Lecznictwo ludowe w Załoźcach i okolicy - cz.14
Dodane przez Remek dnia Stycznia 31 2010 17:39:51
[źródło: Rocznik Podolski. Organ Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk poświęcony sprawom i kulturze Podola. Tom I - rok 1938. Tarnopol 1938. Nakładem Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wydano z zasiłku Funduszu Kultury Narodowej i Fundacji im. Wiktora hr. Baworowskiego.]

Stanisław Spittal (1891 -1964):


Lecznictwo ludowe w Załoźcach i okolicy.
część 14



Brzuszek niemowlęcia i potem już starszego dziecka jest jedną z głównych trosk matki. Zaraz po urodzeniu, podwiązaniu pępowiny i kąpieli ściskają go mocno opaską z płótna bojąc się, by dziecko z powodu krzyku nie wypęknęło (nie dostało przepukliny pępkowej). Aby zaś przerwać krzyk dziecka, dmuchają mu w usta, huśtają je w kołysce lub na rękach zawodząc przytem jękliwe a a a..., a najczęściej pakują mu pierś do ust, bo to najpewniejsza zatyczka przeciw krzykowi. Gdy jednak nic nie pomaga, a dziecko drze się w niebogłosy, odbywa się mierzenie w ten sposób, że lewy łokieć przyciągają do prawego kolana i na odwrót, albo kładą dziecko w kołysce głową tam, gdzie normalnie znajdują się nogi. A poza tym dociekają przyczyny krzyku: brzuszek rozdęty, czyszczenie, dobry, czy zły ostry pokarm, uroki, czy ząbki? A stosownie do wyniku rozważań przepisują kurację. Lecz przepuklina pępkowa nie jest jeszcze najgorszym złem i mniej budzi obaw od przepukliny pachwinowej, zwłaszcza u niemowlęcia płci męskiej. W tym wypadku rodzice mają stracha o przyszłą zdolność zapłodnienia przez kiławego (mającego przepuklinę pachwinową) i z tym cierpieniem spieszą zaraz do lekarza celem zasiągnięcia porady.

Nie dziw, że zaburzenia przewodu pokarmowego u dzieci wiejskich są tak częste. Przyczynami ich są: ciągłe podawanie nigdy niemytej piersi matki, która w dodatku przed podaniem jej do ust dziecięcia pociąga sutek śliną, by dziecko lepiej ssało, dalej dokarmianie w kąpieli grysikiem pszennym, czy papką z bułki w mleku, które studzą dmuchając ciągle na łyżeczkę i lekko sprawdzając językiem i wargami czy nie za gorąca. Natomiast chroni lud dzieci pilnie przed tym, żeby nie patrzyły do lustra, bo to - w jego pojęciu - szkodzi im na żołądek. Zaburzenia przewodu pokarmowego to wzdęcia (meteorismus), morzysko (colica flatulenta), ostre nieżyty kiszek i żołądka (colitis, enteritis, gastroenteritis), choleryna (cholera infantum), ale najczęściej to dyspepsja (dyspepsia infantum).

Przy wszelkich wzdęciach smarują brzuszek gorącą oliwą i dają wilgotne okłady z grysu lub kaszy jęczmiennej oraz podają do picia herbatkę z rumianku (flores Chamomillae), mięty (folia Menthae) i kminku (fruct. Carvi, fr. Phellandri), a kto ma, to jeszcze i z anyżku (fruct. Anisi vlg). Zamiast herbatki stosują też wkładanie do kiszki stolcowej dziecka kawałeczka mydła.

Gdy dziecko w czasie morzyska (colica flatulenta) zawraca oczyma, wykręca się, to prostuje, jakby sztywniało (eclampsia infantum), wtedy powiadają, że jest chore na prydibku (konwulsje). W takim wypadku kładą je na szmacie rozścielonej na ziemi, przykrywają jakimś czarnym suknem oraz zamykają niejako pod dużymi nieckami lub balią dnem do góry wywróconą. Na nieckach względnie balii rozbijają gliniany garnek. Huk pękającego, jakby na bębnie, garnka ma nastraszyć chorobę i wrócić dziecko do przytomności i zdrowia. O innych zabiegach przy konwulsjach opowiem później.

Najczęstszym objawem niedyspozycji przewodu pokarmowego u dzieci jest biegunka. Przy uporczywej biegunce, dopóki ciemiączko się nie zapada, kąpią chore dziecko w babkach (gęsiówka szara) i macierzance (materynka, szczerbce, cerbec, czabarek) zbieranych trzy razy przed wschodem słońca, a kąpiel wylewają pod trzy płoty, na trzy drogi i trzy miedze. Po wykąpaniu cały brzuszek smarują smalcem. Rzadziej kąpią także w korzeniu tataraku (Rhizoma calami) i korzeniu źywokostu (Symphytum officinale), jak również w odwarze gałązek wierzbowych, złamanych po dziewięć gałązek z dziewięciu drzew i to przed wschodem słońca, by prędzej pomogło, lub w łodygach ogórków, w kwiecie pełniaków (aksamitka - Tagetes), w weszkach dziadowskich (Inula dyssenterica) i melisie (rojownik - Melissa officinalis). Gdy biegunki bardzo uporczywe, czasem tłuką nóżki pozostałe przy skórach baranich, gotują je z grysem pszennym i krokoszami (nogietek - Calendula officinalis). Leczenie to jako bardzo ryzykowne stosują tylko w ostateczności, gdy nie znajdują innego wyjścia. Również kąpią dzieci w kradzionym owsie (jak przy cholerze) i wylewają wtedy kąpiel na płynącą wodę wyrzucając zarazem i garnek do rzeki. Wewnętrznie młodszym dzieciom podają kminek spalony na węgiel i potem stłuczony na proszek, starszym zaś jaja ugotowane na twardo, czasem i popiół drzewny z wodą.

Gdy biegunka i boleści nie są stałe, tylko powtarzają się okresowo trwając przez parę dni w miesiącu, a do nich dołącza się i trochę gorączki, dziecko chudnie, oczy mu się zapadają i tworzą się sińce pod nimi, kał zaś jest zielony, a na skórze dają się zaobserwować wypryski, jest to żnit, znetynia (dyspepsja). Wtedy poza leczeniem samych wyprysków, co już opisałem poprzednio, kąpią dziecko w kredzie skrobanej, z dodaniem męskich kalesonów do kąpieli. Choroba ta bowiem, zależy od miesięcznych periodów karmiącej matki, choć ich nawet w danym czasie nie ma. Najgorsze, że gdy matka zrobi raz już taką kąpiel dziecku, musi ją powtarzać odtąd co miesiąca. Gdyby bowiem tego zaniedbała, stan dziecka pogorszy się bardzo. Chyba jeśli nie kąpie dziecka w ogóle, wtedy ono prędzej wyzdrowieje. Poza tym biegunki i mazanie się dzieci trafiają się zawsze przy wyrzynaniu się ząbków. Na to nie reagują poza pocieraniem szmateczką dziąseł dziecka.

Rzadko, ale czasem przy znacznym parciu i częstych stolcach, trafia się u dzieci wynicowanie odbytnicy (prolapsus ani). Leczy to babka wprowadzając wypadnięty kawałek odbytnicy z powrotem do środka za pomocą wskazującego palca zmoczonego w oliwie, a oblepionego ziarnkami czarnego maku ogrodowego.

Nierzadkim objawem chorobowym w wieku niemowlęcym są tzw. konwulsje objawiające się prostowaniem i naciąganiem dziecka chorego, wykręcaniem główki, wywracaniem oczu itd., przy nieprzytomności. Konwulsji tych dostają najczęściej dzieci przy morzysku, przestrachu, ciężkim wyrzynaniu się ząbków, glistach, obcym ciele w nosie, uchu itp. Wedle wierzenia ludowego, przestrach i zgryzoty matki w czasie ciąży usposabiają dziecko do nich. Przy konwulsjach postępuje się tak, jak opisałem przy morzysku. Po ataku zdejmują z chorego dziecka koszulkę, w której pierwszy atak przebyło i zakopują ją pod okapem dachu. Razem ze zgniciem koszulki zniknie na zawsze choroba. Gdy konwulsje przytrafią się podczas wyrzynania się zębów, schwytawszy dziadka, bzdziucha (pluskwa maliniak) i rozdusiwszy go, sokiem z niego smarują usta i dziąsła dziecka, co zaraz ma pomagać. W innych wypadkach podają dzieciom do picia odwar horyćwita (gorzykwiat - Adonis vernalis).

Gdy konwulsje powstają z przestrachu, układają dziecko w kołysce tak, by głowa znajdowała się tam, gdzie zazwyczaj były nogi chorego i obchodzą kołyskę trzy razy w około okadzając dziecko paloną cząstką przedmiotu, którego się przelękło, np. słomą, sierścią psa, kota, włosami człowieka, lub kawałkiem szmaty z jego odzieży. A czego się dziecko przestraszyło, dowiedzieć się łatwo przez wykaczanie jaja. Znachorka bowiem patrząc w jaje powie nawet dokładnie, czy pies był czarny, kudłaty, kot bury, a chłop, czy miał brodę, jaki wąs itp. Słuchający więc orientują się o kogo chodzi. Gdy zaś przyczyna nie da się dokładnie określić, albo jej w sąsiedztwie odnaleźć nie można, wtedy ułożywszy dziecko, jak wyżej, okadzają kołyskę trzy razy strachopołochem (ostrożeń łąkowy - Cirsium rivulare), a dziecku podają do napicia się wywaru z tego ziela. Ostrożeń o żółtym kwieciu jest używany przy leczeniu dzieci płci męskiej, natomiast o purpurowym, żeńskiej. U Żydów przestraszonemu dziecku każą natychmiast oddać mocz na podstawioną dłoń i zmywają mu nim szybko twarz i piersi. Jeśli dziecko w danej chwili moczu oddać nie może, winna w jego zastępstwie uczynić to matka.

Pod miano konwulsyj podciągają wieśniacy i padaczkę. Dostaje ją każdy, kto przestraszy się patrząc na chorego w czasie ataku padaczkowego. Dziecko chore na padaczkę zanosi matka w wielki piątek do cerkwi do płaszczywnyci. Jednak przedtem nie wolno jej się oglądać poza siebie, ani zagadać, choćby jednego słowa do kogokolwiek. W cerkwi odmawia ona "Ojcze nasz" i nie wychodzi z świątyni, nawet gdyby dziecko zachorowało (Zwyżyń). Chorym na padaczkę podają do picia odwar z barwinku (Vinca maior) święconego we wiankach w oktawę Bożego Ciała, zawieszają na szyi stalowy krzyżyk, który chory nosi przez dziewięć dni, dają na mszę do kościoła w Pieniakach, któremu patronuje św. Walenty, patron tej choroby, ofiarowują zarazem świecę na miarę chorego. Świecę tę zapalają podczas odprawiania mszy św., a równocześnie ze spalaniem się świecy, zmniejsza się i choroba. Gdy świeca zupełnie się wyświeci, choroba znika.

Rodzajem męczącej zmory jest morzysko, jakieś bezcielesne widziadło nocne dokuczające dzieciom w czasie snu, a najwięcej, gdy księżyc świeci na główkę dziecięcia. Sen jego jest wtedy niespokojny, pełen westchnień i płaczu. Dziecko męczone przez morzysko nie budzi się jednak. By dobry sen wrócił, podkładają mu pod głowę kłódkę lub klucze, a w lecie zielone makówki, a nawet dają ich odwar lub nalewkę w wódce wkładając zamoczoną w niej szmatkę zamiast smoczka w usta dziecka.

Wyrzynanie się zębów jest prawie zawsze połączone z zaburzeniami przewodu trawiennego, a więc biegunką, gdyż dziecko w tym okresie stale grzebie brudnymi paluszkami w jamie ustnej szukając zębów. By one się łatwiej wykłuwały, jak już wspomniałem, pocierają matki w czasie kąpieli szorstkim gałgankiem dziąsła dziecka. Gdy dziecko już liczy kilka miesięcy, dają mu do gryzienia korzeń fiołkowy (radix Iridis florent.) przewiesiwszy go na sznurku na szyi, albo niemniej często podają twarde skórki chleba. Wtedy jednak ktoś ze starszych musi znajdować się w pobliżu malca, by interweniować, gdyby się dławił, przez bicie go w kark, co znakomicie wpływa - wedle wierzenia - na wyksztuszenie dławiącego kawałka skórki. Matka, ani nikt z domowników nie dłubią w swych zębach źdźbłami słomy z kolebki niemowlęcia, by go zęby nie bolały. Gdy pierwszy mleczny ząbek u chłopca zauważy mężczyzna, lub u dziewczynki kobieta, to bardzo dobrze, bo zęby wykłują się szybko i będą zdrowe. Toteż temu, kto pierwszy ząbek odkryje, ofiarowują zazwyczaj jakiś pieniądz metalowy, zdawkową monetę, zazwyczaj niklową. Ofiara ta ma sprawić, że zęby dziecka będą tak silne, błyszczące i białe, jak metal z którego pieniądz zrobiony. Upominek ten ma i ten cel także, by ten, kto pierwszy ząbek zobaczył, nie urzekł reszty mających się wykłuć zębów. A gdy mleczne zęby poczną wypadać, ząbek wyjęty wyrzucają na strych, mówiąc: na tobie myszko kościany, a daj mi za to żelazny, aby nowy był silny i zdrowy. Aby nowe zęby nie wyrosły krzywo nie pozwalają dziecku dotykać ani palcami, ani językiem miejsca, z których wypadły mleczne.

Od chwili, gdy dziecko zaczyna raczkować po toku chaty, a potem babrze się w ziemi grzebiąc w niej jamy i lepiąc babki, zaczyna się nowe zmartwienie, tzw. robaki, lub glisty. Wprawdzie każdy człowiek - wedle wierzenia - glisty mieć musi, bo inaczej by nie żył, jednak, gdy ich za wiele, męczą bardzo. Że dziecko ma glisty, dowodzi jego wygląd; jest ono wtedy blade, jakby przeźroczyste, ma sińce pod wpadniętymi oczyma, traci apetyt, dłubie w nosie, cierpi na nudności, ślini i zgrzyta ząbkami we śnie, a brzuch ma wzdęty i bolesny. Robaków dostaje się przeważnie z jedzenia słodyczy, cukru, cukierków, pierników, miodu itp., bo tym właśnie odżywiają się glisty. Przeto, kto więcej je słodyczy, ma więcej glist. A gdy robaki już są i rozmnożyły się, na dziecko trzeba wtedy bardzo uważać, zwłaszcza w czasie nowiu. Wtedy bowiem zaczynają się one burzyć, odbywają wędrówki, zwijają się w kłęby, pchają się do gardła, mogą więc dziecko udusić. Pchają się również do serca, nosa i ucha, które poranić mogą i nawet łacno o śmierć przyprawić, zwłaszcza gdyby im na nowiu lek jakiś podano, któryby je zanadto wzburzył. Po nowiu jednak można już przeciw nim śmiało wystąpić.

Przede wszystkim dzieciom podejrzanym o robaki nie dają żadnych słodyczy. Natomiast zbrzydzić je starają się przez podawanie kwaśnych potraw, jak kiszona kapusta, ogórki, barszcz. Potrawy te psują glistom humor, więc zaczynają się one burzyć i pchać do gardła. Aby zaś zamknąć im tę drogę i nie dopuścić do uduszenia dziecka przez ich kłąb, wieszają na szyi chorego paciorki z nanizanych na nitkę ziarnek obranego z łupinki czosnku. Glisty nie znoszą jego zapachu i cofają się do brzucha. Poza paciorkami z czosnku, smarują jeszcze dzieciom jego sokiem dołek nadmostkowy i nozdrza, by już powietrze wdechiwane było tym zapachem przepojone. Rozumie się, że chore na robaki dziecko musi jeszcze obowiązkowo zjadać dziennie po parę ziarnek czosnku. Podobnie jak czosnek działa nafta (kamfina, gaz), przeto i nią smarują dołek, namazują nozdrza, a nawet podają nieco dziecku do wypicia. Do wypiekanego w domu chleba sypią dość obficie ziarnka czarnuszki (Nigella sativa, Nigella arvensis), a dzieciom podają do zjedzenia kilka jagód psianki - słodkogorzu (Solanum Dulcamara), na czczo czosnek (Alium sativum). Gotują również kilka ziaren czosnku w słodkim mleku i wlawszy to do jeszcze nieużywanego garnuszka, sadzają na nim dziecko, aby wzburzone glisty wylazły z odbytnicy do garnka. Najczęściej jednak po nowiu podają chorym dzieciom na czczo cytwarowe nasienie (flores Cinae) z miodem na czarnym chlebie. Miód słodki, jako ulubiony przysmak dla robaków, jest dla nich przynętą, wraz z którą zjadają truciznę. Niektórzy dają dzieciom odwar pieprzu w mleku, odwar centurii (tysiącznika - Erythrea Centaurium) lub nalewkę jaskółczego ziela (glistnik - Chelidonium maius) na wódce, gdyż to ma również pomagać, ale nie zawsze. Zamawiają też glisty słowami: Święta Cecylija pięć córek miała, pierwsza glisty przędła, a druga motała, trzecia na kłębek zwijała, czwarta łebki urywała, a piąta do morza wrzucała, czyniąc przy każdej czynności córki odpowiedni gest i odmawiając zażegnywanie trzykrotnie, po czym trzy Zdrowaś Maria.





 Od administratorów strony "Olejów na Podolu". Ponieważ ten tekst będzie ogólnodostępny w internecie, oprócz miłośników Kresów i zainteresowanych historią mogą na niego trafić - np. przez wyszukiwarki - także osoby interesujące się medycyną ludową czy szukające pomocy w swoich dolegliwościach. Przestrzegamy przed eksperymentowaniem z opisywanymi w tym artykule ziołami czy rodzajami terapii. Niektóre mogą być bardzo niebezpieczne dla Waszego zdrowia, a nawet życia. Lepiej zawierzyć współczesnemu lekarzowi lub farmaceucie. Albo przynajmniej - jeśli już się uprzecie - szukać takich informacji na portalach medycznych, a nie na stronie kresowej.




poprzednia
część

 

 

Stanisław Spittal:
Lecznictwo ludowe w Załoźcach i okolicy

 

 

następna
część