WAWRZYNIEC DAYCZAK - PAMIĘCI MOJEGO OJCA (3)
Drugi utwór jest znacznie większy, nazwany przez Ojca Sielanką. Jest to jednak tylko poetycki opis lasu Reniowskiego, a względnie jednego odcinka pod nazwą "Bracka Góra", albo też "Bracka Dolina", bo te obie nazwy były w użyciu. (24)
1. Góra, co na końcu jej dziś Reniów leży,
Od miasta Złoczowa ku wschodowi bieży,
Zakończona klinem w dolinie osiadła,
Jakby się urwała nad stawem zwierciadła.
2. Tu rzewne łzy roni w swem zazdrosnym oku,
Które jako perły płyną do potoku,
Że jej dwie siostrzyce - ich lasy i pola,
Dalej falujące lecą do Podola.
3. Góra [z] lewej strony jest pięknie odziana,
Która Bracką Górą od ludzi nazwana
Co dzień tu swój cząmber w stawie wody myje,
W łonie pyszny kamień do budowy kryje.
4. Coraz wyżej stromo wznosi Bracką Góra,
Z której czasem bucha pary kłębów chmura,
Jakoby z podziemnej [w]ulkanu czeluści,
Znak - na dni czternastu - tu się słota spuści.
5. U stóp Brackiej Góry jest pyszna dolina,
Długa i głęboka urocza kotlina,
Poziom się jej zniżył do stawu szuwarów,
Jest sucha i twarda bez leśnych moczarów.
6. Okryta jest lasem stuletniej dębiny,
Która w górę strzela z pomiędzy leszczyny,
Co okrywa ziemię swem kitem zieleni,
Na których się łamią słoneczne promieni.
7. Tu płacząca brzoza zwiesiwszy warkocze
Nad swoją urodą zawsze się kłopocze,
I swoją niewinność kryje kędziorami,
Jak zakonna siostra - pomiędzy dębami.
8. Tam drżąca osika w bojaźliwem s[z]merze
Odmawia co rana tu swoje pacierze
I pierwsza się budzi na wichrów gonitwy,
Budzi wszystkie drzewa razem do modlitwy.
9. Tu huknął dąb basem w swe nagie konary,
Jakoby kapelmistrz tej lasowej fary,
Grab wyje dyszkantem, brzost wiedzie tenorem,
Iwa z jarzembiną za niemi tem chórem.
10. Poniżej czeresznia nad inne góruje,
Klon, lipa z jaworem tej pieśni wtóruje,
Tutaj leśne grusze i dzikie jabłonie,
Wszystko do modlitwy nachyla swe skronie.
11. I tak wszystko razem łączy tu swe pienie,
A ten Hymn się wznosi pod niebios sklepienie,
Stamtąd się odbija do ziemi przestrzeni
Huk złączony z szumem żałosny ton mieni.
12. Żaden tu na ziemi talent ani sztuka,
Ani żadna mądrość, ni ludzka nauka,
Ani geniusze szalonego pióra,
Nie chwycą tej pieśni, co dała natura.
13. A cóż ja nieszczęsny mogę tu powiedzieć
Czy ślepy bez wodza może drogę wiedzieć?
Macam tylko pałką ślad ludzkiej ścieżyny
Lepiej ja się wrócę do Brackiej Doliny.
14. Tu ziemia usłana dywanem przyrody:
Barwinkiem, bratkami, tam wilcze jagody,
A tu sine [d]zwonki chylą się ukośnie,
Tam żółta dziewanna, a tu paproć rośnie.
15. I różne fijołki różnego koloru,
A tam dziki groszek chronił się do boru,
Tu trawa wysoka, jak na bujnej łące,
Tam znowu jak świecy bodziaki stojące,
16. Tu lecznicze zioła skryte między chwasty,
Na których się znają niektóre niewiasty,
Jak dzięg[c]iel, biedożyniec moczą w alkohole,
Staroduba korzeń na żołądka bolę.
17. Gorekwit[em] centura leczą bóle głowy,
A także i żołądek jeżeli niezdrowy,
Rośnie tutaj zielsko zwane łaminosem,
Które na ból zębów jest pomocne czasem.
18. Ciemierzyca ziele, szczerbiec, masło wronie,
Rozchodnik, z którego dziewczęta swe skronie
Wianuszkami kryją na ślubne kobierce,
Od febry też zielsko zwane ziemne serce.
19. I dużo tu dużo ziół między chwastami,
A człowiek niebaczny depce je nogami,
Gdyby się ozwały w znanym nam języku,
Ile dla ludzkości byłoby tu leku.
20. Opuściłem metę. Trudno o tem marzyć
Może mię aptekarz do sądu zaskarżyć.
Lepiej sobie pójdę na polanki leśne,
Bo tu czasem rosną grzyby bardzo wczesne.
21. Skoro śnieg stopnieje, widać jak makówki,
To smarze z pod liści wychylają główki.
Kto ich zna gotować i dobrze przyprawić,
Wszystkie smakołyki można w kąt postawić.
22. Rosną tu kozary, siewulki, bielaki,
I surowoizki [?], rydze i sieniaki,
Pod oseczniki i żółte maślaki,
Rzeszotki i różne niejadalne psiaki.
23. Na początku czerwca żegnamy się z wiosną
Wtedy to prawdziwe grzyby tutaj rosną.
Stoją sobie rzędem jak na szachownicy,
Każdy w kapeluszu w szerokiej spódnicy.
24. A najwięcej tutaj podpieńków jest wziętych,
Bo czasem od sierpnia, aż do Wszystkich Świętych,
Zbierają kobiety i suszą takowe,
Które w czasie zimy dają pokarm zdrowy.
25. Rosną tutaj także i grzyby zatrute
Czerwone na czapkach pryszczami pokryte,
Przy nich czarne węże lubią się wygrzewać
I leśne ropuchi pod liściami ziewać.
26. Tutaj z legowiska waż podnosi głowę,
Mówi do ropuchi oracyjną mowę,
Co raz się przymila do niej rzewnym tonem,
I miżga ropuchę po wargach ogonem.
27. Ta się broni: pyskiem pewnie w ogon kłuje,
Wąż szybko się zwraca i w oczy jej pluje,
Sżyczy[!] i ugania, zaczajony słucha,
Niedługo wyłazi z kryjówki ropucha.
28. Wąż jak wściekły tygrys napada ofiary,
Głuche szamotanie słychać minut pary,
Potem piski kwiki ropuchi[!] niebogi,
Wąż wgłębił paszczękę pod jej tylne nogi.
29. Ropucha z boleści podwaja swe kroki
Piszczy i obraca się na różne boki,
Wąż jak s[z]ary ogon wysysa wnętrzności,
Nic z niej nie zostawi tylko same kości.
30. Znać pewnie dla wężów z ropuchi omasta
Potrzebna, gdyż później skóra im odrasta
I z całego ciała, jak wąż długi bywa,
Zostawia jak siatkę, z której się wysuwa.
31. Jeszcze jeden rodzaj węża tutaj żyje
Błyszczący, brunatny pod liśćmi się kryje.
Zdaje się, że ślepy, nie słyszy z daleka
Gdy go się poruszy dopiero ucieka.
32. Na słońcu się grzeje, prawie do wieczoru
Lśniący jak łańcuszek złoty od zegaru
Kiedy go uderzyć w kawałki się skrusza,
I każdy kawałek z osobna się rusza.
33. Dlatego padalcem ludzie go nazwały,
Że się rozlatuje na drobne kawały.
Pełza tutaj różna ślimaków rodzina
W żółtawych skorupach i leśna zwierzyna.
34. Tutaj na pagórku lis ma swe pokoje,
Tam na dole sarna wodzi koźląt troje.
Tu zając pod krzakiem wybałuszył oczy,
Tam kozioł ostrożnie między drzewem kroczy.
35. Wilk znowu w zaroślach, po nocnej wyprawie
Śpi jakby zabity, na zielonej trawie.
Pewnie, że tej nocy miał praznik nielada,
Bo go tu przysiadła much cała gromada.
36. Nad leśnym jeziorkiem odyniec się kryje,
Który sobie gniazdo szeroko wyryje.
Niby śpi, a słuch[a], opodal maciora
Kroczy z warchlakami pić wodę z jeziora.
37. Borsuk chwiejnym krokiem cichutko się skrada
Spłoszony, jak kula do swej nory wpada.
Czasem tu łysiną błyśnie leśna kuna,
Która się wyciąga w biegu, jakby struna.
38. Czerwona wiewiórka na konar z konaru
Skacze na odległość różnego rozmiaru,
Z najwyższego drzewa na ziemię zeskoczy
Spłoszona, co rychlej na drugi pień kroczy.
39. Dawniej tu w dwunastym i trzynastym wieku
Było różnorodnej zwierzyny bez liku.
Były tutaj bobry, jelenie rogate,
Były białe, czarne niedźwiedzie kudłate.
Jakby brakowało zakończenia. Szkoda, że nie wtrącił tu Ojciec osobistej uwagi jak np. po opisie drzew. Ale ja nie mam prawa wtrącać się ze swoimi uwagami.
Ostatni Jego wiersz, który mam w przechowaniu jest nawet datowany. Napisał go Ojciec dnia 13 marca 1913 roku, gdy już całe społeczeństwo przeczuwało nadchodzące wypadki historyczne, a ponadpartyjna Rada Narodowa we Lwowie wydała odezwę o powszechną ofiarną składkę na cele ogólnonarodowe (25).
DO ODEZWY R[ADY] NARODOWEJ
Zaświtała myśl przewodnia stołecznego grodu:
Wydać apel do całego Polskiego Narodu.
To odezwa naszej Świetnej Narodowej Rady,
By obudzić sto lat śpiące miasta i gromady.
I sławetne dwory panów dawnej szlachty rodów
I wspaniałe kamienice starych naszych grodów.
I te niskie wiejskie chatki, co się słomą kryje
I ten cały Naród Polski, co gdzie tylko żyje.
Niechaj rzuci hojną ręką chętnie grosz - mamonę,
Na ten ołtarz dla Ojczyzny i na Jej obronę.
Do tej kadzi, co po brzegi krwią jest wypełniona
Męczenników, co wydała Polska z swego łona.
Niechaj datki hojnie płyną jako Wisłą wody,
Bezpartyjnie, bez szemrania, dla braterskiej zgody.
Jak Bóg jeden, tak Polacy dla jednej Ojczyzny
Złóżmy nie tylko grosz marny, lecz rany i blizny.
Życie własne na ten ołtarz złożyć - gdyby trzeba,
Bo Ojczyzna nam nie skąpi powszedniego chleba.
By po śmierci nam Ojczyzna nie była ciężarem,
Musimy się Jej okupić własnej pracy darem.
Niechaj się nikt nie uchyla, nie wykręca sianem,
Ni prostactwem, ni ubóstwem, ani lichym mianem.
Bo na szali świętej sprawy wdowi grosz zaważy,
Szczere chęci, dobra wola dać jałmużnę każe.
Rzucaj z wiarą, prawą garścią dzielny polski ludu,
Nas dwadzieścia miljonów - dokażemy cudu.
Nie żałować dla Ojczyzny, tak każe Bóg, wiara,
Tylko skąpcom sąd od ludu, a od Boga kara.
Niech przeklęty będzie skąpy, jego pokolenie,
I przeklęte takich będą majątki i mienie.
I przeklętą mu się stanie ziemia, z której żyje
Jak pasożyt, co krwią ludzką tuczy się i tyje.
Boże Dobry owiej duchem całe polskie plemię,
A duch Twej Miłości Bożej odnowi nam ziemię.
Przyjdzie wiosna upragniona z Twych wyroków Panie
Li by rychło, wtedy nasza Polska zmartwychwstanie.
O Królowo nasza Święta Maryjo jedyna,
Przebłagaj już grzechy nasze u Twojego Syna.
Przebacz ojcom, przebacz dziadom, nam daj radę zdrową,
Zostań z nami, zawsze z nami, boś naszą Królową.
w Reniowie dnia 13/3.1913
Maciej Dajczak
Do końca życia był czynnym społecznikiem we wsi. Życie chłopskie od strony gospodarskiej znał doskonale, a od młodości patrzył na stosunki we wsi. Wszelkie transakcje handlowe: drobne, małe, większe i największe załatwiali załozieccy Żydzi. Słowem mieli w ręku cały handel i pośrednictwo, a byli wśród nich mądrzy i fachowi specjaliści w różnych branżach. Wieś była duża, żyli w niej zamożniejsi, średnio i małorolni gospodarze, było też wiele biedoty. Ta właśnie część ludności była najczęściej ofiarą wyzysku w transakcjach handlowych, choć czasem skarżyli się i ci zamożniejsi. Ojciec doprowadził do założenia we wsi sklepu Kółka Rolniczego. Z początku szło jako tako, ale niedługo - głównie z powodu braku fachowego kierownika. W sklepie sprzedawano artykuły codziennego użytku domowego na wsi, tj. naftę, mydło, czernidło do butów, smar do wozów, cukier, sól, pieprz, igły, fabryczne nici, guziki itp. Wszystko za gotówkę, nie taniej niż u Żyda, czasem nawet drożej. Bo przecież ten towar nabywał sklepikarz w większych sklepach żydowskich, a nie w jakiejś zorganizowanej hurtowni, gdzie by mógł liczyć na większy rabat. Ulubiony przez gospodynie wiejskie handel zamienny za kurze jaja nie mógł iść w sklepie, bo sklepikarz nie miał utorowanej drogi pozbycia tych jaj w hurtowni, gdyż żydowskie hurtowe składy były niedostępne. W ogólności cała ta akcja sklepów Kółek Rolniczych mogła się udać tylko przez zorganizowanie pełnej wielostopniowej sieci handlowej w ogólnokrajowej skali. Toteż rwał się ten handelek kółkowy, wegetował marnie, przerywany i ponownie odnawiany przez szereg lat. Było z tem wiele kłopotu, a korzyść bardzo nieduża.
Tak też było i w Reniowie, a Ojciec widać z uporem prowadził dalej tę akcję, bo na półtora roku przed swoją śmiercią, tj. w 1912 r., w liście do mnie szukał jakiegoś sposobu uratowania bankrutującego sklepu Kółka (26).
Natomiast świetnie udała Mu się inna akcja. Mianowicie zainicjował i założył we wsi Spółdzielczą Kasę Pożyczkowo-Oszczędnościową z nieograniczoną poręką, pod nazwą "Kasa Raiffeisena" (27), którą sam, aż do kresu życia prowadził. Kasa od razu stanęła na mocnych nogach, bo we Lwowie w Wydziale Krajowym istniał Patronat takich kas i pracował pod kierownictwem zasłużonego spółdzielcy dra Franciszka Stefczyka. Później nawet wszystkie tego rodzaju Kasy przybrały miano Kas Stefczykowskich. Zaraz tedy, po przystąpieniu do Patronatu (28), świeżo założona kasa otrzymała kapitał obrotowy w formie bezprocentowej - długoterminowej pożyczki i zaczęło się urzędowanie. Przypominam sobie, że byłem wtedy w domu rodzicielskim i wypełniałem chłopom skrypty pożyczkowe, a Ojciec wypłacał, wpisując do dziennika kasowego.
Co roku, a może i częściej, przyjeżdżał z Patronatu fachowy kontroler, badał stan kasy i sprawdzał księgi rachunkowe oraz dokumenty. Kasa szła dobrze. Chłopi nie tylko zaciągali pożyczki, ale nauczyli się też składać w Kasie swe oszczędności, a raty i odsetki spłacali w terminie, bo to fundament zaufania i warunek dalszego powodzenia Kasy. Z biegiem czasu nabrał Ojciec wprawy do tej roboty i był zadowolony, że Mu usterki rzadko kiedy wytykano.
Ja osobiście miałem satysfakcję, gdy już po śmierci Ojca zetknął się ze mną we Lwowie kontroler z patronatu Kas Stefczykowskich pan Gargas i opowiedział mi, że gdy na kontroli Kasy w sąsiedniej wsi podał nazwisko mego Ojca, jako wzór do naśladowania w prowadzeniu kasy, otrzymał na to odpowiedź, że to próżne gadanie, bo w całej okolicy nie było i nie ma takiego człowieka, jak Maciej Dajczak.
Postarał się też Ojciec, że powstała we wsi Agencja pocztowa, którą sam prowadził. Była bez telegrafu wprawdzie, ale tutaj nikt telegrafu nie potrzebował. Za to listy mógł każdy otrzymywać i nadawać we wsi bez potrzeby wędrówki do Załoziec.
PRZYPISY ORYGINALNE:
(24) Wiersz ten (z pewnymi zmianami) został opublikowany w dwóch częściach pod wspólnym tytułem Nasza Ziemia w piśmie "Dzwon" (R. I: 1911). Zwrotki: 1-13 w nrze l, z l V 1911, s. 5; część druga - w nrze 6, z l VIII 1911, s. 4-5. Pierwszą z nich opublikował powtórnie W. Dajczak w swoim artykule: Idea przewodnia Drużyn Bartoszowych (zob. Drużyny Bartoszowe, op. cit., s. 38 i n.), opatrując ją tytułem Bracka Góra i dokonując nieznacznych zmian. Za pomoc w poszukiwaniu publikowanych utworów M. Dajczaka (pismo "Dzwon" zachowało się w nielicznych, w skali kraju, egzemplarzach) składam serdeczne podziękowania PP. Pracownikom Działów Informacji Naukowej Bibliotek: Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, Biblioteki KUL w Lublinie, Biblioteki Narodowej w Warszawie, Biblioteki Sejmowej w Warszawie.
(25) Zapewne chodzi o odezwę do społeczeństwa polskiego, o wydaniu której mówiono na zebraniu Komitetu Obywatelskiego Rady Narodowej ("Gazeta Lwowska", R. 103 nr 15 z 21 I 1913, "Kronika", s. 4).
(26) List Macieja Dajczaka do syna Wawrzyńca we Lwowie z 31 III 1907 (zbiory M. Dayczak-Domanasiewicz).
(27) Fryderyk Wilhelm Raiffeisen (1818-1888) niemiecki działacz społeczny, założyciel i teoretyk kas pożyczkowo-oszczędnościowych, szczególnie popularnych wśród włościan. Dr Franciszek Stefczyk (1861-1924) działacz ludowy, poseł na Sejm Krajowy, od 1890 r. propagator i organizator kas typu Raiffeisen, tzw. Spółek Raiffeisenowskich w Galicji, Dyrektor Patronatu tychże w Wydziale Krajowym, założyciel Związku handlowego Kółek Rolniczych w Krakowie.
(28) Dr Franciszek Stefczyk był w 1. 1899-1918 kierownikiem Biura Patronatu dla Spółek Oszczędności Rolniczych i Pożyczek przy Wydziale Krajowym we Lwowie (Wielka Encyklopedia Powszechna, t. 25, Warszawa 2005, s. 45). W r. 1908 tytułował się: Dyrektor Patronatu Kas Raiffeisenowskich (zob. "Przyjaciel Ludu", R. XX, nr 6, z 9 II 1908, s. 1).
|