wraz ze zmniejszaniem się ilości gałeczek, aż znika zupełnie. Na miejscu zajętym przez nią można również palić czerwone płatki kwiatowe lub liście róży czerwonej. Po spaleniu zawsze należy jeszcze miejsce spalania nakryć czerwoną szmatą. Niekiedy znachorki po zamówieniu i spaleniu róży dają jakieś ziele, które każą mieszać z płatkami róż i podawać choremu do picia w odwarze. Jednakowoż należy przy tym codziennie używać płatków róż innego gatunku lub koloru, a więc dzikiej, cukrowej, ogrodowych: czerwonej, żółtej, białej itd.

Zadzierki (ragades) są nieodłączną ozdobą palców chłopskich. Oczywiście przy ciężkiej pracy i zupełnym niepielęgnowaniu rąk bardzo o nie łatwo. Dostaje je każdy, kto idzie z moczem do drewutni, kto zgartuje śmiecie z ławki miotłą, kto nosi cośkolwiek za pazuchą i ten, kto chleba nie kraje, tylko łamie. Aby się ich pozbyć, powinien dotknięty nimi osobnik grzbietem ręki (a nie dłonią) podgarnąć od siebie ku piecowi popiół po wsadzeniu chleba. Zadzierki będą się trzymały przez cały rok tego, kto w dzień wigilijny kosztuje strawę palcami.

Krostę, ochotnicę, tj. świerzb (scabies) wywołuje maleńki robaczek tej nazwy. Gdy się ona tylko w jakim domu ukaże, bynajmniej tego nie tają, ale przeciwnie głoszą o tym powszechnie, bo zatajona krosta trwałaby nawet przez siedem lat, a rozgłaszana przejdzie do tych, którym się o niej opowiada. Ale jeszcze lepiej nie opowiadać o chorobie, bo słuchający może czar zniweczyć, tylko biegając po ulicy, dokoła domu i po podwórzu krzyczeć w niebogłosy, jakby się paliło: u nas jest krosta. Jeśli ktoś krzykiem zwabiony, z ciekawości przyjdzie zapytać się o szczegóły, krosta dom nawiedzony zaraz opuści, a przeniesie się do domu pytającego. To ogłaszanie choroby ma zastosowanie nie tylko przy świerzbie, ale i przy innych uporczywych chorobach (Załoźce). Jeżeli tym magicznym sposobem krosty pozbyć się nie można, to albo smarują cierpiącego zwyczajnym dziegciem (mazią) do smarowania osi, albo nacierają go mieszaniną sinego kamienia (siarczek miedzi), siarki i smalcu, lub podobnie jak przy parchach wywarem ciemierzycy, kwasem z kiszonej kapusty, lub kąpią w wywarze kobylaka (szczaw koński). Jednak już coraz częściej wchodzi w użycie apteczna maść Wilkinsohna. Rozumie się, że leczenie polega na jednorazowym dokładnym nasmarowaniu się, po którym następuje kąpiel, lub dokładne zmycie się kończące kurację.

Wszy, tzw. nędza, kuska (pediculosis), które są nawet i teraz jeszcze dość częste u wieśniaków, bo ci nie mają czasu na zajęcie się sobą mając na głowie tyle roboty, zwiększają oczywiście szereg zdrapań i wyprysków, a w następstwie tych ilość schorzeń skóry. Lud nie rozróżnia wszy głowowej, odzieżowej i łonowej, tylko dzieli je na duże i małe. Powstają one z zadania przez czarownicę, lub jako kara za grzechy. Stale żyją w ukryciu pod skórą i tam się rozmnażają, a dopiero na skutek złej woli czarownicy wydostają się na zewnątrz. Kto w niedzielę w świeżej i czystej bieliźnie szuka za wszami, mieć je będzie (kara Boża). Gdy babie pierzącej bieliznę życzy się szczęść Boże, w bieliźnie będą wszy. Szukający za nimi w głowie winien szukać na prawej i lewej połowie głowy, bo inaczej zabłądziłby łatwo i to gdziekolwiek. Jeśli chory, zwłaszcza z otwartymi ranami ma umrzeć, to wtedy w ranach ukazują się masowo wszy.

Aby się wszy pozbyć, nacierają się naftą (kamfiną). Najczęściej dotyczy to głowy, ale nieraz i całego ciała. Czasem kupują szarą maść w aptece i nią się nacierają, ale nie zmieniają przy tym bielizny, ani się nie kąpią, ani nie przepatrzą kożuchów, czy szmat, którymi się okrywają.

Na pluskwy gotują świeże łupki z ogórków i tym zalewają ściany i sprzęty.

W zakończeniu rozdziału o skórze omówię włosy, ozdobę zwłaszcza płci nadobnej, a przede wszystkim dziewcząt. Choroby bowiem włosów ważną rolę odgrywają w medycynie ludowej. Dawniej wszystkie dziewczęta wiejskie marzyły o bardzo długich i bardzo grubych warkoczach (kosach), dlatego też tradycja ludowa przekazała nam cały szereg przepisów i zabobonów dotyczących ich pielęgnacji. Obecnie w mieście warkocze widuje się wyjątkowo, gdyż już najmniejszym nawet dziewczętom obcinają włosy robiąc chłopczącego aniołka z kręconymi lokami. Na wsi jednak jeszcze walczy stara tradycja z nowinkami mody. Tam jeszcze widać splecione kosy obok obciętych włosów z falą loczków, zwijanych na papierkach wydartych ze zeszytów szkolnych. Na wsi są też włosy w każdym wypadku w poszanowaniu, a gdy zaczynają wypadać towarzyszą temu zgryzota i zmartwienie.

Aby zapobiec wypadaniu włosów, kobiety myją głowy w odwarze pokrzywy, żeby zaś pięknie rosły, w czasie pierwszego deszczu majowego odkrywają głowy, włosy bowiem będą tak pięknie rosły, jak trawa po wiosennym deszczu, a przy tym i głowa nie będzie bolała, no i wszy w niej się nie zamnożą. W tym samym celu myją głowę w odwarze korzenia łopucha (Lappa maior), łodygi i kwiatu rumianku, w kwasie buraczanym (barszczu), w kwasie kiszonej kapusty, w odwarze konopi (co jednocześnie zapobiega bólowi głowy), w korzeniach chmielu (Humulus lupulus), w wodzie z rozbitym w niej żółtkiem, w serwatce, w odwarze ziela zwanego kosyci Matery Bożoji (traganek szerokolistny - Astragalus glycyphyllos), gdy chodzi o to, by włosy były tak długie, jak pędy tej rośliny. Żeby zaś włosy pięknie się kręciły, myją je w wodzie z piwem lub w samym piwie. Puszystość i jedwabistą miękość nadaje im obmywanie w deszczówce; zwłaszcza deszczówka marcowa ma być szczególnie skuteczna.

Wyróżnia się wśród leków tzw. linowysko, zrzucona skóra węża (najczęściej zaskrońca), którą tłuką na proch i gotują w wodzie. Mycie w niej głowy ma być środkiem niezawodnym, jednakże równocześnie bardzo niebezpiecznym. Włosy rosną wtedy tak bujnie i tak szybko, że formalnie duszą ich właścicielkę. Wedle opowieści była tu taka dziewczyna, która przez linowysko zamiast zadowolenia znalazła nieszczęście. Włosy rosły jej tak potężnie, że codziennie wieczorem musiała je obcinać aż do skóry, a mimo to rano już znowu sięgały do samej ziemi, a wiły się przy tym niczym kłębowisko wężowe. Jednego wieczora dziewczyna czy bardzo zmęczona, czy może nie bardzo zdrowa zapomniała o obcięciu włosów. Rano znaleziono ją martwą z ogromnym splotem włosów, okręconych dokoła szyi w kilku śmiertelnych pierścieniach. Tak to ukarana została płocha dziewczyna za pragnienie niezgodne z wolą Bożą, bo Bóg jakim kogo stworzył, takim go chce widzieć i mieć.

Ale wierzenie o karze Boskiej nie odstrasza dziewcząt rozmiłowanych w pięknych włosach. Każdego miesiąca w piątek po nowiu obcinają one włosy na samym końcu warkoczów, a obcięte kosmyki noszą za pasem od spódnicy tak długo, dopóki ich przypadkowo nie zgubią. Chcą w ten sposób zaznaczyć, że włosy ich powinny sięgać poniżej stanu. Pierwszy raz w ten sposób podcięte włosy wsadza się do strzechy, by były tak gęste, jak strzecha.

Szkodzi porostowi włosów łupież. Aby więc nie mieć tzw. parpli, należy nowym grzebieniem czesać wpierw kota, lub psa, a potem dopiero własną głowę. Włosy wtedy będą tak gęste, jak u kota, czy psa, a zarazem wolne od łupieżu, bo tego ani kot, ani pies nie mają.




Oryginalne przypisy:

(1) Podobne zamawianie przytacza Kolberg: Chełmszczyzna.




poprzednia
część

 

 

Stanisław Spittal:
Lecznictwo ludowe w Załoźcach i okolicy

 

 

następna
część



 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020