Dwór olejowski w 1915 roku
Dodane przez Remek dnia Kwietnia 10 2011 14:33:07
Fragment wojennego pamiętnika artylerzysty. Autor, Otto Folberth (ur. 1896, zm. 1991) był Niemcem z Siedmiogrodu. W roku 1915 miał 19 lat i w stopniu kadeta służył w węgierskim pułku artylerii. Wojenne losy skierowały go także w okolice Olejowa. W swoim pamiętniku między 1 a 6 września 1915 opisał przemarsze i walki swojego oddziału koło Olejowa, Białogłów i Reniowa.

Jest to dla nas unikalna relacja historyczna. Zawiera między innymi nieznane szczegóły o olejowskim dworze, w tym o jego wyposażeniu. Na początku września 1915 dwór Wodzickich był jeszcze niewyrabowany, spalone zostały tylko niektóre zabudowania gospodarcze folwarku. Na ścianach wciąż wisiały wypchane zwierzęta i inne trofea. W jednym z pomieszczeń stał fortepian. Autor wspomina też portret jakieś młodej kobiety - być może jednej z córek hr. Kazimierza? Nic o tym malowidle nie wiemy. Wielka szkoda, że tych szczegółów jest tak mało. Możemy za to porównać opis Folbertha z późniejszym o rok zapisem w pamiętniku generała de Hennig - Michaelisa. W 1916 roku dwór olejowski byl już doszczętnie wyrabowany. Zostały tylko puste pomieszczenia i jakieś resztki roślin w oranżerii. Nawet najprostsze meble trzeba było przynosić z wioski.

Oprócz tego w zamieszczonym tu źródle znajdujemy trochę informacji o okolicach Olejowa. Wzgórze Mogiłka (w trójkącie między Trościańcem, Białokiernicą, a Białogłowami). Pobliski las, gdzie żołnierze znaleźli miód w opuszczonym domu pszczelarza - zapewne mieszkańca Trościańca lub Białogłów. Okolice Białogłów, skąd węgierscy artylerzyści ostrzeliwali przyczółek mostowy w Reniowie.



[źródło: "Die Tagebücher von Otto Folberth". Band 01. Erstes Krigstagebuch r11; Juni bis November 1915. Ins Reine geschrieben von Paul J.Folberth im Oktober 1999. Strona internetowa: http://siebenbuergen-institut.de/]. Tłumaczenie z języka niemieckiego: Remigiusz Paduch, kwiecień 2011.


1 września 1915

Wcześnie rano przyszła wiadomość, że Rosjanie wycofali się przed 14. dywizją i wkrótce nadeszły rozkazy wymarszu także i dla nas. Wyszliśmy na drogę prowadzącą do Zborowa, gdzie formowała się potężna kolumna artylerii. Przejechaliśmy obok zniszczonej stacji kolejowej w Zborowie, a potem polnymi drogami przez Jarosławice i Moniłówkę w kierunku północno-wschodnim. Główne droga była zarezerwowana dla wojsk niemieckich. W dolinie obok małego strumyka odpoczywamy przez 3-4 godziny. W Olejowie słychać jakieś wystrzały armatnie, my stoimy i czekamy. Zakładamy obóz w pałacowym folwarku obok spalonych budynków gospodarczych. Jest już ciemno, gdy razem z oficerem wędruję przez piękny stary park i dużą aleję w kierunku pałacu. Jest oświetlony, rozkwaterował się tutaj sztab. Także ten pałac jest budynkiem parterowym. Chodzimy ze świecą od jednego pokoju do drugiego. Naniesiono tu brudu. Na ścianach odkrywamy zbiory wypchanych zwierząt, skór i rogów jeleni. Stoimy długo przed portretem młodej postaci kobiecej. Nagle słyszymy muzykę - fortepian, och! Chorąży gra, pułkownik Gambos przysłuchuje się. Słuchamy jeszcze z parku ostatniej melodii. Potem musimy wracać do naszych dział. Kapitan Weiß czeka z kolacją - pieczona kura i butelka szampana.

Co nam plutonowy Friko, Szwab z Banatu, znów podesłał z taborów:
W dziesiejszym transporcie było: 21 białych chlebów, 200 papierosów, 9 kg mięsa, 1 (worek?) kukurydzy, 10 kg owsa, 21 pudełek cukierków, 100 porcji kawy, 1/2 kg tłuszczu, 2 kg kiełbasy, 7 końskich szczotek i 2 butelki wody.

2 września 1915

Z rana gęsta mgła ciąży na krajobrazie. Porucznik von Bágya już o czwartej wyjechał konno po rozkazy, teraz wrócił. Położenie jest całkowicie niejasne, nikt nie wie gdzie są Rosjanie. Zajmujemy stanowisko u wschodniego wylotu Olejowa. Zostajemy tam do popołudnia. Potem wracamy przez wieś, maszerujemy w kierunku północnym i zajmujemy pozycje bojowe w lasku w pobliżu (wzgórza) Mogiłka. Jest już ciemno. 2000 metrów od nas stoją główne posterunki i placówki. Piechota nie jest okopana. Z tego powodu musimy na rozkaz znowu wracać. Prosiak zdążył się na rożnie tylko do połowy upiec. Ale i tak dobrze smakuje. Przy marszu odwrotowym do granic wsi mój "wóz z rurami" grzęźnie. Wyciągam go. I teraz ponad wzgórzem za nami płonie wieś. Przed dojściem do obozu wywraca się jeszcze raz "kołyska" razem z koniem. Długo trwa, nim osiągamy spokój.

3 września 1915

Zajmujemy stanowiska z poprzedniego wieczora. Jednak nie możemy strzelać, gdyż nasza piechota jest za daleko z przodu. Najpiękniejsze w tym wszystkim, że mamy w pobliżu opuszczony dom jakiegoś pszczelarza i dzięki temu mogliśmy dobrze najeść się miodu. Akurat po drugim śniadaniu przychodzi rozkaz, że nie należymy już do pułkownika Gamba, lecz do pułkownika Andersa z 34. pułku artylerii polowej. Musimy więc odejść znowu. Jedziemy przez Białogłowy i zajmujemy stanowisko ogniowe koło Nosowiec. Przed nadejściem ciemności oddajemy kilka strzałów w kierunku północnozachodnim. Dostajemy tutaj gażę.

4 września 1915

Nastała deszczowa, wietrzna pogoda. Wiatr zerwał namiot gdy się obudziliśmy. Przenosimy się więc do pobliskiej stodoły. Nie dostajemy żadnych rozkazów marszowych, porucznik Bágya nie idzie na punkt obserwacyjny. Prowadzenie wojny przy takiej pogodzie jest niemożliwe. Wszystko, co ma jakieś legowiska pod namiotem, zaszywa się w nich, tylko konie muszą stać na deszczu i marznąć. Nasi ludzie znów znaleźli miód. W każdym namiocie będzie kilka plastrów wyciśniętych. Większość zjada go z chlebem. Dzisiaj po raz pierwszy widzę oficerów grających w karty.

5 września 1915

Słońce wschodzi gdy wstajemy. Obserwator jest na zewnątrz, oddajemy kilka strzałów. Sytuacja jest niejasna, ale myślę, że nie będziemy mogli przekroczyć Seretu, bo mamy za mało piechoty. Musiała ponieść duże straty w czasie natarcia, ponieważ zajęliśmy tylko te pozycje Rosjan, które oni sami i tak po paru dniach musieliby opuścić. I jednak nie mamy zbyt wielu jeńców. Rosjanie są mistrzami defensywy. Piechota, która dotąd ani razu nie stworzyła przed nami łańcucha, powinna już teraz budować przeszkody. Nasze stanowisko jest bardzo dobrze wybrane (wyjątkowo rekonesans prowadził kapitan), przodki stoją przed nami dobrze ukryte w lesie. Kapitan Weiß - lub nasz polowy wódz, jak sam siebie nazywa - jest z tyłu w stodole, w której spaliśmy. On nie chodzi nigdy obserwować. Siedzę na słońcu w pobliżu mojego działa. Jak to dobrze robi po wilgotnych dniach! Rozmyślam o wojnie. Czy tylko ruch, wzajemne uderzenia materii, mogą tę wojnę rozstrzygnąć? Z bliska patrząc, przy powierzchniach tarcia wielkiej materii chciałoby się szybkiego rozstrzygnięcia. Tylko duchowy moment wydaje się stąd oczywisty: że jest wola wojny, wola ludzka i jej narzucony płaszcz - rozkaz.

Porucznik von Bágya właśnie od nas odjechał - na urlop. Przekazałem mu list do moich rodziców i poprosiłem go, o ile to będzie możliwe, żeby ich odwiedził. Gdy zaledwie przed dwoma godzinami wrócił z punktu obserwacyjnego i odkrył silne pozycje Rosjan na drugim brzegu Seretu, postanowił wykorzystać przyznany już przed trzema dniami urlop. Ponieważ wojny pozycyjnej nie lubi. Och, jak cieszył się ten człowiek na ponowne spotkanie z żoną i dzieckiem, jaki wesoły od nas wyjeżdżał. Ja za to mam uczucie opuszczenia, straciłem mojego najlepszego, najsympatyczniejszego przełożonego, którego bardzo lubiłem za to, że był dzielny i solidny, a do tego bardzo dobry. Kapitan - widocznie - nie przypadł mi jeszcze do serca. O Boże - dziś przecież niedziela! Och, czemu ja tak tu biadam? Gdzie jesteś, mój niedzielny spokoju?

6 września 1915

Podporucznik Schuller jest przed południem na punkcie obserwacyjnym, ja jestem w baterii na służbie. Ostrzeliwujemy przyczółek mostowy Reniów. Deszcz pada i przestaje i pada znowu. Siedzę na skrzyni amunicyjnej przed małym ogniem, nad którym w garnku gotują się dwie kury. Na lewo ode mnie pod przykryciem siedzi telefonista i przychodzi rozkaz, więc podaję go dalej i pozwalam wystrzelić.


W następnych dniach jednostka Autora zostaje przeniesiona na inny odcinek, na północ od Tarnopola. W pamiętniku brak już relacji o okolicach Olejowa i Załoziec.