Sarny księdza proboszcza Drozdowskiego
Dodane przez Remek dnia Września 09 2012 21:24:06
We fragmentach trzech różnych artykułów w czasopiśmie "Łowiec" hrabia Kazimierz Wodzicki pisał o sarnach wychowanych przez olejowskiego księdza proboszcza. Ów niewymieniony z nazwiska proboszcz to ksiądz Władysław Drozdowski, który przez prawie 19 lat pełnił posługę kapłańską w Olejowie, od czerwca 1862 do sierpnia 1881.

Ksiądz Drozdowski sam prowadził wzorowe gospodarstwo rolne. Za swoją hodowlę bydła rogatego otrzymał srebrny medal od Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego we Lwowie. Wygłaszał również odczyty dla włościan o bydle rogatym i mlecznym. Był jednym z krzewicieli oświaty w Olejowie.

O samym księdzu Drozdowskim dowiadujemy się z tych wzmianek niewiele - poza tym, że był dobrym człowiekiem i bardzo lubił zwierzęta. W obejściu proboszcza nie żałowano chowanym sarnom "przysmaczków", czyli jakiegoś lepszego jedzenia, nie będącego typową paszą. Pewnie księżowski pies czy kot także tam głodu nie cierpieli.

Jest także wzmianka o "domownikach proboszcza". Czyli na plebanii jeszcze ktoś mieszkał (liczba mnoga wskazuje na kilka osób ) i może tu nie chodzić o służbę. Być może rodzice i/lub rodzeństwo księdza, albo jacyś dalsi krewni. Dawniej było to przyjęte. Na olejowskim cmentarzu znajduje się np. nagrobek z inskrypcją "ojciec miejscowego proboszcza". Górna część z nazwiskiem jest odłamana, ale data śmierci w 1900 r. wskazuje, że chodzi o ojca ks. proboszcza Piotra Strzeszkowskiego.

Otwarte pozostaje pytanie, czemu ksiądz Władysław Drozdowski po 19 latach opuścił nagle Olejów i przeniósł się do parafii Petlikowce powiat Buczacz? Trudno to nazwać awansem, bo ta druga parafia była mniejsza od olejowskiej. Nieodrazu także znalazł się jego następca. Naszym zdaniem jednak powodem nie był żaden konflikt księdza Drozdowskiego z dziedzicem. Świadczy o tym jego obecność w Olejowie w listopadzie 1883 roku, gdy razem z ówczesnym olejowskim proboszczem Ferdynandem Majewskim asystował przy ślubie hrabianki Teresy Marii Wodzickiej z Zygmuntem Sielskim. Gdyby hrabia Kazimierz miał jakiś żal do byłego proboszcza, to nie pozwoliłby mu asystować przy ślubie córki. I podobnie ksiądz Władysław, mając pretensje do hrabiego, nie przyjeżdżałby znowu do Olejowa, by brać udział w uroczystościach rodzinnych Wodzickich.

Wydaje się więc, że powody przenosin ks. Drozdowskiego były inne - być może związane ze zdrowiem? Może on sam - lub ktoś z jego rodziców - zapadł poważnie na zdrowiu? Powiat Buczacz leży bardziej na południe, panuje tam inny klimat, lepsze powietrze i więcej słońca. Przy słabej jeszcze XIX-wiecznej medycynie i mało skutecznych lekarstwach taka zmiana klimatu ratowała - lub choćby przedłużała - wielu pacjentom życie.





[źródło: Szczególne wypadki z rogaczami przez Kazimierza hr. Wodzickiego. (Ciąg dalszy). II. Łowiec. Rok IV. Nr 6. Lwów, dnia 1. Czerwca 1881. Zachowano oryginalną pisownię.]


Proboszcz w moim majątku wychowywał trzy sarny, do roku trzymały się obejścia, później biegały po łanach i chodziły do lasu, widocznie niewola bez tyranii była im miłą, chętnie brały podawane im przysmaczki, i nocowały w oborze. Z tych trzech sarn, rogacz i koza poszły w knieję i już nie wróciły, pozostała koza oswojona, jak domowe zwierzę, żyła z krowami i cielętami w zgodzie, przeskakując przez nie lub inne przeszkody z miejsca bez rozpędu. Pod jesień nad ranem znikła, nie pojawiła się przez trzy tygodnie, a po pięciu miesiącach urodziła sarniątko, z którem przebywała przez całe lato w łanie żyta, do probostwa przylegającego. Epizod to ciekawy, matka codzień niemal przychodziła do domu, nie wiodąc z sobą dziecka, widocznie nakazywała mu wyczekiwać spokojnie powrotu swego.





[źródło: Łowiec. Rok IV. Nr 5. Lwów, dnia 1. Września 1881. Rubryka "Kronika". Zachowano oryginalną pisownię.]


Olejów, 24 Lipca 1881.

Dawniej już opisywałem hodowanie sarn na probostwie Olejowskiem, dziś dodaję epizod uzupełniający ów opis. Sarna chowana i ułaskawiona wymknęła się po dwóch latach dobrowolnej niewoli do lasu w Listopadzie, pozostała w nim przez kilka tygodni, powróciła do swego hodowcy, i w Maju wydała na świat koźlątko na łanie żytnim, przylegającym do ogrodu. W rok później wraz z swym potomkiem uszła w świat przyrody w celu używania wolności. W owym roku, na tym samym łanie zasiano oziminę. W miesiącu Czerwcu spostrzegli domownicy proboszcza sarnę kroczącą, ku plebanii, obchodzącą dokoła budynki, ogrody, i powracającą w gąszcz zboża, ale nie witała się jak dawniej z domownikami. Widocznie wróciła sarna do swej ojczyzny, ale niepodobna było stwierdzić, czy to stara matka, czy też córka urodzona w tym łanie. Prawdopodobnie wychowuje znowu w oziminie sarniątko, często bowiem w niej bywa widywaną. Niejednokrotnie uważałem to przywiązanie sam do miejsca urodzenia, i podziwiałem pamięć tych zwierząt. Posiadając od wielu lat rozrzucone po polu laski, widywałem tam w lecie sarny, później z przychówkiem, wędrujące po opadłym liściu do obszerniejszych kniei, a powracające wiernie i corocznie do tych samych miotów.

Kazimierz hr. Wodzicki.





[źródło: Ruja sarn. Przez Kazimierza hr. Wodzickiego. (Dokończenie). Łowiec. Rok VI. Nr 8. Lwów, dnia 1. Sierpnia 1883. Zachowano oryginalną pisownię.]


Najciekawsze doświadczenie zrobiłem w Olejowie. Proboszcz mój otrzymał w darze dwoje malutkich sarn, które szczęśliwie wychował i ułaskawił. W Listopadzie czy w Grudniu, ale już na śniegu, przyjęła koza w trzecim roku życia swego rogacza, urodziła w Czerwcu. Pod zimę lamparcina rogacz porzucił komfort proboszcza i pobiegł bujać po lasach. Opuszczona koza podążyła za nim, a powróciła, gdy mrozy srożyć się poczęły, on zaś zerwał zupełnie z nami stosunki i nikt go już na plebanii nie ujrzał. Koza widocznie grubiała, a gdy żyto sypać się już zaczęło, zamieszkała w nim i tam powiła sarneczkę. Niemal codzień przybiegała po przysmaki i wracała do żyta. Po żniwie wyniosła się z potomstwem do sąsiedniego lasu, stroniła już od ludzi, wreszcie znikła bez śladu.