Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu cz.1
Dodane przez Remek dnia Marca 15 2009 15:23:10
Bardzo dziękujemy Panu Zenonowi Tureckiemu za pomoc w dotarciu do tych materiałów

Dr Józef Gajek: Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu. Odczyt zorganizowany w Tarnopolu staraniem Podolskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Tarnopol 1937. Odbitka z tygodnika "Głos Polski"



1. Rozważania metodyczne.


Podchodzić do zagadnienia t. zw. składu narodowościowego Podola i oceny zachodzących tu zjawisk natury nacjonalnej, to znaczy kusić się o rozwiązanie, przynajmniej w teoretycznym wymiarze, jednego z najtrudniejszych tego rodzaju zagadnień w Polsce.

Problem ten bowiem posiada swoje specjalne oblicze i w momencie, gdy człowiekowi się zdaje, że już wszystkie możliwości wyczerpał, przekonywa się o złudności swoich mniemań. Problemu narodowościowego na Podolu nie wyczerpuje ani sprawa języka, ani obrządku, ani też składu rasowego ludności - zjawiska tu zachodzące nie mają precedensu na żadnej z granic Rzeczypospolitej w Polsce. Przez żadną bowiem ziemię nie przewalały się tak liczne fale rozmaitych ludów najeźdźczych i osadniczych, co tu. Wszystkie one pozostawiły po sobie ślady bardziej trwałe, niżby się to na pierwszy rzut oka zdawać mogło, a przejawiają się one zarówno w składzie rasowym dzisiejszej ludności Podola, w wierzeniach, zwyczajach i kulturze materialnej, a także w języku. Późniejsze życie historycznie w ramach Państwa Polskiego wcale nie przyczyniło się do ujednolicenia wyglądu tej ziemi. Doplątały się tu jeszcze sprawy religijne i socjalne, pogłębiając i tak już zawikłane stosunki.

W wieku XIX, w okresie kształtowania się nacjonalizmów, ten czynnik stał się dominujący, w nim wypowiadają się dawne różnice rasowe i kulturalne, religijne i socjalne, co wszystko razem tworzy we współczesnych nam czasach niesłychanie trudny problem polityczny Podola.

Możliwe, że w ramach Państwa Polskiego są krainy, w których problem narodowościowy jest podobny, ale śmiem twierdzić, że nigdzie może nie odbywa się tak widoczna walka dwu kultur, jaka toczy się już nie tylko na płaszczyźnie politycznego szowinizmu, ale nieuświadomiona na terenie wsi podolskiej. Ta mniej więcej utrzymująca się w równowadze balansującej siła dwu kultur musi w przyszłości skrystalizować się w jakieś stalsze formy.

Zdaję sobie sprawę z niesłychanej zawiłości zagadnienia, mimo tego w odczycie tym ograniczę się tylko do spraw natury etnicznej, nie zamierzam bowiem ustalać żadnych programów politycznych, ani też podawać analizy historycznej przyczyn całego kompleksu. Zadaniem moim jest przedstawić kinetykę zjawisk narodowościowych i socjalnych na Podolu.

Na podstawie wędrówki na przeszło 1000-kilometrowym obszarze przez Podole, którą przeprowadziłem w czasie minionych wakacyj [r. 1936], stwierdzam, że to niedostrzegalne ścieranie się elementów dwu kultur ludowych rozgrywa się na wsi niezależnie od wpływów politycznych, spontanicznie, a nawet w sposób nieuświadomiony. Cienka warstwa inteligencji obu nacyj - wegetująca zaledwie w nieuprzemysłowionych miasteczkach Podola - spełnia do pewnego stopnia rolę katalizatora. Zresztą kataklizmy wielkiej wojny przekonały nas, że warstwy inteligenckie spływają szybko z terenów ścierających się wpływów, pozostaje jedynie rdzeń, to jest lud wiejski, i on decyduje bezwzględnie o obliczu kraju. Dlatego też na ten problem starałem się w badaniach swoich zwrócić specjalną uwagę. Codziennie niemal formułowałem sobie pytanie w czym dopatrzeć się można istoty jednego elementu, a w czym drugiego. Szukałem odpowiedzi obiektywnej, nie zabarwionej żadnymi uprzedzeniami, usuwałem też z moich notatek to wszystko, co miało charakter przypadkowy lub przejściowy:

Śledząc z takim nastawieniem nurt życia wsi podolskiej przekonałem się, że niejednokrotnie opowiadanie starca kryło w sobie więcej prawdy, niż w dobrej wierze wygłaszane sądy ludzi skądinąd wiarygodnych i ze sprawami wiejskimi obeznanych. W czasie tej wędrówki, którą pretensjonalnie nieco nazywam "rzemiennym dyszlem po Podolu" przesunęły się przede mną wsie zamieszkałe zarówno przez ludność polską, jak i ruską. Mogłem się przyjrzeć kulturze obu tych nacyj bezpośrednio, czyniąc porównania i wyprowadzając wnioski oparte na obserwacji skrzętnym notowaniu faktów. Takie na pozór drobne fakty, jak obecność haftu na koszuli, względnie jego brak, kolor malowanych ścian, krój stroju lub rodzaje śpiewanych melodyj, zjawiska, które normalnie uchodzą uwadze naszej, lub też są zupełnie lekceważone, wyrażają więcej niż słowne informacje. Inne bowiem oblicze pod tym względem posiada na zewnątrz wieś o przewadze żywiołu polskiego, a inne o przewadze żywiołu ruskiego. Wjeżdżając do wsi mogłem z tajemniczą miną informować mego towarzysza, jak oceniam z pierwszego rzutu oka ilościowy skład żywiołu polskiego lub ruskiego. Na ogół przypuszczenia moje, oparte na wspomnianych przed chwilą drobnych faktach, sprawdzały się.

W jednej jednak wsi, wyprowadzając w podobny sposób wnioski, szpetnie się omyliłem; orzekłem bowiem, że jest to wieś wybitnie ruska, natomiast stan faktyczny okazał się wprost przeciwny. Ta omyłka zdziwiła mnie i chwilowo zachwiała moją pewność w ocenie, bliższe jednak badania potwierdziły moje spostrzeżenia. Okazało się, że chociaż ludność jest polska, chociaż posiada poczucie narodowościowej przynależności, odporność jej na proces rusyfikacyjny była bardzo zachwiana, a wpływy kultury materialnej ludności ruskiej tak głęboko już wtargnęły, że przytłumiwszy cechy zewnętrzne wsi polskiej, nadały jej swoje piętno. Z całą pasją zainteresowałem się tym zjawiskiem, prześledziłem zapiski metrykalne, aby się przekonać, że istotnie wieś ta była jeszcze przed 50 laty zupełnie polska, ostatnio zaś procent ludności tej zmalał. Całe to zdarzenie utrwaliło moje przekonania o wartości tego niedocenianego czynnika etnicznego, w problemie narodowościowym i dlatego na tych zjawiskach opieram całą syntezę.


2. Wpływ obrządków religijnych na poczucia narodowe.


W myśl tych założeń przystępuję do omawiania obserwacyj. Na plan pierwszy wysuwam problem istnienia na opisywanym terytorium dwu obrządków religijnych, z uwzględnieniem korelacji, zachodzącej między przynależnością do jednego z obrządków, a przynależnością narodowościową. Prozelityzm bowiem religijny splata się tu z prozelityzmem narodowościowym. Całe to zjawisko traktuję wyłącznie na płaszczyźnie etnograficznej zgodnie zresztą z teoretycznymi założeniami takich etnologów, jak Gaston Van Bulck (1) i F. Graebner (2).

Przynależność jednostki względnie jakiejś społeczności do jednego z obrządków w większości wypadków rozstrzyga o poczuciu narodowościowym. Na Podolu jeden obrządek ma nazwę "polskiego" drugi "ruskiego", tak też określa ludność kalendarze i duchownych. Nie należy jednak sądzić, że sprawa obrządku jest jedynym czynnikiem decydującym o przynależności narodowej. Odgrywają tu rolę również i inne czynniki, powiedziałbym nawet, że współcześnie sprawa obrządków poczyna co raz bardziej tracić swoje znaczenie w rozróżnianiu dwu nacyj. Nie mniej jednak wartość tego czynnika jest bardzo wielka. Poczynione zastrzeżenia mają jedynie na celu rozbić sugestywną opinię ogółu, która przecenia rolę religijnej przynależności. Momenty bowiem gospodarcze, agrarne, językowe stają się co raz bardziej ważkim zjawiskiem na terenie wsi. One to przede wszystkim rozstrzygają o jej obliczu narodowościowym. W okresie przedwojennym, kiedy to nacjonalizm ukraiński do wsi nie docierał, sprawa obrządku posiadała o wiele większe znaczenie. Aktywizacja elementów ruskich, powstanie państwowości polskiej i ruchy radykalne sprawę tę skomplikowały. Na koniec podkreślić muszę, że przy omawianiu zagadnienia obrządków na Podolu świadomie pomijam sprawę polityki władz kościelnych i duchowieństwa jako pewnej zbiorowości. Nie wiąże się to z typem i założeniami mojej pracy, z drugiej zaś strony rola tych czynników jest na ogół bardzo dobrze znana; zaznaczam tylko, że czynniki te akcentują się w terenie i chłop posiada o nich swój sąd, swoją opinię o znacznym ciężarze gatunkowym, który również wpływa na przebieg procesu nas tutaj interesującego.

O wpływie przynależności do jednego z obrządków na narodowościową deklarację jednostki świadczy zjawisko silniejszego procesu asymilacji ludności polskiej i ruskiej na terenach, gdzie sieć parafij i kościołów jest rzadsza. Duże odległości od wsi do urzędu parafialnego stwarzają dla ludności niewygodne warunki przy aktach natury cywilnej, jak chrzest, ślub, pogrzeb. Są to okazje do rejestrowania się w parafiach obrządku przeciwnego. Tego wyłącznie oportunistycznego czynnika nie należy lekceważyć; na dowód mógłbym cytować cały szereg miejscowości, położonych w północno-wschodniej części województwa, na pobrzeżu Zbrucza, gdzie duża odległość urzędu parafialnego od poszczególnych wsi była przyczyną wzmożenia ruchu rusyfikacyjnego. Zapewne, że i wpływ osobisty proboszczów decyduje o przebiegu takich zjawisk; rzadkie kontakty sprzyjają zobojętnieniu ludności na te sprawy. Przed wielką wojną, kiedy między duchowieństwem greckokatolickim a rzymskokatolickim istniały sielankowe stosunki, sieć kościelna decydowała zasadniczo o zmianie obrządku. Z całą ścisłością mogę stwierdzić, że zdarzały się wówczas takie procesy obustronnie; parafia rzymskokatolicka wchłaniała ludność obrządku greckokatolickiego, który nie posiadał w najbliższej okolicy swego urzędu. Obecnie wypadki takie zdarzają się skutkiem zaostrzenia momentu narodowościowego rzadko, i tu należy po raz pierwszy zaznaczyć, że nie zawsze obrządek wpływa na deklarację narodowościową, ale że i poczucie nacji wpływa na wybór obrządku.

Słaba sieć urzędów parafialnych rzymskokatolickich jest na Podolu wynikiem procesów specjalnych. Fundatorami bowiem kościołów obu obrządków było ziemiaństwo polskie, które począwszy od XVI wieku do XIX włącznie chętniej fundowało cerkwie, bogaciej je wyposażało aniżeli kościoły i parafie rzymskokatolickie. Średnia szlachta i możnowładztwo zakładało przeważnie dworskie kaplice dla własnego tylko użytku, ewentualnie fundowano klasztory. Wieś traktowano jako jedną masę, która nie tylko przywilejami, ale i obrządkiem powinna się różnić od stanu szlacheckiego. W ten sposób utrzymywany dystans odbił się niezwykle niekorzystnie na dzisiejszym stanie posiadania polskiego na Podolu. Są to olbrzymie straty w materiale ludzkim.

W czasie badań przeprowadzałem pobieżne obliczenia statystyczne na podstawie ksiąg metrykalnych; wnioski z tych obliczeń są uderzające. Biorę na przykład pod uwagę 30-sto lecie 1780 - 1810. Średnio w tym okresie na 100 rodzin obrządku rzymskokatolickiego i o nazwiskach pod względem językowym polskich 12% ginie zupełnie z ksiąg metrykalnych parafii łacińskiej. Spisy gminne wskazują, że 8% tych nazwisk po dzień dzisiejszy istnieje. Wynika z tego, że są one zapisane w księgach obrządku greckokat. Cztery rodziny w między czasie okolicę opuściły. Przemawia za tym i ten fakt, że w matrykułach ich jako zawód wpisano "służba dworska".

Dodać jeszcze należy, że znaczna ilość nazwisk polskich należy do rodzin mieszanych, które w jednej linii przynależą do obrządku greckokat, a w drugiej do rzym. kat. Jeśli się na koniec zważy, że nazwiska dziedziczą się tylko w linii męskiej, to dowodzi to, że przez małżeństwa mieszane proces rusyfikacyjny wchłania całe rody, a nie tylko linię żeńską. Na przyszłość zarysowuje się tutaj problem przeprowadzenia wielkich badań naukowych na materiale archiwów parafialnych. Wyniki tej pracy obiektywnie, z dokładnością matematyczną mogłyby ustalić przebieg procesu.

Oprócz gęstości sieci parafialnej i inne czynniki wpływają na przechodzenie z obrządku na obrządek, a co za tym idzie z narodowości na narodowość. Chodzi tu o emocjonalne przywiązanie ludności do liturgiki obu obrządków. Nie ulega wątpliwości, że na tym tle powstają całe kompleksy poczucia wyższej wartości, których iluzji nikt nie rozbija. To przekładanie własnego obrządku nad drugi gra tu znaczną rolę. Ludność ruska uważa na serio swój kalendarz i obrządek za lepszy i na tym tle można w terenie usłyszeć nieraz dowcipne opowiadania. Śród Polaków przekonania o wyższej wartości swego obrządku są niewyraźne, występują one tylko w tych wsiach, gdzie widoczna jest przewaga żywiołu polskiego i wyższa stopa majątkowa. Na ogół dla ludności polskiej strona liturgiczna obrządku greckokat. posiada pewien pociągający powab. Bliższa analiza wynurzeń ludu i konkretnych przykładów wskazuje, że tę siłę atrakcyjną posiada obrządek grecki dzięki zachowaniu większej wspaniałości z jednej strony, a z drugiej dzięki mniejszemu dystansowi między światopoglądem ludu. Obrządek grecki w ciągu wieków kształtował się i naginał do materiału słowiańskiego i jest mu bliższy. Obrządek łaciński bliższy jest ludom południowo-zachodnio europejskim, bo na ich podłożu rósł i krzepł. Wezmę pod uwagę taki konkretny przykład, który posiada znaczną siłę wyrazu.

W czasie obecności w jednej z wsi, byłem świadkiem jak przyszła babina z chlebem do księdza rzymskokat. z prośbą o odprawienie mszy żałobnej. Kobieta ta jak to później stwierdziłem pochodziła z rodziny mieszanej, mąż jej jednak był Polakiem. Ksiądz w formie delikatnej starał się jej wytłumaczyć niewłaściwość jej postępowania; babina wysupłała więc tych kilkadziesiąt groszy na mszę, zabrała chleb i poszła. Z chlebem tym udała się wprost do cerkwi i tam jako "parastas" złożyła go na ofiarę za duszę swego zmarłego męża. Zjawisko to jest uderzająco zgodne z prymitywnymi wyobrażeniami ludu o duszy, życiu pozagrobowym i chlebie. Jedynie chleb, który lud nazywa świętym, jest wedle powszechnych mniemań godną ofiarą dla duszy. Dawne echa wierzeń przedchrześcijańskich upominają się jeszcze dzisiaj o swoje. Formalnie i merytorycznie rozpatrując to zdarzenie widzimy, że forma przyjęta w rytuale greckokat. zwyciężyła, widocznie bardziej bezpośrednio przemawia do wyobraźni ludu. Momenty tego typu wpływają na decyzję wyboru obrządku, a co za tym idzie i narodowości. Szczególnie brzemienne w skutki są objawy takiej sympatii w rodzinach mieszanych, gdzie poczucie odrębności jest zachwiane. Przytoczony przykład nie wyczerpuje wszystkich analogicznych objawów, ale ilustruje wymownie znaczenie takich momentów. Dużą siłę atrakcyjną posiada między innymi śpiew cerkiewny i w ogóle cała muzyka obrządku greckokatolickiego.

Ambicje wynikające z wartościowania obu obrządków nie posiadałyby nigdy takiej wyrazistości, gdyby nie wiązały się z poczuciem narodowościowym. Najwymowniej świadczy o tym sprawa obserwowania świąt. Na terenach, gdzie napięcia nacjonalne nie posiadają większego znaczenia, ogół ludności nawzajem szanuje swoje święta, tak, jak ogólnie było to przyjęte w czasach przedwojennych. Obecnie tam gdzie walka jest ostrzejsza, w wielkie święta rzymskokat. widać na polu pracujących - nie brak i wypadków odwrotnych. Na ogół jednak ludność polska w wyższym stopniu zachowuje, względnie szanuje święta obrządku greckokat. Niezadowolenia i tarcia wynikające na tym podłożu dotyczą przede wszystkim dwu świąt: Jordana i Bożego Ciała. O ważności tego problemu świadczy fakt, że niejednokrotnie duchowieństwo obu obrządków zmuszane jest do zawierania na tym odcinku umowy, aby zapobiec zawczasu ostrzejszym wystąpieniom. Zachowywanie świąt posiada bardzo duże znaczenie we współżyciu małżeństw mieszanych. Na terenach, gdzie życie polityczne mniej zaognia stosunek dwu elementów narodowościowych, w małżeństwach mieszanych obchodzono i obchodzi się święta zgodnie z przynależnością męża, natomiast żona spędza święta swego obrządku wśród swojej rodziny. W takich wypadkach mąż wstrzymuje się jedynie od cięższej pracy, czasami udaje się nawet z żoną do kościoła. Obecnie w bardzo wielu miejscowościach takie rozwiązywanie trudności należy do przeszłości. W pewnych wypadkach zdarza się, że mąż zabrania uczęszczać żonie do kościoła. Normalnie ogranicza się żona w dniach świątecznych do wysłuchania nabożeństwa, a reszta dnia posiada charakter roboczy. Bardzo konkretnie i dokładnie stwierdziłem, że dla kobiet obrządku greckokat. jest o wiele znośniejsza w rodzinach rzymskokat., aniżeli odwrotnie.

Cała ta sprawa święcenia podwójnych świąt posiada oprócz tła narodowościowego oblicze ekonomiczne. Wstrzymywanie się od pracy w celu obserwowania podwójnych świąt jest wysoce nieekonomiczne i kosztowne. Nie wolno więc pomijać przy ocenie zanikania tego zjawiska i tej strony.

Na opisanych zjawiskach zaznacza się bardzo wyraźnie metoda świadomie stosowanej izolacji, która obejmuje całokształt zagadnień współżycia obu elementów, wciska się w wszelkie przejawy życia i nie omija spraw religijnych. Zjawisko izolacji bardzo dobrze znane jest etnologii na terenach ścierania się dwu kultur, dwu elementów. Wyraża się ono niejednokrotnie w podziale społeczeństw na kasty o charakterze religijnym, na klasy społeczne. Przeważnie bywa tak, że czynniki mające wpływ na przebieg zjawisk historycznych dążą do niszczenia wszystkich możliwych stycznych prowadzących do złagodzenia konfliktu. Potencjał natomiast masy dąży do wyrównywania różnic. Nic więc dziwnego, że i na tym odcinku izolowanie się posiada tak wyraziste rysy. Wyrazistości dodają temu problemowi: 1) podkreślone już emocjonalne nastawienie do samego obrządku, 2) moment ekonomiczny, 3) tło narodowościowe.

Związek między obrządkiem a poczuciem narodowości zaznacza się najwyraźniej z okazji chrztów. Wokół nich toczy się najgorętszy spór, powiedziałbym otwarta walka, zwana w terenie "kradzeniem dusz". Przypatrzmy się temu zjawisku bliżej, o co tu chodzi, co bierze się pod uwagę? Obrzęd chrztu ma dwojaki charakter: jest on z jednej strony aktem religijnym, z drugiej zaś aktem prawno - społecznym. O którą stronę ścierającym się chodzi? Odpowiedź może być tylko jedna; wybór obrządku przy chrzcie jest deklarowaniem się rodziców o przynależności dziecka do jednej z narodowości.

Decyduje o tym zawczasu dokonana już umowa ślubna w małżeństwach mieszanych. Z góry ustala się jak ta sprawa zostanie rozwiązana. Wedle dawnych zwyczajów regulowano problem w ten sposób, że dziewczęta dziedziczyły obrządek po matce, chłopcy zaś po ojcu. To dawne prawo dzisiaj zostało prawie zupełnie przekreślone. Kształtują się nowe normy idące po linii ostatecznej izolacji. Wedle tych nowych zasad dąży się do tego, aby w ramach najbliższej rodziny nie tworzyć rozdwojenia obrządkowego, ale ujednolicać je. W ten sposób tak córka jak i syn dziedziczą obrządek po ojcu. Zasada ta przestrzegana jest rygorystycznie tylko w domach o obrządku greckokat., w rodzinach gdzie ojciec jest wyznania rzymskokat. a matka greckokat. utrzymuje się jeszcze w wielu wypadkach dawne prawo zwyczajowe. Ten stan rzeczy powoduje zmniejszanie się ilościowe elementu polskiego.

Z kolei rozpatrzeć należy sprawę zawierania małżeństw; ograniczę się tutaj do zaznaczenia roli duchowieństwa i jego wpływu na niespodziewane częstokroć decyzje ludu. Nie sposób bowiem pominąć i tego zjawiska, że polityka pobieranych przez parafialne urzędy opłat stosunkowo wysokich i sztywnych budzi wśród ludu żal, a nieraz ukryte bunty, które wyrażają się w "postępowaniu na złość" względem urzędu parafialnego. Gdyby na tym odcinku cen, moment narodowościowy wprowadzał walkę konkurencyjną, niewątpliwie całe zagadnienie posiadałoby charakter o wiele jaskrawszy. Ponieważ jednak pobierane opłaty w danych okolicach są przeważnie równe, zagadnienie traci na ostrości. We wsiach jednak gdzie fundacje kościoła greckokat. są bogate, a takich jest więcej aniżeli kościołów rzymskokat., oraz gdzie proboszcz greckokat. jest człowiekiem młodym nie mającym na utrzymaniu rodziny pojawia się zjawisko cen konkurencyjnych. W takich wypadkach dość często się trafia, że ludność obrządku rzymskokat. korzysta z usług cerkwi greckokat. Jest to niesłychanie niebezpieczny krok na drodze ku rusyfikacji. Na zachodzie Polski prowadzi to do radykalizowania się wsi, na Podolu kończy się przeważnie rusyfikacją. Trzeba bezstronnie przyznać, że i duchowieństwo rzyskokat. w miarę swych możności obniża opłaty; ale właściwie zależne to jest od dobrej woli poszczególnych jednostek.

Cały czas omawialiśmy dotychczas problem korelacji między obrządkiem a narodowością, przy czym stale podkreślałem, że przyczyną zmiany narodowości jest zmiana obrządku. We wstępie tylko zaznaczyłem o istnieniu i innych równorzędnych niemal powodów. Na dowód mogę przytoczyć sprawę dobrze Państwu znaną tak zwanych "łatynnyków". Między Seretem a Zbruczem spotykałem często zjawisko zmiany narodowości z polskiej na ukraińską bez zmiany obrządku. Jedna z tamtejszych wsi miała przed 30 laty wyraźne oblicze narodowościowe polskie, obecnie buduje się tam czytelnię ukraińską, świetnie prosperują spółdzielnie mleczarskie i w ogóle wieś wykazuje znaczną ekspansywność pod względem narodowościowo - politycznym. Analiza tego ciekawego zjawiska jest niezwykle trudna i drażliwa, musiałbym dokładnie przedstawić historię poszczególnych zjawisk w tych fazach, jak po sobie następowały, przy czym zmuszałoby mnie to do wymienienia nazw takich miejscowości i nazwisk osób zainteresowanych. Ponieważ taki sposób naświetlania spraw ogólnych nie odpowiada metodom naukowym muszę z tego zrezygnować. Stwierdzam tylko ogólnie, że w czterech spotkanych wypadkach historia każdej z poszczególnych miejscowości jest inna, tylko jedna z przyczyn powtarza się stale, a mianowicie niechęć do dworu i miasta. W jednej z tych wsi stale witała mnie ludność ironicznym uśmieszkiem i słowami "Sława jaśnie panu", albo "Niech będzie pochwalony jaśnie panu".

Zaznaczyć należy, że na zbadanym terytorium brak zjawiska odwrotnego, a mianowicie przyznawania się do narodowości polskiej przy równoczesnym wyznawaniu obrządku greckokat. Nie biorę tu pod uwagę poszczególnych sporadycznych wypadków. Ten prosty fakt świadczy, że u podłoża zjawisk natury obrządkowej leżą tendencje nacjonalne, chociażby nawet nieuświadomione.




Józef Gajek:
Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu

 

 

następna
część