1870: Misje w Załoźcach
Dodane przez Remek dnia Marca 16 2008 18:16:13
1870: MISJE W ZAŁOŹCACH

Listy księdza o inicjałach M.S., wikariusza w Załoźcach, do pisma katolickiego "Zwiastun Górnoszlązki", część 4.



[źródło: "Zwiastun Górnoszlązki" rok trzeci, nr 31 z 2 sierpnia 1870]. Zachowano oryginalną pisownię.

Załoźce, dnia 26 lipca 1870. r. (List II.)

Jużeście, kochani Szlązacy! przeczytali w miłym "Zwiastunie" moje pismo o naszych tu nad moskiewską granicą niektórych pociechach i smutkach; dziś Wam znowu opowiem niektóre.

Mieliśmy tu w Załoźcach Misyję. Tutejszy ks. proboszcz Pielecki dla rozbudzenia ducha bożego we swych parafijanach poprosił księży Misyonarzy Zgromadzenia św. Wincentego. U was tam na Szlązku nie ma takich księży, ale w Poznańskiem i w Prusach Zachodnich jest ich nie mało. Są to, krótko mówiąc, księża świeccy, w zgromadzeniu żyjący wedle reguły św. Wincentego, który również był kapłanem świeckim we Francyi, a umarł lat temu 210 (1660) w Paryżu. Tu w Galicyi księża Misyonarze mają dopiero trzy domy czyli klasztory, dwa w Krakowie, a jeden we Lwowie. Najwyższy ich zwierzchnik czyli Jenerał mieszka w Paryżu, a wizytatorem czyli przełożonym tak księży Misyonarzy, jako téż i Sióstr Miłosierdzia w Galicyi, jest również francuz zamieszkały w Krakowie.

Dnia 14. Maja rozpoczęli księża Misyonarze swą pracę. Mój Boże! cóż za rozczulający widok! Mimo pilnych prac w polu i ogrodach, ludek spieszył gromadnie do kościoła i siedział w nim od nocy do nocy po kilka dni, a słuchał budujących nauk, a modlił się i płakał i wzdychał i cisnął się do konfesyonału. Oj było tu żniwo, było! Jeno że robotników mało! Misyonarzy przybyło jeno dwóch (Kiedrowski rodem z Poznańskiego i Bąkowski z Litwy), miejscowych pracowało trzech, z postronnych mało który przybył na pół dnia, księża ruscy odmówili pomocy, a ludu były straszne tłumy do spowiedzi. To téż zacni Misyonarze oprócz żarliwych czterech nauk, jakie prawili co dnia z ambony, i półtora godzinnego katechizmu dla dzieci, pracowali w konfesyonałach przez całe dwa tygodnie od szóstéj rano do ósméj wieczorem z małym odpoczynkiem w południe.

W końcu pokazało się, że do Komunii przystąpiło więcéj niż 4,000, do bractwa trzeźwości zapisało się blisko 1,000, do Szkaplerza przyjęto około 400. W liczbach powyższych mieszczą się i rusini, którzy w brew zakazom i pogróżkom swych parochów spieszyli do kościoła, słuchali tam pięknych nauk, o jakie zbyt trudno w ich cerkwiach, a wreszcie wpisywali się do bractw łącznie z łacinnikami. Słowem misya wywarła tu znaczne korzyści. Popi, żydzi i szpiegi moskiewskie usiłowali lud bałamucić; jedni wołali, że kto się wpisze do bractwa trzeźwości, ten musi płacić nowe podatki, musi pracować na szlachtę, jak to było za pańszczyzny przed rokiem 1848, - inni rozpuszczali wieści, że księża namawiają lud do wojny z moskalem aby oddał Polskę, - inni inne jeszcze szerzyli brednie; nic to przecież nie pomogło, lud poszedł za głosem sumienia i spieszył do świątyni pańskiéj. Prawda zawsze odnosi zwycięstwo nad kłamstwem!

Na pamiątkę misyi postawiono piękny dębowy krzyż z żelaznym wieńcem. Wieniec ten nową podał okazyę nieprzyjaciołom katolicyzmu do plotek i baśni. "Widzicie - wołali - cała sprawa się wykrywa; lachy (szlachta polska) knują spisek na rząd i lud spokojny!..." Mimo to wszystko prawda odniosła górę, lud się przekonał o właściwem celu misyi, wzgardził podszeptami pokątnych doradców i tem gorliwiéj wziął się do pracy, do trzeźwości itp. Liczniéj uczęszcza do kościoła, omija karczmę, wpisuje się na listę braci towarzystwa trzeźwości, kupuje książki do nabożeństwa i z żywotami Świętych, a nawet chce należeć do członków czytelni założonéj niedawno w Załoźcach.

W poprzednim liście wspomniałem, że szlachta nie skora w przyczynianiu się do uposażenia szkółek wiejskich, są przecież wyjątki, choć dość nieliczne. Tak p. Czosnowska w Horodyszczach oprócz domu z ogrodem i opałem podarowała na szkołę urodzajnéj roli pod 24 szefle żyta, a p. Pawlikowska dziedziczka dóbr Milno, gdzie to Krompiec wybudował kościółek, a gdzie dotąd nie masz szkoły, ofiarowała drzewo na dom, plac pod niego, opał i dwie morgi wielkie roli dla nauczyciela.

Wy tam pewnie coś więcéj wiecie o wojnie, ba nawet opłakujecie waszych synów, braci i mężów powołanych pod broń; u nas tu jakoś cicho. Mamy nadzieję, że do rozlewu krwi nie przyjdzie, a jeśli to nastąpi, to dla dobra uciemiężonych ludów. Moskal jakoś się przyczaił, jak niedźwiedź podczas groźnéj burzy, Austrya również nie ma chęci a raczéj odwagi i pieniędzy, do wojny.

Urodzaje u nas piękne; jeno że grad miejscami szkody narobił, a teraz deszcz leje prawie wciąż, a tak utrudnia sprzęty. Zimno tu niepomierne, chłopi chodzą w kożuchach, powietrze mgliste i wilgotne, jak w Listopadzie. Bywajcie mi zdrowi.

Ks. M. S.