dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
5786435 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
[źródło: "Łowiec" Rok 51 Nr 8 z 16 kwietnia 1929. Zachowano oryginalną pisownię.]

Notatki bibljograficzne.

Z głosów prasy o "Wspomnieniach" Wodzickiego.

W "Kurjerze Warszawskim" (Nr. 37., z dn. 7. lutego b. r., wydanie wieczorne, str. 5.), pojawiła się, z powodu nowego wydania "Wspomnień z życia łowieckiego", obszerna, feljetonowa recenzja Z. Dębickiego, jednego z najznakomitszych krytyków doby obecnej. Powtarzamy ją w całej jej pięknej osnowie dla tych Czytelników "Łowca", którzy nie mieli sposobności zapoznać się z nią w oryginale.

Kazimierz Wodzicki nie żyje już dawno. Umarł w r. 1889-ym, a więc czterdzieści lat temu. Pozostała jednak po nim pamięć, jako po znakomitym myśliwym i równie znakomitym pisarzu. Jego "Wspomnienia z życia łowieckiego" słusznie uważane są za arcydzieło literatury łowieckiej. Zresztą, nietylko krytyka ma o tem takie zdanie. Najlepszy i najsprawiedliwszy sąd o tej przepięknej książce wydała czytająca publiczność, która dawno rozchwytała i wcieliła na zawsze do swoich bibljotek domowych dwa pierwsze wydania "Wspomnień".

Obecnie, z inicjatywy małopolskiego Towarzystwa łowieckiego otrzymujemy w nakładzie księgarni Gubrynowicza i Syna we Lwowie trzecie ich wydanie. Znaczy to, iż książka może jeszcze liczyć na pokup.

Cóż w niej jest takiego, co może jej zjednać czytelników w tak mało czytającem, jak nasze, społeczeństwie i w dobie takiej, jak dzisiaj, obojętności dla literatury ?

Talent pisarski? Zapewne. Nie był go Wodzicki pozbawiony. Ale nie był on pisarzem zawodowym. Zaczął pisać dopiero na starość: pióra imał się z amatorstwa. Nie mógł współzawodniczyć z takim np. współczesnym sobie Janem Zacharjasiewiczem, który pisał daleko łatwiej i płynniej od niego, a którego, pomimo to, dzisiaj nikt już nie czyta. Wodzickiego tymczasem czytają i będą czytali.

Dlaczego ?

Dlatego właśnie, że niema w nim nic z literatury, że niema tam żadnego zmyślenia artystycznego, żadnej "wizji rzeczywistości", na której opiera się powieść, ale jest sama rzeczywistość. Niema tam także ludzi, niema ludzkich typów i charakterów, tj. tego, co zmienia się i przemija, jest natomiast tylko to, co zostaje, trwa, żyje ciągle, od wieków jednakowem życiem - przyroda.

Powiedzieć mi ktoś na to może, że i tu zachodzą zmiany, że z powierzchni ziemi znikają knieje, pełne dzikiego zwierza, a na ich miejsce przychodzi pług i przeobraża nowiny w uprawne pola.

Prawda, ale nie wszędzie. Są jeszcze w Polsce odwieczne lasy, są jeszcze takie wertepy, gdzie człowiek rzadkim bywa gościem.

Tam właśnie polował przed laty Kazimierz Wodzicki i tam do tej pory nie wiele się zmieniło - w górach karpackich. A jeśli się nawet co zmieniło, jeśli gdzie topór wystraszył zwierzęta, to przecież wieje ztamtąd ku całej Polsce jakimś szerokim tchem i jakiemś niespożytem pięknem. A ten właśnie dech szeroki i to niespożyte piękno Wodzicki doskonale odczuwał. Przez to będzie nam zawsze blizki i drogi: nam - to nie znaczy tylko myśliwym, łakomie chłonącym jego opowiadania o doznanych przygodach, lecz wszystkim miłośnikom ziemi ojczystej i jej krasy.

Cóż bo to za przedziwny kraj: "urocze niebo, góry, stykające się z chmurami, istny Olimp bez bogów, w dolinach snujące się srebrzyste strumienie w ramach kwiecistej murawy".

"Nie było tam drobnego zwierza - opowiada Wodzicki - nie było grubej zwierzyny, lecz co się uchowało, rozrastało się w olbrzymie rozmiary, istne przedpotopowe potwory. Odyńce tam żyły z groźnemi szablami, z czubami na głowie, z grzywą rzeczywistą na krzyżach, podniesioną do góry, - był pojedynek tak rozzuchwalony, że od psów nawet nie trapiony, rzucał się na ludzi, baby i pastuchów, szukał człowieka, aby z nim walkę stoczyć, i to w biały dzień. Najodważniejszemu drgało serce, a nieraz najciętsze psy wzięły ogony pod siebie i przyznały się do tchórzostwa, żyły tam niedźwiedzie, czarne i bure, a rogacze tak duże i szerokie w krzyżach, jak daniele".

W tej to okolicy polował w roku 1839-tym jeden z najświetniejszych myśliwych polskich i zarazem, kto wie, czy nie jeden z najbystrzej obserwujących faunę miejscowa przyrodników. Bo Wodzicki nie był tylko zdobywcą trofeów łowieckich. Z każdego polowania, z każdej włóczęgi po tych lasach dziewiczych, przynosił on z sobą do domu daleko cenniejszą od kłów dzika i rogów jelenich zdobycz - wzbogaconą mnóstwem wrażeń różnolitych duszę własną. Z tych wrażeń układają się jego opowiadania myśliwskie. One to stanowią dzisiaj najtrwalsze ich walory, które oceni, obok myśliwego, każdy artysta i każdy przyrodnik.

Ileż tu barw roztartych na palecie, ile głosów ziemi, ile pogodnego błękitu nieba, ile bezpośredniego, szczerego obcowania z życiem leśnem, ile przyjaźni dla ogarów i kundysów, towarzyszących łowom... A jakąż przepyszną to wszystko napisane polszczyzną! Orzeźwia ten język, taki czysty, taki rdzennie polski, tak rasowo swój, tak zdrowy i jędrny w sobie, obmywa nas z kurzu zachwaszczonej dzisiejszej mowy "miejskiej", jak woda kryniczna, uczy myśleć i czuć inaczej.

Dla tego języka, obfitującego w słownictwo bogate, a tak mało dzisiaj nawet przez pisarzy - poza jednym Weyssenhoffem - znane i używane, "Wspomnienia" Wodzickiego powinny się stać lekturą jaknajpowszechniejszą, kto wie nawet, czy nie obowiązkowa lekturą szkolną. W każdym razie nauczyciele przyrody w szkołach średnich powinni baczną zwrócić uwagę na tę książkę i polecić ją najgoręcej swoim uczniom. Niechże w czasach, kiedy wilk jest już tylko lupus in fabula przeczytają, jak to się jeszcze przed laty sześćdziesięciu polowało na wilki "z prosiakiem" lub na mądrego niedźwiedzia w kniei karpackiej.



[źródło: Seweryn Krogulski "Szkic dziejów łowiectwa w Polsce. (Ciąg dalszy).". W: "Łowiec" Rok XXXVIII Nr 23-24 z grudnia 1915 r. Zachowano oryginalną pisownię.]

[Kazimierz Wodzicki] (...) Jednoczył on w sobie nietylko wielkie myśliwstwo i jego cnoty, lecz posiadał i to, co opromienia łowiectwo tym przedziwnym urokiem poezji, jakiemu nawet najobojętniejsi oprzeć się nie zdołają, - a mianowicie głębokie ukochanie i zrozumienie przyrody i jej tajemnic, oraz dar ich wypowiadania.

W tem właśnie tkwiła moc jego zdumiewającego wpływu na otoczenie i młodych myśliwych.

Nauka polska oddała mu już dawno zasłużony hołd, zaliczając go do jednego z najsumienniejszych i najbystrzejszych obserwatorów i badaczy życia naszej fauny i ornis. Nie pora więc tu przypominać, że żywot tego męża był wypełniony wielką i dostojną pracą, nie cofającą się przed żadnym wysiłkiem myśli ni ciała, aby osiągnąć cel zamierzony, aby rozsunąć najdrobniejszą bodaj fałdkę wielkiej zasłony, w którą przyroda tak zazdrośnie kryje swe wiecznie młode oblicze.

Jako przyrodnika - myśliwego uczcił go w pięknej książce p. t. "Kazimierz Wodzicki jako myśliwy" Aleksander Rembowski, który omawiając "Zapiski ornitologiczne", doskonale zrozumiał i odczuł, na czem polega ów właściwy jego pracom literackim wdzięk:

Nie przypominam sobie, aby jakakolwiek rzecz w druku interesowała w równym stopniu najzagorzalszych myśliwych i łowców, jak "Zapiski ornitologiczne" Wodzickiego. Wywoływały one zwykle żwawe turnieje polemiczne, ale nie w łamach dzienników, tylko w kniei, wśród chwilowego wytchnienia, lub przy obozowisku nocnem. Wówczas Wodzicki wśród sędziwych nemrodów znajdował nie szyderczych krytyków, lecz życzliwych obserwatorów, którym się udało wykraść z życia ptaków lub zwierząt kilka tajemnic, nieznanych jemu samemu. Zazwyczaj wówczas odzywał się jakiś sędziwy hetman kniejowy, w sposób mniej więcej następujący: "Wodzicki przytacza o jastrzębiu gołębiarzu takie a takie zdarzenia, mnie zaś trafiły się dwa lub trzy wypadki, jeszcze osobliwsze". Tu następowało opowiadanie, rzucające zwykle jaśniejsze światło na charakter dzikiego ptaka lub zwierza. Nadto dodać winienem: że posiwiali w łowach myśliwi, czytający "Zapiski" Wodzickiego, uważali się za jego kolegów i towarzyszów, choć go nigdy w życiu nie widzieli na oczy. Nikomu z nich nie przyszło też na myśl uważać Wodzickiego za uczonego przyrodnika, lub za artystę - literata, odtwarzającego piękno w naturze. Podobnie fantastyczne posądzenia odsuwali oni daleko od siebie, przyznając mu zato bezspornie, iż we wszystkich stronach kraju należała mu się godność nietylko nestora, ale i najpierwszego z myśliwych polskich.

Jednakże, ktoby mniemał, że w "Zapiskach ornitologicznych", lub w innych pracach Wodzickiego, niema głębokiego znawstwa przyrody, które mu zapewniało, nawet w rzędzie uczonych, poważne stanowisko, tenby się kapitalnie pomylił. Wodzicki, nietylko sam umiejętnie i przy pomocy nauk przyrodniczych obserwował, lecz starał się zarazem z obserwacjami innych zapoznać. Dlategoto studja ornitologiczne i myśliwskie traktaty obcych literatur wertował pilnie, a nawet, pisząc monografię o sokolnictwie, zapoznał się z historją literatury, powyższego przedmiotu dotyczącą. Uczeni przyrodnicy, jak np. Taczanowski, posiłkowali się często spostrzeżeniami Wodzickiego i nie raziło ich to bynajmniej, że kreśląc swe "Zapiski", nie przystrajał się w urzędową togę uczonego, lecz pozostawał zawsze w formie, treści i tonie prawdziwym myśliwym.

Właśnie tej okoliczności, że w "Zapiskach" tkwi zaklęty myśliwy, zawdzięczają prace Wodzickiego ów nieprzeparty urok, jaki wywierają na nemrodową rzeszę. Każdy ptak Wodzickiego, w "Zapiskach" schwycony, to nie wypchany egzemplarz, wymierzony i opisany z benedyktyńską skrupulatnością przez fachowego ornitologa. Ptak Wodzickiego staje przed wyobraźnią naszą piękny, żywy, z całym zasobem swych przyzwyczajeń oraz instynktów i z bogatym skarbcem mowy śpiewanej, pełnej najróżnorodniejszych
gwarów, tkliwych kwileń, namiętnych pień i ostrzegających świstów. Wodzicki odtwarza nam każdego ptaka, lub zwierza, w całokształcie jego żywota. Beztroska niemowlęctwa, porywy młodości i dolegliwość sędziwości, wszystko to skreślone jest z niezaprzeczonem poczuciem prawdy. Rozkosze życia rodzinnego, wady i przymioty charakterów obojej płci, a nadewszystko niebezpieczeństwa dalekich wędrówek, w które z jesienią, zarówno drobne ptaszę, jak i potężni możnowładcy powietrzni, wyruszyć muszą, pochwycił Wodzicki tak umiejętnie, że zdaje się, iż natura swemu ulubieńcowi odkryła nieprzebrane skarby powabów, ukryte przed oczyma zwykłego śmiertelnika.

Wodzicki potrafił też podpatrzeć najskrytsze tajniki życia ptaszego. Czasami był świadkiem wzruszających scen poświęcenia, częściej jednak wstrząsał nim widok zbrodni i przestępstw, które ani na chwilę nie przygłuszyły w nim litości i przywiązania do skrzydlatych winowajców. Daremnie drobna sikorka, lub napuszysty bąk, starał się przed Wodzickim ukryć gorętsze objawy przywiązania małżeńskiego. Po za kotarą z gęstwiny zielonej, lub z nieprzebytego szuwaru, pewny swego utajenia ptak, dawał się podejrzeć przenikliwemu oku myśliwca, który z cierpliwością bez granic badał rysy jego charakteru. Wodzicki dawał nam jednak ptaka, nietylko w boju i pokoju, w radości i smutku, w świetności młodocianej i w zgnębieniu starczem, ale nadto odtwarzał tegoż ptaka w otoczeniu wspaniałem natury, w jakiem go każdy z myśliwych podziwiał i zdobywał.

Dlatego to każdemu z sędziwych nemrodów "Zapiski" Wodzickiego pachniały żywicą puszcz lub sianokosem rozległych łąk. Z obrazów jego zdawał się podnosić opar, osłaniający wieczorem lesiste moczary, lub pierzchały poranne mgły przed promykiem wschodzącego słońca, zaklętego w jego opowieści. Gwary radosne wiosennych przybyszów, zarówno jak i smętne przedodlotne sejmy ptasie, niepochwytny, a tak różnolity czar lasu w czterech porach roku, cały ten tak pełny skarb polskiej przyrody, przedstawił Wodzicki w swoich pracach. Niezawodnie miał on potężnego i zwycięskiego współzawodnika w Adamie Mickiewiczu. Kto z nas jest w stanie zapomnieć ów przedziwnego uroku obraz litewskich lasów, skreślony w "Panu Tadeuszu", lub ów przylot z odległej wędrówki rzeszy ptasiej, gdy "w ciemnej głębi nieba wciąż jęczą żórawie". Są to niedoścignione arcydzieła, w których na każdym kroku znać duchowe piętno genialnego wieszcza. Ale jeśli puszcze litewskie i cała natura kraju występuje w "Panu Tadeuszu" nieporównanie piękną, to w pracach Wodzickiego jest ona nieporównanie rzeczywistą. Znać w nich myśliwego, który zżył się z puszczą, jak z domem własnym i na stanowiskach spędził więcej czasu, niż pod dachem. Do odtwarzania zaś obrazów natury, język dostarczał Wodzickiemu tak pięknych i świeżych barw, że czytającemu mimowoli zdaje się, że widzi poranną rosę na brodatych mchach i wrzosach, lub słyszy chrzęst śniegu, pod racicą czarnego lub płowego zwierza. Dlatego to myśliwi, czytając prace Wodzickiego, uważają go za swego "primus inter pares" i nie zechcą go nigdy ustąpić fachowym uczonym przyrodnikom, lub w ogóle pisarzom z fachu.

Takim jest Wodzicki w swoich dziełach pisanych.

Drugiem dziełem, to jego życie samo, niespisane dokładnie, lecz przejawiające się w przygodnych opowiadaniach myśliwskich z Karpat, z polowań na niedźwiedzie, wilki, dziki, rysie i jelenie.

Rozrzucone po rocznikach "Łowca", z lat jego zarania i późniejszych, odtwarzają dość duży okres czasu tradycji myśliwskiej, właśnie z owych pięknych dni młodości, kiedyto "nóg wał żaden ni płot nie utrudzał", a miedza cudzego zagonu nie istniała.

Sam Wodzicki kilkakrotnie w swoich "Wspomnieniach" wyznaje, że z powszechnego prawa polowania, a raczej z powszechnego bezprawia w owych czasach - później jemu samemu dalekich duchem, - korzystał.

"Roku 1869. polowałem w lasach... czyich? tego z nas nikt nie wiedział". A przecież mimo to rozumiał i oceniał dokładnie, że nieetyczny obyczaj ten nie powinien mieć miejsca.

Wyrzeka się latem złotej swobody i organizuje "Zakon Lisowicki".

Posłuchajmy, co o tej organizacji mówią jej kroniki:

"Rewiry lisowicki, bolechowski i taniawski, dzierżawione przez Towarzystwo, a położone u stóp Stryjskiego Beskidu, są obecnie własnością Skarbu Państwa i obejmują, wraz z przyległymi obszarami, przestrzeń około 30.000 morgów.

"Prawo polowania na obszarach tych wykonywali przed rokiem 1871. rozmaici, mniej lub więcej sumienni myśliwi.

"To też, gdy w roku 1871. Kazimierz nr. Wodzicki, w spółce z Leopoldem hr. Starzeńskim, Stanisławem hr. Stadnickim, Alfredem hr. Borkowskim i Wacławem Hudetzem polowanie to zadzierżawili, rewiry te przedstawiały przerażający obraz pustkowia i wyniszczenia: dzików było mało, niedźwiedź nieustannem strzelaniem wypłoszony unikał starannie tej części Podgórza - sarny, przez nieutrudzonych strzelaczy na podjazdach wybite, były rzadkością. W tych warunkach wziął Wodzicki to polowanie. Trzeba było tak głębokiego znawstwa łowiectwa, takiego ukochania przyrody i umiejętności zgłębiania jej tajemnic, jakie posiadał Wodzicki, aby, ufając warunkom topograficznym i klimatycznym kniei, nie dać się odstraszyć niepowodzeniami lat pierwszych, wytrwać na stanowisku i - o ile to wogóle w półdzikich kniejach było możliwem - podnieść stan zwierzyny łownej. Trzeba było jego taktu i konsekwencji w działaniu, aby zorganizować Towarzystwo i stworzyć drużynę myśliwską karną, a przytem wesołą i swobodną, a zarazem wolną od samowoli i wybryków niełowieckich, towarzyszących nieraz tej szlachetnej łowieckiej rozrywce.

"To tez karność lisowicka weszła prawie w przysłowie. Towarzystwo lisowickie nazywano nieraz w żarcie, na wzór dawnych Zakonów rycerskich "Zakonem myśliwskim". To było ideałem łowieckim naszego założyciela, a członkowie przejęci tymi zasadami, starali się zawsze w myśl jego postępować i działać." (...)

Powstał cały szereg osobliwych praw lisowickich, nieprzewidzianych coprawda żadną ustawą łowiecką, - niemniej przeto bezwarunkowo obowiązujących. Karom surowym i grzywnom podlega każde myśliwskie przekroczenie, obojętne jakiej natury: czy to będzie zaniedbanie środków ostrożności w obchodzeniu się z bronią, czy lekkomyślny strzał na niepewne do grubego zwierza, czy pomyłka w rozróżnieniu rogacza od siuty, lub cieciorki od koguta, czy wreszcie strzał do czegoś niełownego, winowajca ulega karze i sroższej od kar wymówce kronikarza, który umie zawsze, choćby w milowych odsyłaczach i kołowaniach, wskazać grzesznika, ponad wszelką wątpliwość wyraźnie.

Przywilej i obowiązek piszącego protokoły polowań mówienia prawdy, oraz docinki towarzyszy poskramiają wszelkie niemyśliwskie zapędy niewątpliwie silniej, niż kary, choćby najostrzejsze. (...)

Że zaś Lisowice - to knieja prastara i mroczna, goszcząca niedźwiedzia, rysia, dzika, wilka, żbika i jelenia - same dostojniki! - do których strzał bywa najczęściej szczytem marzeń myśliwskiej duszy - więc łatwo sobie wyobrazić, jak barwny węzeł splata się z takich górnych porywów oraz nastroju, usiłującego obniżyć każdy rzeczywisty tryumf i ściągnąć z Olimpu, choćby największego "łowca przed Panem", jeśli tylko drobnostką najmniejszą "splami" honor myśliwego - rycerza bez skazy i zmazy!

Z tego związku poważnych łowów i rozpasanego, choć niewinnego humoru myśliwych, zrodził się ów wyłączny dla Lisowic urok swoisty, - jakiego nie posiadają żadne inne łowy w naszym kraju.

A może i nietylko w kraju: wątpić bowiem wolno, czy gdziekolwiek na świecie istnieje towarzystwo myśliwskie o czterdziestutrzyletniem nieprzerwanem istnieniu, na tem samem miejscu i z niezmienionemi ani na włos tradycjami!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020