Hnidawa - obrazki z wioski
Dodane przez Remek dnia Listopada 11 2012 05:08:07
[źródło: Jan Bara: Wspomnienia nauczyciela z Hnidawy. Fragmenty maszynopisu, udostępnione administratorom strony „Olejów na Podolu”.]
Hnidawa, ziemie na południu i wschodzie należą do Podola, rzeki spływają w kierunku południowym do rzeki Dniestr, są zasobne w ryby i raki, lasy liściaste z wydatnym udziałem dębów. W Hnidawej gleby urodzajne, na podkładzie wapiennym rumosze, czarnoziemy, gliny, na nich udaje się pszenica, jęczmień, koniczyna, groch. Chłopi nie znają poza obornikiem innego nawożenia, obornik wywożą na pola zimą saniami, gleby lekkie ukazują ciemną barwę, chwasty są zwalczane ręcznie i nigdy nie opanowują pól. Chłopi hodują - nawet kilkumorgowi - po parze koni drobnych, a wytrzymałych. Koni są tu całe dziesiątki sztuk nieodzownych w rolnictwie i komunikacji uniwersalnej po polskich, rozmiękłych drogach, kiedy do najbliższego miasteczka Załoźce 12 kilometrów, do Złoczowa do 30 km, do siedziby powiatu do Zborowa 24 km, a wszystkie te kilometry pokonuje pomocnik człowieka i przyjaciel - posłuszny koń. Tutejszy Żydek Josef Schorz /Szorc/ zabierał produkty rolne od chłopów i przywoził koniem towary ze Złoczowa do wsi i był bardzo operatywny i pożyteczny społecznie i gospodarczo.
W Hnidawej rolnicy uprawiali ziemię końmi, narzędzia rolnicze produkował miejscowy kowal w kuźni. W zimie wywożono powszechnie obornik na pole saniami, w maju, czerwcu kobiety wybierały ręcznie chwasty ze zboża. Sadzili ziemniaki późno dojrzewające, które liśćmi ocieniały ziemię i dusiły chwasty, tak, że pole po ziemniakach zostało w sposób naturalny dobrze odchwaszczone. W niektórych domach ukraińskich wisiały u sufitu powieszone kosze zamiast kołyski na modłę azjatycką. Przed Bożym Narodzeniem rolnik zabijał "paciuka" i zamiast polewać szczecinę gorącą wodą, opalał nieboszczyka garściami długiej słomy. Zboża młócono cepami, w użyciu znajdowały się 4 młocarnie sztyftówki na słomę targaną. Od roku 1942 kilka skrzyń biegów wymontowanych z sowieckich czołgów przystosowano domowym pomysłem na kieraty.
Hnidawa była ongiś wsią pracowitych ludzi, liściastych pięknych lasów, zdrowego powietrza, czystych wód, uczciwej pracy mieszkańców. Maluję jej pejzaż i wypełniam detalami życia jej mieszkańców.
Na klimat tutejszy wyciskały swoje cechy obszary azjatyckie. Ostrzejsze zimy, cieplejsze lata, niedobór wiatrów zachodnich i wpływów atlantyckich. Powietrze to o kilka stopni suchsze, mniej jesiennych przeziębień i katarów. Mieszkańcy przystali do klimatu, zżyli się z ziemią, przyrodą, klimatem od Morza Czarnego.
Przez śniegi zimowe poruszają się chłopi saniami, sanie równie ważne jak wóz na czterech kołach i dwa raźne koniki, a u dyszla jakiś dzwonek. Konie biegną utartym, ubitym szlakiem i instynktowo trzymają się naboju śniegowego pod kopytami. Chłop jest u celu, przebył 30 km z Hnidawy do Złoczowa i zatrzymał się na podwórku znajomego kupca. Przywiózł mu dwa worki gryki czyli hreczki i za pieniądze za hreczkę kupi w Złoczowie czerwony kożuch dla żony za 40 zł. Zmęczone konie okrył starym kocem, spod siedzenia ze słomy wyciągnął worek tzw. sakielnię z sieczką i owsem i powiesił sakielnię wpoprzek dyszla tak, że konie pyskami będą miały swobodny dostęp do zawartości sakielni.
Rolnicy cenią sobie posiadanie pary koni za zaszczyt i szanują zwierzęta, a jest ich we wsi 120 gospodarstw nawet setka koni. Każdy konisko podlega ewidencji, posiada książeczkę wojskową. Paweł Olender otrzymał nagrodę za wyhodowanie pięknej klaczy. Zwierzęta domowe nie podlegają przymusowemu opodatkowaniu, przez podstęp niby przez ubezpieczenia.
Piszę o tym, co widziałem przed 50 laty, używam czasu przeszłego.
Hnidawa leżała wzdłuż drogi z zachodu na wschód, drogi, jaką należy uznać za drogę strategiczną, kędy w przeszłości maszerowali stepowcy irańscy, Tatarzy, Polacy, Sowieci. Nieśli rabunek, wolność, niewolę.
W okolicy występuje tylko kamień wapienny. Wiele stosów tego kamienia wpakowano w nawierzchnię drogi. Kazał drogę nawieźć kamieniem sołtys Piotr Olender. W trakcie remontu drogi i czyszczenia rowów - wszystko utonęło w ciemnej mazi na drodze przez wieś i poza nią.
W żniwa kobiety nie imały się sierpów. Tylko mężczyźni brali na ramię kosy z tzw. grabkami i oni wykonywali żniwa. Kobiety robiły powrósła i wiązały wysuszone garście w snopy. Grabki to taka drewniana belka u kosiska z kilkoma długimi, cienkimi zębami. Kosiarz machnął co chwila kosą z zębami w zboże, źdźbła ścięte kładły się na podkładce zębów, kosiarz zrzucał źdźbła na pokos do wysuszenia. Na ścierni nie było opadniętych źdźbeł i pozostała czysta.
Ubierali i stroili się ludzie Podola w odzież miastową. W zimie zawsze były w modzie futra z baranimi a nawet karakułowymi kołnierzami dla panien, buty z cholewami z boksowej skóry dla mężczyzn. Korale wyszły z mody. W jesieni na początku października na podwórkach kobiety międliły i czesały len na włókna, w zimie przędły len sprawnie na cienkie nici, przędły wełnę na kilimy. Kilku tkaczy w Hnidawej w zimie na wielkich drewnianych warsztatach produkowało płótna, obliczone na miary po 50 groszy zapłata za wyrobienie jednej miary. Wełnę na kilimy zanoszono do specjalnie wyszkolonych tkaczy w Bzowicy lub do wsi Gaje Roztockie. Zapłata za wyrób zależała od zamówionego wzoru - prostszego w konstrukcji lub bardziej skomplikowanego od sumy 10 zł do 15 zł za jeden kilim.
We wsi Hnidawa kowale pracowali w dwóch kuźniach. Pracy nie zabrakło. Okuwali nowe wozy i wykuwali nowe pługi z blach od karabinu maszynowego z I wojny światowej. Przed wejściem do kościoła murarze położyli na żwirowym piasku płytę pancerną i grubą - pozostałość od ciężkiej armaty z czasów ubiegłej wojny.
Chłopi nauczyli się sposobu wypalania drzewem cegły w polowych prostych i łatwych do wykonania cegielniach i pod koniec lat trzydziestych budownictwo z cegły zadamawia się. Wybudował nowy dom w 1935 Paweł Olender, w roku 1937 Dmytro Siamro, w roku 1938 Jan Olender s. Piotra. W roku 1937 Rada gminna w Hukałowcach pod przewodem wójta gminy Maluchy powzięła uchwałę o budowie budynku nowej dwuklasowej szkoły powszechnej w Hnidawie. Zwieziono potrzebne drzewo do istniejącej cegielni bez komina, miejscowi robotnicy z dostarczonej im gliny i wody w beczkach wymięszonej nogami wyrobili w drewnianych formach sto tysięcy cegieł, wysuszyli je i wypalili. Cegła sposobem szarwarkowym została zawieziona na plac przeznaczenia czyli budowy.
Wieś miała nie tylko wiele hektarów lasu w dwóch kompleksach, lecz także setki hektarów łąk pastwisk, za wypas 1 sztuki w sezonie chłop płacił 2 zł.
Wieś miała też las i zbocze pagórka tzw. Kożuszankę. Ktoś mądry spenetrował ziemię głębiej, gdzie pod wierzchnią warstwą ziemi znajdowały się grube warstwy wapieni mioceńskich. Hnidawszczanie pod przewodnictwem Piotra Olendra zabrali łomy żelazne, oskardy, łopaty. Odsłonili cienką warstwę wierzchnią i zaczęli wydobywać zalegające tu ponad sto milionów lat bryły barwy białoszarej, będące zlepkiem rozlicznych muszli ślimaków morskich rożnej wielkości żyjących tu w ciepłych płytkich wodach morza mioceńskiego. Ogółem wykruszyli, wydobyli, zwieźli na plac przyszłej budowy szkoły 7 stosów kamienia kopalnego.
Wieś posiadała koło drogi we wschodniej stronie dwie duże głębokie studnie, skąd ta cześć wsi czerpała wodę kołowrotem, drewniane wiadra z wodą noszona na tzw. koromysłach do domów. Głębokie studnie wiercone znajdowały się na podwórkach u Pawła Olendra i jego brata Piotra. Szkoła od początku istnienia nie posiadała studni. Powyższe studnie prywatne czerpały wodę przy pomocy pompy z głębokości kilkunastu metrów. Instalacja studni była instalacją bardzo kosztowną.
Corocznie przed wojną przez Hnidawę przechodziła luźna pielgrzymka ludności z powiatu zbaraskiego w dniu 29 VI na uroczystości odpustowe do cudownego Chrystusa Ukrzyżowanego do Milatyna koło Buska. Najwięcej było kobiet z opalonymi twarzami, przypominającymi Indian.
W Hnidawej przeważali biedniejsi rolnicy. Trudno było o grosz, dolar wciąż kosztował 5 zł 20 groszy, do dwóch sklepów zanosili jajka, sprzedawali po 5 do 8 gr za sztukę, za co dokonywali bieżących zakupów soli, cukru, zapałek. W wiejskim sklepie Hnidawy wśród towarów były do sprzedaży proszek z kogutkiem czyli proszek na ból głowy i olej rycynowy, nafta, śledzie i inne Ceres. Nadwyżki zboża zabierał miejscowy Jozef Szorc. Zawoził własnym zaprzęgiem do Złoczowa, przywoził gotówkę albo zamówiony towar, jak nici, igły do maszyn, farbę do wełny, skóry na buty, podeszwy - w sumie wszystko czego dusza zapragnie, szczególnie od roku 1936, gdy wicepremier E. Kwiatkowski zabronił Żydom wywożenie dolarów do Izraela. Dotąd masowo wykupywali napływające dolary i dokonywali bez przeszkód transferu do Izraela w sposób jawny i nienaganny.
Stopa życiowa i tu zwyżkowała, sklepy były zawalone nadmiarem towarów wysokiego gatunku. Trwała intensywna budowa Centralnego Okręgu Przemysłowego ze Stalową Wolą na czele, tysiące robotników pracują wytrwale nad budową Gdyni, której budowa należy do narodowych ambicji.
W czasie wakacji w lipcu 1937 roku ściągnięto dziesiątki robotników z końmi z terenu Polesia i wykonano podniesienie wysokości i umocnienie zapory czyli jezdni zamykającej lustro wody załozieckiego stawu. Zamknięcie odpływu wód rzeki zabagni całą dolinę rzeki aż po Batków i zamknie ruchy wojsk sowieckich w marszu ku centrom kraju na Lwów w szczególności.