Henry Śliwa:
Piec chlebowy.
Brak piekarni na wsiach zmuszał ludność do własnego wypieku chleba.
Piece chlebowe budowano w jednym kompleksie z kuchnią do gotowania. Materiałem budowlanym była tylko glina. Piec z kuchnią ustawiony był przy ścianie komory w narożniku izby. Na prostokącie 80 cm x 120 cm wyklejano bryłę do wysokości około 70 centymetrów. Powierzchnia tej podstawy była blatem - dnem przyszłego pieca. Kształt wnętrza. tzn. dno płaskie, a boki i góra - sklepienie półkoliste, robiło się z desek. Taki drewniany model stawiało się na tej podwalinie i oklejało warstwą gliny. Z przodu nie zaklejonej części tej formy budowało się komin. Też uformowany od wewnątrz deskami. Otwór dymny w tej ścianie od komory był nieco poniżej sufitu. Tak wyklejony piec wymagał kilkutygodniowego suszenia. Po wyschnięciu wypalało się wewnętrzne rusztowanie.
PIEC CHLEBOWY (kliknij, żeby powiększyć)
Nagrzewanie rozpoczyna się od tylnej najgłębszej części i stopniowo przesuwa się palące drewno do przodu. Do tego celu służyła kociuba - długi drąg zakończony poprzeczną deseczką na kształt motyki. Pod koniec rozgrzewania pieca, kiedy drewno paliło się już dużym płomieniem, na skraj paleniska kładło się takie placki (1-2) wielkości średniego talerza i grubości kostki masła z ciasta przygotowanego na chleb i piekło się je pod tymi płomieniami. Stąd chyba nazwa tych placków "podpłomyki". Były one rarytasem dla dzieci głodnych łakoci, bo innych nie było, a i po trosze próbką wypieku, czy czegoś nie brakowało.
Kiedy piec się nagrzewał, to wcześniej zarobiło się ciasto. Mąka żytnia, woda, sól i z poprzedniego wypieku zostawiona gomółka ciasta na rozczyn (bakterie). Dzieżę z tym ciastem nakrywano płótnem - taki pokrowiec - i na to jakieś kożuchy i tak ocieplone ciasto rosło. Po urośnięciu ciasto porcjami wkładało się do koszyczków okrągłych, uplecionych z wałeczków ze słomy - takie miseczki. Kiedy ciasto w tych koszyczkach znowu urosło, to wtenczas kładło się je na specjalną drewnianą łopatę do chleba do góry koszyczkiem i dopiero wtedy koszyk zdejmowano, a ciasto wkładało się do pieca. Na jeden wsad wchodziło około 10 chlebów.
Jak sprawdzano, czy chleb jest już upieczony? Wyjmowało się gdzieś ze środka pieca bochenek i pukało palcem w spodnią część, tak jak się puka do drzwi. Po odgłosie gospodyni poznawała jego stan i decydowała, czy już jest upieczony, czy też musi jeszcze poleżeć w piecu. Wyjęty z pieca chleb był smarowany po wierzchniej skórce wodą. Do tego celu było przeznaczone kilka związanych lotek, piór z gęsi. Chleb po wyschnięciu nabierał złotego połysku, miał ładnie odciśniętą koronkę z koszyka. I żaden inny chleb nie był tak smaczny, i tak pachnący, i tak duży (około 3 kg bochenek).
Spisał po latach:
Henryk Śliwa
wnuk Jana Dajczaka Halaburdy z Bzowicy
Stargard Szczeciński, luty 2008 r.
(rysunek Autora)
Nie dysponujemy na razie zdjęciem ani rysunkiem podolskiego pieca chlebowego z przedwojennych czasów, ale trafiło nam się coś "w temacie". Niemiecka pocztówka z czasów I wojny światowej, przedstawiająca izbę chłopską znad Szczary (lewy dopływ Niemna, obecnie część Białorusi).
Izba chłopska z terenów nad rzeką Szczarą, z piecem chlebowym i kuchennym.
Widokówka niemieckiej poczty polowej z 1915 roku.
(kliknij żeby powiększyć)
Na tym rysunku w jednej izbie widać dwa piece: po lewej chlebowy, po prawej kuchenny. Piec chlebowy jest w konstrukcji od frontu bardzo podobny do pieca podolskiego. Różnicą jest ów dodatek ze schodkami na dłuższym boku - służący zapewne do spania. W opisywanym przez Autora podolskim piecu w tym miejscu była część kuchenna - również bardzo podobna do drugiego pieca, narysowanego po prawej.