Przemysł chłopski we wschodniej Galicji
Dodane przez Remek dnia Kwietnia 05 2009 13:12:15
[źródło: "Galicja i Wystawa Powszechna w Wiedniu 1873. Luźne myśli rzucone ludziom dobrej woli." Lwów, nakładem księgarni Gubrynowicza i Schmidta. 1872. Zachowano oryginalną pisownię.]

Przychodzę nakoniec do ciekawej właściwości kraju naszego, do tak zwanego chłopskiego przemysłu, jest on może właściwością w ogólności krajów słowiańskich. Zrozumiał całą jego ważność dyrektor jeneralny wystawy i centralna komisja, tworząc dla tego przemysłu osobną grupę, tak nazwaną die Hausindustrie (1), zdaje mi się po raz pierwszy na wystawie powszechnej. Włościanin nasz do niedawna zupełnie, a dziś jeszcze przeważnie wszystko co potrzebował do swego i rodziny ubioru, mieszkania i gospodarstwa sam wyrabiał, albo we wsi swojej wyrabiać dawał. Przędła zimowym wieczorem żona jego, córka i sługa, lub wzięta sierota swój len i konopie, wełnę ze swoich owiec, a stara matka lub staruszka sąsiadka w pewnych dniach z pewną tajemniczością przyrządzonemi ingrediencjami farbowała wełnę i część przędziwa na to przeznaczonego. Gospodarz albo sam wyrabiał płótno, materję na letnik, fotę lub zapaskę, tkał weretę i kilimek, lub żona niosła do sąsiada który musiał się oddając robotę ściśle rachować z danej wełny lub przędziwa. Resztę wełny niósł do sąsiedniego foluszu, bił sukno, a kum krawiec szył sierak i hołosznie. Kobiety zaś z wiosną odbierały płótno i nad rzeczką lub stawkiem we wsi bieliły, rozciągając płótno co rana i polewając wodą, ściągały co wieczora, żeby świnie i gęsi nie potargały półsetka. Wszystkie te warstatowe roboty zaczynają się w jesieni, a kończą z pierwszym dniem wiosennym, w którym robota około roli i grządki wywołuje całe rodziny z chaty w pole i na ogród. Dziewka zaś na Rusi stara się o swoją przędzę i wełną niesie do susidy, żeby farbowała, jeżeli sama tej sztuki nie podpatrzyła, zanosi do jakiego krewniaka żeby jej wyrobił piękną kolorową weretę, albo i dwie i kawał płótna Werety chowa do skrzyni na czas późniejszy, a wygląda żyda, odwiedzającego wieś raz albo dwa razy do roku, fabrykującego malowanki, wybiera deseń i każe sobie wybijać dymki. Desenie zaś przechodzą z ojca na syna, a babka uczy wnuczkę sposobu farbowania deseni i pisania pisanek lub kraszenia kraszanek, wszystko na Rusi idzie z dida pradida.

W okolicach, gdzie jest zwyczaj haftowanych rękawów, niosą płótno do haftarek a używając wełnianych fot, dają te takim samym sposobem wyrabiać. Są okolice, gdzie zamiast weret starają się mieć dziewki kilimki na swoją wyprawę. Jak niezmiernie różne są stroje naszego ludu tak też i bardzo różny jest i ten przemysł i rozmaite są jego wyroby.

Każda prawie wieś stanowi u nas niejako kolonię rzemieślniczą, w każdej jest kilkunastu tkaczy, są szewcy, krawcy, kuśnierze, co robią kosziele i kobiałki, są powroźniki, stelmachy i oczywiście kowale Słowem, że cała rodzina włościańska znajdowała we wsi cały przemysł jej do życia potrzebny. Tak, że kupić do ubrania włościanin nic nie potrzebował, prócz kawałka żelaza na podkówki do butów. Panie zaś, które zawsze od nas wykwintniejsze w ubiorze, kupowały w pobliskiem miasteczku chustkę na głowę i korale lub paciorki wedle stanu, choć te ostatnie z medalikami, spinkami do koszuli i pierścionkami, przywoził co roku usłużny starozakonny, zabierając za to ze wsi gałgany, a czasem i kości.

Jeden z bardzo uczonych ludzi w Wiedniu powiedział, oglądając chłopski kilimek z pod Zbaraża: "Es sind Ueberreste einer Civilisation, die wir bei den Slaven finden, die alter Zeit angehört, die wir noch sehr wenig kennen und die sehr schwer zu erforschen ist." (2)

I miał zupełną słuszność, jak ubiór naszego ludu jest bardzo stary, tak i cały przemysł z którego ten ubiór pochodzi, również dawnych sięga czasów. Każdemu przypatrującemu się z uwagą deseniom kilimków, fot, zapasek, weret, haftom na rękawach koszul, nad Dniestrem i Zbruczem, deseniom rozmaitych ozdób, mimowolnie wschodnie wzory na myśl przychodzą. I rzeczywiście zaginiona cywilizacja, która tędy przeszła, jak trafnie osądził uczony profesor, to cywilizacja starego Wschodu, a rozkrzywiciele jej tu, to krwawe najazdy Turków i Tatarów, to osiedleni tu wojenni jeńcy, to powracający z jasyru ze stepów mongolskich i tatarskich, z posług pałacowych Konstantynopola, całe ludności Wołynia, Podola i Rusi Czerwonej. I dziś nikomu na myśl nie przychodzi, że deseń, który haftują gdzieś w kołomyjskiem siole, przyniosła jakaś prababa ze sułtańskich haremów, a chłop na koszlawym warsztacie, tkający deseń kilimka pod Zbarażem, już i tradycji nie ma, że jego jakiś antenat tkał może gdzieś dywany dla szachów perskich. Oczywiście desenie te i wzory przechodząc przez lat tyle, przez tyle głów i rąk i wyobraźni, musiały nie w jednej okolicy odejść od pierwotnej czystości wzoru i dokładności wykonania, jednakże prawie wszędzie zachowały swoje wschodnie pochodzenie. Zestawienie więc takich wyrobów razem ze wszystkich słowiańskich prowincji Austrji wobec dzisiejszych wschodnich wyrobów na wystawie wiedeńskiej, jakiej może być wagi, nad tem, myślę, że się rozwodzić nie potrzebuję. Dodam tu, że te wspomnienia Wschodu u nas nietylko w tkaninach i deseniach się odbijają, ale prawie we wszystkich sprzętach, narzędziach i t. d. Dość tu wspomnieć n. p. wóz i uprząż, któremi tak zwani Mosteńcy węgle do Lwowa przywożą, czy żywcem tatarskich nie przypominają ?

Zebranie tego przemysłu niesłychane nastręcza trudności. Właśnie że to jest przemysł domowy, kupić przedmiotów można tylko od tych, którzy go zużytkowują, a ponieważ te wyroby są dla własnego użytku, więc tylko zbywające od użytku własnego zbywają i to w wielu okolicach bardzo niechętnie, biedą przyciśnieni. Tegoroczna cholera grasująca w bardzo wielu okolicach, przeszkadza także bardzo tego rodzaju poszukiwaniom. Obawiać się więc należy, że i ta tak ciekawa strona wystawy galicyjskiej nie będzie tak zastąpioną jakby być mogła w innych okolicznościach. Całą tą sprawą chłopskiego przemysłu mało się jeszcze kto zajmował, bo mało jest obeznanych z tem co i gdzie jest warte do zbierania, więc i tu trudności w zbieraniu tych rzeczy. Dzisiaj przy kolejach żelaznych zmieniają się w ogólności wszystkie stosunki niesłychanie szybko i trzeba się obawiać, że i ubiór naszego ludu zmieni się szybko, jak to ma miejsce już w wielu okolicach zachodniej Galicji, gdzie już płótno własnego wyrobu perkal zastępuje. A więc i ten przemysł, który przetrwał wieki, bodaj czy nie ulegnie prądowi pary. Szkoda będzie na długo przynajmniej niepowetowana. Przemysł bowiem ten dawał pomoc włościaninowi i nie ograniczał dochodu jego li tylko na rolę. W zimie siedząc przy warstacie, odziewał on i siebie i całą rodzinę, a zawsze się i coś wyrobiło i dla księdzowej i dla ekonoma, czasem nawet i dla dworu. I grosz często, jak na skromne potrzeby i nie mały wpływał za te wyroby, a i w biedzie i kłopotach większa łaska była i u miejscowej arędarki, wyrabiając daremnie jaki półsetek płótna lub szabasowy obrusek. W niektórych okolicach pod pewnemi, bardzo sprzyjającemi okolicznościami, przemysł ten i większe przybierał rozmiary, osobliwie rozgnieżdżając i przenosząc się w miasteczka n. p. andrychowskie dreliszki, zbaraskie kilimki, pruchnickie i sokołowskie buty, tyśmienickie kożuchy, garnki z Uszni i t. p. słynne są na szerokie okolice. Ważną by więc było podtrzymać ten przemysł, ale nad tem zastanowimy się niżej rozpatrując się w wewnętrznych korzyściach, jakie kraj nasz wyciągnąć powinien z wystawy wiedeńskiej. Jak już mówiliśmy, na Zachodzie są niesłychanie chciwi każdej nowości; najdrobniejszy przedmiot, najmniejszy gdziekolwiek umieszczony rysunek odmiennego trochę charakteru od codziennie widzianych i przerabianych już wzbudza niezmierne zajęcie. Słyszałem mówiących w Wiedniu ludzi, zajmujących się bardzo wystawą: Geben sie uns nur neue Motive (3). Musimy zawsze tu u nas na to zwracać uwagę, że za granicą lepiej znają Australję jak Galicję, że więc to co dla nas patrzących na te rzeczy od dzieciństwa, zdaje się pospolitem, chłopskiem, tam jest nowością, i taki rysunek rękawa dziewki kołomyjskiej przypomina uczonemu na Zachodzie jakieś stare byzantyńskie mozaiki, krój siermięgi z pod Stanisławowa jakiś basrelief kolumny Trajana a deseń foty lub zapaski z pod Zbaraża lub Tarnopola dywan ze Smyrny lub nawet motyw indyjskiego szalu. I wszystko to dziwi go i do nowych badań zachęca, a tymczasem rysownik jakiej fabryki chciwie chwyta najdrobniejszy rysunek i na papier przenosi.

Nad tym całym chłopskim przemysłem cięży jak zmora jaka obawa zarobkowego podatku. Każdy się boi niesłychanie, żeby nie był za rzemieślnika uważany, tak, że nieraz bardzo trudno dowiedzieć się, kto jaki przedmiot wyrobił, mają to bowiem często za rodzaj denuncjacji, wyjawienie, że ten lub ów gospodarz ma warstat w chałupie.


(1) niem. - przemysł domowy
(2) niem. - "To są pozostałości cywilizacji, którą odkrywamy przy Słowianach, która należy do dawnych czasów. którą my jeszcze bardzo mało znamy i którą bardzo ciężko jest wybadać."
(3) niem. - Dajcie nam nowe bodźce