Wawyrzyniec Dayczak - Lud polski na ziemiach czerwonoruskich cz.2
Dodane przez Remek dnia Marca 11 2018 17:26:21
W naszej kolekcji źródeł historycznych przedstawiamy Czytelnikom pracę inżyniera Wawrzyńca Dayczaka - chłopskiego syna z Reniowa, naszego wybitnego Rodaka, pochodzącego z rodu Dajczaków Halaburdów. Z przyczyn technicznych (ograniczenia oprogramowania naszej strony) materiał publikujemy w dwóch artykułach.





Autor - Wawrzyniec Dayczak - na zdjęciu z 1907 roku.




źródło: Lud polski na ziemiach czerwonoruskich. Napisał W. Dajczak. Wydawnictwo Tygodnika ”OJCZYZNA”. Lwów 1906. Z drukarni "Pospiesznej" (Ostruszki), Sykstuska 14. Zachowano oryginalną pisownię.

część 2


Rząd Austryacki przez długie lata po zaborze t. zw. Galicyi bał się, aby mu tej Galicyi nie odebrano; przypuszczał nawet taką rzecz, to też postanowił sobie ten nieszczęśliwy kraj o ile tylko się da - obedrzeć. Przedewszystkiem posprzedawał za bezcen prawie wszystkie dobra królów polskich tak, że dzisiejsze "grunta kameralne" zaledwie małą cząstkę obejmują z dawnych "królewszczyzn". Przemysł, który miał swoje początki w Galicyi dzięki twórcom Konstytucyi 3-go Maja w Polsce, Niemcy zdusili w samym zarodku, stanowiąc śmieszne prawo, że każda galicyjska fabryka ma swoje wyroby własnym kosztem posyłać do Wiednia w celu ostęplowania. Dopiero taki stęplowany towar mógł iść na sprzedaż.

Wogóle rząd czynił wrażenie psa, ogryzającego kość, którą mu inny jego towarzysz chce odebrać.

Jak odbierze, to niech ma, ale już obgryzioną do cna.

Aby naród nie zjednoczył się i nie podniósł przypadkiem gospodarstwa krajowego, rząd "józefiński" zaprowadził podział gruntów na "rustykalne", czyli chłopskie i "dominikalne" czyli pańskie.

Jeszcze inne grały tu rolę powody natury moralnej i te były ważniejsze. Chodziło o to, aby chłop nigdy razem nie poszedł z dziedzicem, bo u dziedzica pokutowała jeszcze myśl o wolnej Polsce. Smutna jest rzecz przyznać, że ta szlachta, której jeszcze się śniły dnie wolności Narodu tak niezrozumiała swego położenia. Kiedy dano nam okruchy autonomii, natenczas sejm polski we Lwowie, w którym głos decydujący miała szlachta, zachował, to samo, co zrobił rząd austryacki t. j. podział własności gruntowej na pola gminne i obszar dworski. Ale nietylko to! Zwierzchność gminna otrzymała odrębne ustawy, administracyę i w innym była stosunku do władz politycznych, niż dwory. Postawiono między wsią, a dworem przegrodę, żeby żadnego łącznika nie było między dziedzicem, a chłopem; gmina sobie, a dwór sobie.

Wieś zostawiona samopas, uciskana niesprawiedliwym podatkiem, bo większym, niż dwór płacił, obciążona szarwarkiem i innymi rozmaitego rodzaju ciężarami, ubożała szybko. Naród rozmnażał się, przychodziły nowe pokolenia, ludzie wzrastali w ilość, a ziemi ubywało. Chłopi - gospodarze nikli, natomiast coraz więcej pojawiało się chałupników, którzy za marną zapłatę służyli po dworach, coraz częściej żydowskich. Jeśli kto miał konie, to jedynym zarobkiem była dlań furmanka

Ale i ta osłabła bardzo po wybudowaniu kolei. W każdej wiosce, gdzie spojrzysz ciemnota panowała i straszliwa nędza; nigdzie rady, z nikąd pomocy. Szybki wzrost chłopów bezrolnych stał się koniecznością dziejową.

Wobec takich warunków, nadzwyczaj groźnych, lud nie mógł żyć spokojnie; ciężka troska zasępiła czoła gospodarzy, nie widzących przed sobą nic, jeno śmierć. W swoim prostym rozumie wykalkulował sobie chłop, że niema lekarstwa na taki stan rzeczy, jak tylko więcej ziemi. Pogoń za ziemią stała się powszechną u ludu na Rusi czerwonej i posłużyła znakomicie Rusinom do agitacyi przeciw Polakom.

Rusini, a właściwie księża ruscy od czasu, kiedy ich rząd użył przeciw Polakom, tak gorliwie zaczęli służyć temu rządowi. że i Szwab lepiejby nie potrafił. Do narodu polskiego zapałali jakąś zaciętą nienawiścią graniczącą z fanatyzmem. Skąd ta nienawiść? Gdzie jej źródeł szukać? - trudno dociec.

Dość, że z całą siłą ujawniła się już podczas powstania w 1863 r. Rozeszła się po wsiach nowina, że "Polaczki" będą napadać wsie, rabować dobytek i bezbronnym ludziom śmierć zadawać. Nastał popłoch

Nad pasem granicznym, gdzie formowały się oddziały powstańcze, ludność wiejska opuszczała wieś i po lasach się kryła. Odważniejsi zostawali w domu i uzbrojeni czem kto mógł, ciągłe warty odprawiali. (Ktoby widział w tem przesadę, niech pyta starych ludzi z Wołynia i powiatu zbaraskiego, a dowie się więcej jeszcze szczegółów.) Po nieszczęśliwej bitwie pod Radziwiłłowem i Panasówką starano się całe powstanie u ludu ośmieszyć. Jeszcze do dzisiaj drwi sobie pierwszy lepszy "djak" z powstańców:

"Broń do wody, sam do lasu" tak mieli mawiać "polaczki", skoro tylko ujrzeli przed sobą nieprzyjaciela.

To też gdy rząd wydał polecenie zamknąć kordon graniczny i chwytać powstańców, włościanie bardzo gorliwie rewidowali po drogach przechodniów i tłumnie biwakowali na granicy.

Serce mogło pęknąć z żalu, na widok tych ludzi dobrych, którzy tak dali się zbałamucić. Czyż nigdy nie dojdziemy do zgody i jednomyślności?

Ale i u "Polaczków" była wina. Z wielką myślą w sercu szli oni na walkę z tyranem Moskalem uznając, że tylko wspólnie z ludem walkę tę szczęśliwie zakończą, a nie zrozumieli ludu i nie trafili do niego. Chcieli chłopa kupić. W powstaniu styczniowem dziedzice płacili tym chłopom, którzy szli z nimi do powstania.

Byli to po największej części furmani, ordynaryusze i inni ludzie dworscy. Ze wsi nie poszedł prawie nikt.

A przecież, gdyby postąpiono inaczej, gdyby - jak mówił jeden chłop z okolic Radziwiłłowa - powstańcy wprzódy oświecili byli lud, powiedzieli dokładnie, do czego powstanie zdąża; byłby lud chwycił za kosy, bylibyśmy dzisiaj mieli wolną Rzeczpospolitą i uchwalali prawa nie we Wiedniu, ale w Warszawie.

Po upadku powstania Rusini przez pewien czas spoczywali na laurach. Polacy zaś przygnębieni nieszczęściem również opuścili ręce. Wkrótce jednak przyszedł nowy atak na nieistniejącą Rzeczpospolitą. Dzięki rublom carskim wzmogło się u ruskiego duchowieństwa moskalofilstwo tak dalece, że przeraziło Polaków.

W Poczajowie, gdzie istnieje prawosławny klasztor, a w nim cudowna "ruska" Matka Boża, kosztem rosyjskiego rządu drukowano tysiące agitacyjnych broszur i puszczano między lud. Proceder ten nie okazywał trudności, bo do Poczajowa lud galicyjski często pobożne odbywał pielgrzymki. Polacy przerazili się moskalofilów, poczęli więc gwałtem protegować młode ruskie stronnictwo ukraińskie, myśląc, że ukraińcy dążą do zgodnego pożycia z narodem polskim. Z początku nawet tak się zapowiadało, ale ukraińcy, poczuwszy się później dzięki Polakom na siłach, poczęli robić politykę po swojemu.

Przedewszystkiem pragnęli podkopać społeczeństwo polskie ze strony najważniejszej, odebrać mu lud i tak już bardzo zniszczony. Ucisk podatkowy, głód ziemi, który stał się u ludu powszechnym, nędzę i wreszcie ciemnotę, wszystko to starali się wyzyskać w walce z Polakami. Na całej linii rozgorzała walka o dusze chłopskie, tysiące rodzin straconych zostało na zawsze dla społeczeństwu polskiego. Największą rolę grali w tej walce bezsprzecznie księża ruscy i im należy się palma pierwszeństwa. Nadużywano ambony do celów czysto agitacyjnych, starano się rozdrapać najbardziej krwawą bolączkę ludu t. j. brak ziemi i nędzę i wykazać. że temu nikt nie jest winien, jak tylko polscy panowie. Ukraińcy postawili sobie taki cel, ażeby krok za krokiem, powoli ale pewnie zdobywać placówkę po placówce, wypierać Polaków z każdego stanowiska we wsi, i mieście, resztki ludu polskiego gwałtem przerabiać na ruskie, polskich zaś obszarników wypierać z ziemi. Ostatecznie pragną oni podzielić Galicyę na część polską na zachód od Sanu i część ruską na wschód od Sanu. Woleliby jednak, aby nastały okoliczności jeszcze lepsze i aby Rusini zagarnęli władzę nad całą Galicyą. W takim razie jużby Galicyi dzielić nie chcieli. Na zewnątrz prowadzą Ukraińcy politykę, która nawet rodowitych Moskali oburza. Światli i postępowi Rosyanie z Petersburga piszą, że w Berlinie powstała już cała literatura, dowodząca wspólności interesów ruskich i pruskich; Ukraińcy jawnie głoszą się sojusznikami austryackich Niemców, którzy chcą zawsze w nędzy zatrzymać kraj nasz, a tem samem chłopa. Wolą Rusini, aby językiem urzędowym w Galicyi był język niemiecki, byleby nie polski.

Mamy dwie główne partye ruskie, jedna łączy się z Moskalami, druga z Niemcami, obydwie zarówno odznaczają się nienawiścią do Polaków. Ta druga jednak stokroć gorsza jest dla społeczeństwa i ludu polskiego, ponieważ w doborze środków walki mniej liczy się z uczciwością. Wobec samego ludu ruskiego fałszywą odgrywa rolę, bo mieniąc się jego opiekunką, używa go nieraz do działalności dlań szkodliwej, rzeczom czysto społecznym nadaje podkład polityczny. I chłop - Rusin do dzisiaj całą ruską akcyę narodową pojmuje społecznie. Czyta tyle broszurek plujących jadem na Polaków i Polskę i myśli ciągle, że to mowa wyłącznie o szlachcie, czyli "lachach"; pojęcie Ukrainy - ojczyzny nie istniało u ludu nigdy i nie istnieje, jest tylko głębokie poczucie krzywdy wyrządzanej całemu ludowi przez prawo. (Ustawa łowiecka, drogowa, propinacyjna i t. d.) Naprawa tych krzywd ze strony szlachty polskiej stała się dziś palącą koniecznością, jedynym może warunkiem przyszłego współżycia z ludem, oraz przyszłego stanowiska tej szlachty w narodzie, stanowiska ideowego, a nie społecznego.

Każdy człowiek, chociażby najszlachetniejszy, posiada w głębi duszy instynkty zwierzęce, mniej, albo więcej uśpione. Agitatorzy austryacko-ruscy odznaczają się tem, że potrafią budzić owe zwierzęce instynkty, instynkty chciwości i żywiołowej nienawiści
i podniecać je do najwyższego stopnia.

A nienawiść jak śmiech jest zaraźliwą i porywa za sobą łatwo wszystkie szlachetniejsze władze duszy. Na takich oparte podstawach "uświadomienie" ludu ruskiego postępuje bardzo łatwo. Jest ono zasadniczo rożnem od uświadomienia ludu polskiego, lub innych ludów zachodnich, a bardzo podobnem do "uświadomienia" za czasów Chmielnickiego, i rzezi humańskiej, oraz przed rokiem 1863 na Ukrainie. Prawie wszystkie fałszywe przesądy, obliczone na ciemnotę ludu, a szerzone dawniej przeciw "Polaczkom", znajdują do dzisiaj świadome i rozmyślne zastosowanie.

W tym celu wymyślono bajkę o "piśmie cesarskiem" podczas pamiętnych strajków rolnych w r. 1902, w tym celu zmyśla się inne historye, wedle potrzeby. W r. 1902. po raz pierwszy padło ze strony ruskiej słowo, że na wschód od Sanu nie ma chłopów Polaków, że są tylko łacinnicy i katolicy greccy - wszyscy Rusini. Istotnie bardzo wielu "łacinników" brało udział w strajku. Ale czy to ma dowodzić, że oni są Rusinami? - Nie, to dowodzi, że lud strajki rolne pojął dosłownie jako akcyę społeczną, nie zaś narodowo-ruską. Bajki jednak rozsiewane o Polakach chętny znajdują posłuch.

Tam, gdzie oświata nie wyparła fałszywych przesądów, lud wszystko to, co dawniej tyczyło się powstańców, odnosi dziś do sokołów polskich. Dużo ciemnych ludzi powtarza jeszcze, że kto zapisze się do sokołów, ten będzie "fasował" pieniądze. Stąd też tak łatwo przyjmuje się u chłopów Rusinów fałszywa wieść, że wszyscy ci chłopi, którzy jadą z wycieczką na zamek królewski do Krakowa, zapisują się do sokołów i będą pobierać pieniądze. Kiedy w powiatach, gdzie ludność mało jest oświecona, urządzą sokoli polscy zlot, albo festyn, natenczas oczekuje się po wsiach jakiegoś nowego powstania, ponieważ "sokoły zaczynają się ruszać".

Dlaczego lud inaczej myśli o sokołach ruskich?

Dlaczego parobcy Rusini tak tłumnie zapisują się do ruskiego sokoła i tak licznie zakładają gniazda włościańskie?

Smutny jest to objaw dla inteligencyi polskiej, która nie umiała wzbudzić dla siebie zaufania u ludu. Ale czy ona starała się o to? Jakżeż mogła zjednać sobie chłopów, kiedy w sądzie, przy podatku, w starostwie i t. d. traktowano tych chłopów jak psów.

Prześladowano tego ciemnego chłopa najrozmaitszemi szykanami w procedurze urzędowej; wynajdywano najrozmaitsze koszta i przeszkody, jak gdyby powszechnie chodziło o to, aby ten chłop nigdy nie zrozumiał swojej sprawy, lecz aby w swojej ciemnej głowie dziwił się mądrości łysych i zezookich urzędników; dziwił się ich mądrości i nienawidził ich zarazem. Sam widziałem raz, kiedy do żyda przyszedł jeden chłop, siwy staruszek, o poradę prosić, w jakiejś nieznaczącej sprawie spadkowej. W sądzie nagadano mu tyle, że biedny starowina nie mógł się stanowczo połapać i zrozumieć, o co chodzi. Kiedy bezradny pytał, co ma począć, jeden skryba, który śmiało mógł temu chłopu buty czyścić, wydął wargi i mówi do staruszka: "Jeśliś taki głupi, to się powieś".

Chłop widział, że ci sami urzędnicy należą do sokoła, nic więc dziwnego, że do tego sokoła tutaj na Rusi nie miał zaufania i niema dotychczas. Ale tam, gdzie prawdziwa oświata polska przyjęła się u ludu, gdzie wszystkie trucizną przez rządowych posiepaków zaprawiane przesądy i oszczerstwa wygnał chłop na cztery wiatry, tam lud inaczej patrzy na organizację sokoła. Tu i ówdzie już parobczacy harni stają w szeregach sokolstwa polskiego, tu i ówdzie powstaje straż ogniowa - Sokół polski.

A nam chłopom z czerwonoruskiej ziemi potrzeba wszystkim stanąć pod sztandarem srebrzystego sokoła. Niech włościańskie gniazda sokole ścielą się w każdej wiosce, niech się zapisują chłopcy i dziewczęta; niech polskie sokoły chłopskie często gromadzą się w swoim budynku (czytelnia, kółko rolnicze, kancelarya gminna, szkoła, lub może budynek, tylko dla sokołów wystawiony); tam niech uczą się, bawią, śpiewają. Nawet w zabawie można być pożytecznym.

Do was się odzywam młodzi koledzy, bo ja sam parobczakiem jestem ze wsi. Zakładajcie polskie gniazda sokole po wsiach, a nie pożałujecie tego, ponieważ w tym waszym sokole spędzicie czas bardzo wesoło, a pożytecznie.

Wśród zabawy nauczycie się kochać naszą ziemię szeroką od morza do morza, Polskę, niegdyś tak potężną, a przytem taką śliczną, jak wasze serca. Sokół założył Mieczysław Romanowski, ten co padł od moskiewskiej kuli za wolność i lud polski. Towarzystwo bardzo szerokie ma cele i wzniosłą wytyczyło sobie działalność: Hartować ciało i hartować ducha, aby Polak nie ugiął się przed żadną potęgą, któraby jego narodowi zagrażała; nie splamił się żadną zdradą, żadnym niskim i podłym czynem. Drugim celem polskich sokołów jest zbliżenie wszystkich stanów społecznych w imię wielkiej i potężnej myśli: Niepodległości naszej polskiej ziemi. Hasłem sokoła polskiego jest: Chłop szlachcicowi równy brat, ani starszy, ani młodszy. Niech tylko i ten chłop i ten szlachcic i ksiądz i adwokat i rzemieślnik i wszystkie stany podadzą sobie bratnie ręce i poczują się równymi, wolnymi obywatelami Polski, wówczas staniemy jak jeden silny, olbrzymi Naród polski i powiemy ciemiężycielowi: "Oddaj coś ukradł".

To jest cel i zadanie sokołów polskich, dlatego chłopcy dajcie początek i załóżcie gniazdo sokole! Cały kraj pójdzie za Wami. Wówczas niewynarodowi nas ani ruska szkoła, ani ruski ksiądz, ani socyalista, ani rząd austryacki. O, bo ten rząd jeszcze dzisiaj nie skończył swej roboty nad naszą zgubą i nie myśli skończyć. Z namiestnictwa co niedzieli tysiące idzie numerów gazety ruskiej do gmin czysto polskich, albo z większością Polaków. Gazeta owa nazywa się "Narodna czasopyś" i przedstawia urzędowy dodatek do "gazety lwowskiej". Tak więc Polacy nie mają szkoły polskiej, nie mają nauczyciela, musza patrzeć, jak ich dzieci karmione są nienawiścią w ruskiej szkole i rosną na wyrodnych synów polskiej ziemi; nie mają wójta Polaka, ani radnych; nie mają nawet gazety pisanej w rodzinnem słowie. Niechodzi tu o wartość tej gazety, bo rządowa gazeta nigdy Wam korzyści nie przyniesie, ale zawsze radzi słuchacie choćby zawiadomień rządowych w Waszym ojczystym języku.

Panowie gospodarze! Jeśli Was we wsi jest połowa, a macie jaki wpływ w Radzie gminnej, to żądajcie od namiestnictwa polskiej gazety; przecież Wy za tę gazetę płacicie, możecie więc zażądać takiej, jaka Wam milsza. Lepiej nie brać żadnej gazety, niż gazetę złą.

A, czy władze rządowe mało krzywdziły chłopów Polaków przy wyborach? Nie mówię już o tem, że w sposób bezczelny narzucano nam takich Polaków na posłów, którzy będąc zausznikami rządu, nie dbali o interesy nasze.

Ale władze rządowe bardzo gorliwie popierały posłów ruskich, którzy podczas działalności swojej poselskiej wszelkiemi siłami starali się lud polski zaprzepaścić. Pracowali zato gorliwie dla ludu ruskiego, zdobywali dlań szkoły ruskie i gimnazya, zaś dla swoich wyborców Polaków nic nie dali. My nie zazdrościmy Rusinom mandatów, bo i tak mało ich mieli, ani niepowinniśmy się dziwić posłom ruskim, ponieważ jak Rusini dla narodu ruskiego przedewszystkiem pracowali, tylko to nam dziwne, że nikt o nas nie dbał. Tyle lat wybieraliśmy posłów do sejmu i Rady państwa i dziś ani nam szkoły, ani kościoła, ani dróg, ani praw. Ot, co nam rząd dał.

Ale nie dziwota; wszak to jest jeden z tych, którzy popełnili rabunek i gwałt na narodzie polskim. Rząd wiedeński czuje, że maczał ręce w tej zbrodni i wstydzi się: rzecz skradziona pali. Dlatego jak najprędzej chciałby, aby ci Polacy poszli sobie raz gdzieś do czarta, zapadli się w piekło. lub gdziekolwiek i nie dopominali się wolności. Oj radziby Niemcy, aby nas już nie było.

Głupcy !

Myślą, że to tak łatwo wydusić nas, jak Wiśniowskiego we Lwowie powiesić! Myślą, że sprawiedliwość już dawno umarła.

Ej szwabski synu nie wiesz, co to polski chłop!

Czekaj, skosztujesz !

Kiedy przed sześćdziesięciu laty wielki polityk polski Stanisław Smolka domagał się wyodrębnienia Galicyi, podstawiono mu stołek; kiedy potem uczynił to samo Zyblikiewicz i postawił odpowiedni wniosek w Radzie państwa, skrócono temu wnioskowi łeb. Ale myśl wyodrębnienia Galicyi nie umarła. Tego roku taki sam wniosek stawia Niemiec, który, myśląc o swojej skórze, nam mimowoli robi przysługę. I co się dzieje? Rząd, biurokraci, Czesi, socyaliści niemieccy i polscy, ludowcy, Rusini; wogóle wszystkie podnóżki wiedeńskiego rządu podnoszą gwałt, jakby na nich kto ognia nasypał. Pewien Prusak krzyczy nawet, że pruski rząd zaprotestuje przeciw wyodrębnieniu. Sama ta myśl, że Polacy chcą się sami rządzić, przypomniała tym ludziom widmo Polski. Jakto na złodzieju czapka gore !

I dziś upadł ten wniosek ku wielkiej i wrzaskliwej ich radości, ale niech się nie cieszą zbytnio!

Przyjdzie to, przyjdzie... I nietylko to...


Lud się budzi.


Tadeusz Kościuszko stał się niewidomą potęgą w Narodzie, która już przez wiek podnosi zakrzepłe w ciężkiej niewoli dusze, ciągle zaprzeczając, że jeszcze nie "finis Poloniae" (nie koniec Polski). Rok 1894., w którym Naród uroczyście święcił stuletnią rocznicę bitwy racławickiej, stał się rokiem epokowym w naszych dziejach. Rok ten - to pierwszy słup przydrożny, który wycieńczonemu błędną wędrówką społeczeństwu pokazał:
- Tamtędy droga...

Wskazał na wieś, spokojnie drzemiącą w głuchej ciemnocie i rozpacznej nędzy.

- Tamtędy droga...

Do zbawienia, do przyszłości, do wolnej Rzeczypospolitej...

Tam w pochylonych, kurnych chatach włościańskich tyfus głodowy rok-rocznie setki ofiar zabiera, tam wątłe, brudne dzieci z brzuchami rozwiniętymi nienaturalnie z powodu ciągłego karmienia sia ziemniakiem, obstąpiły matkę spracowaną, aż wyżółkłą z nędzy.

- "Mamo, chleba" - wołają dzieci, a biedna kobieta bezradnie ręce łamie - "Doloż moja, dolo!"...

Lud na całej ziemi polskiej spał, niby olbrzymie mrowisko pod zmarzniętą ziemią. Niech zejdzie słońce oświaty i prawdy, niech jego promienie stopią mróz ciemnoty i podłych nauk, szerzonych od dawnych lat z Wiednia, wtedy mrowisko ożywi się ruchem i pracą. To jest Kościuszkowa myśl, która pobudziła Naród do czynu w 1894 r.

Mieliśmy wspólną nam wszystkim matkę Polskę: prawda, że w tej Polsce szlachcic zagarnął był największe prawo i władzę dla siebie, ale, gdy on później opamiętać się chciał i szerokie masy ludu do udziału w sprawach publicznych powołał, zabił Polskę odwieczny nasz wróg, Niemiec i ziemią z Moskalem się podzielił.

Rząd niemiecki troskliwą później roztoczył opiekę nad polskim ludem, co mówię, nie nad ludem, - nad jego ciemnotą i uczył. Uczył, że lud ten niema matki, tylko ojca, a ojcem tym - to on, morderca Ojczyzny i Narodu naszego.

I były czasy, że lud wierzył temu, Niemcy zaś uśmiechali się radośnie. Nasienie wylęgłe w jałowych mózgach Szwabów przyjęło się na gruncie galicyjskim bardzo ładnie i z biegiem czasu dojrzewać poczęło, bo do społeczeństwa wprowadziło zwyrodnienie do tego stopnia, iż nawet dzisiaj niektórzy Polacy postępowaniem swojem poczęli krzyczeć całemu Narodowi: "Precz z Polską, niema Polaków polskich; - są tylko Polacy rosyjscy, austryaccy i pruscy!"

Pamiętajmy o tem raz na zawsze i dzieciom naszym i wnukom opowiadajmy: "Nam nie Wiedeń - ojcem, ani Berlin, ani Petersburg; nam Warszawa matką!"

Silne uświadomienie narodowe u ludu i zdrowa oświata społeczno-gospodarcza, to są cele wytknięte przez rok 1894. Dzięki ks. Stojałowskiemu szybko rozwinęła się prasa ludowa do tego stopnia, że dziś gazeta jest w chacie potrzebna tak samo, jak pokarm codzienny. Rozmaicie później z ks. Stojałowskim bywało, ale tej zasługi zaprzeczyć mu nie można, że jest twórcą ruchu ludowego. Powstało Polskie Stronnictwo Ludowe i wniosło w rozprószoną rzeszę chłopską pierwiastek organizacyjny, stworzyło poczucie siły i potrzebę jedności w działaniu.

Za sprawa tego stronnictwa weszli do Sejmu i Rady państwa posłowie, dbający o przyszłość ludu, program ułożyli ludzie pełni poświęcenia dla Narodu. Każdy, ktokolwiek chciał pracować nad podniesieniem społeczeństwa i przyspieszeniem wolności, stawał w szeregu ludowców; bardzo wielu z ludzi, należących dziś do Stronnictwa Demokratyczno -Narodowego to dawni ludowcy Ale zmienne są koleje świata tego, to też z biegiem czasu naczelnicy Stronnictwa Ludowego stanęli na tem samem stanowisku, co stańczycy, to jest na stanowisku klasowem i austryackiem. Jedyna rzecz, która ich różni, jest ta, że tamci hołdują kierunkom wstecznym i niewolnym, ci - ideom demokratycznym, lecz ani tamci, ani ci nie zetrą nam z czoła piętna niewolników i służalców obcych rządów; i tamci i ci działają szkodliwie dla przyszłego zjednoczenia Narodu i Rzeczypospolitej, bo zamiast łączyć - jątrzą społeczeństwo.

Na szczęście jednak ruch ludowy - to nie Stronnictwo Ludowe, ani żadne inne. Idzie on szerokim, żywiołowym prądem niezależnie i mimo wysiłków, chwilami nawet skutecznych, nie da się zwichnać, ani nagiąć do ciasnych programów partyjnych. Silne przywiązanie do ziemi wytworzyło u ludu zdrowy instynkt, który nie pozwoli działać na szkodę tej ziemi i Narodu. Śpiący przez wieki Olbrzym - Lud zerwał się do rady i czynu dla dobra przyszłych pokoleń

I w całym Narodzie zapanowała zdrowsza myśl. Przestaliśmy oglądać się na Europę zagraniczną i szukać w tej Europie sumienia i poczucia sprawiedliwości, bo przekonaliśmy się aż nadto, że w tej Europie sumienia nie znajdzie nikt. Przestaliśmy lamentować nad naszą dzisiejsza hańbą i poniżeniem wobec potęgi i świetności minionych dni; przestaliśmy mienić się Chrystusem narodów, który jak ów prawdziwy Chrystus Bóg na Golgocie, umrzeć musiał w celu zbawienia ludzkości. Nie Chrystusem, ale kozłem ofiarnym narodów stać się możemy; pognojowiskiem pod życie narodów innych staniemy się, jeżeli będziemy powstawać przeciw sobie i praw swoich źle bronić.

"Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe;
A nie w powiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę."

W myśl tej zasady rzucono się powszechnie do pracy oświatowej wśród ludu, powstało "Towarzystwo Oświaty Ludowej", które założyło przeszło 400 czytelń w samej tylko Galicyi wschodniej. Jak lud przyjął usiłowania towarzystwa, świadczą wyjątki z listów włościan do Zarządu: "Boże błogosław całą ziemię rodzinną, całą Ojczyznę i Polskę naszą. Amen." Pewien niemajętny wieśniak kupuje 105 dzieł za swoje pieniądze i zaprasza swych współbraci do siebie na pogadanki wieczorne. Poco to robi ? Odpowiedź jest w jego liście: "Oby Bóg Najwyższy pozwolił, byśmy doczekali lepszej przyszłości i odrodzenia narodowego."

Oświatę jednak systematycznie prowadzoną, jaka dziś jest, wniosło dopiero "Towarzystwo Szkoły Ludowej", które dzięki znakomitej organizacyi i poparciu społeczeństwa, dotarło do każdej prawie wsi. Rozwój tego towarzystwa podobny jest do prądu wartkiej rzeki, która wśród załomów trudności wywalczyć sobie musiała koryto własne, by po mozolnej pracy wydostać się na równą płaszczyznę narodowego życia. Tu i ówdzie natrafia jeszcze na grunt grząski i bagnisty, lecz prędko wyrywa się z topieli niedołęstwa i płynie dalej ku zwycięstwu. Prąd ten porwał i porywa za sobą wszystkie dzielniejsze jednostki w kraju, w ostatnich kilku latach nie było prawie miesiąca, aby nowe koło T. S. L. nie powstało. Co roku na 3-go Maja Naród składa tysiące na czytelnie, książki, kursy dla analfabetów, szkoły. Te ostatnie zakłada Zarząd główny T. S. L. coraz liczniej i będzie zakładał, bo Naród domaga się tego.

Skoro ani rząd, ani c. k. Rada szkolna krajowa nie dba o wychowanie młodych pokoleń, skoro szkoła austryacko-galicyjska należytego pokarmu duchowego młodym umysłom dać nie może, Naród sam musi wziąć na barki to zadanie. Musi tak być; inaczej nie bylibyśmy narodem żyjącym. Szkoły T.S.L. pobudowane zostały w miejscach najbardziej zagrożonych, tam, gdzie ciemnota mogłaby przyprawić o zagładę kilka setek rodzin polskich. Prócz tego znajduje się w kraju przeszło 50 szkółek początkowych T. S. L. i tyleż kursów dla dorosłych analfabetów. W końcu około 1000 czytelń rozwija się świetnie, tworząc po wsiach ogniska światła i zdrowej myśli. Lud tłumnie garnie się do oświaty i coraz to częściej powstają samoistne koła włościańskie T. S. L.

Także i tu, po zapadłych kątach Rusi Czerwonej mocniej zabiły chłopskie serca.

Działalność oświatowa, obchody narodowe, zgromadzenia, wiece zrobiły i tutaj wiele. Towarzystwa gospodarcze i spółki rolnicze wytworzyły silne poczucie wspólności interesów chłopskich i krajowych; myśl obywatelska coraz częstszym zaczyna być gościem w chacie, uświadomienie narodowe tam, gdzie jest silne i niewzruszone, silniejsze o wiele, niż na Mazurach. Tam bowiem, niema, ktoby czynił zamachy na narodowość i chłopu jego duszę polską wydrzeć chciał.

W czyjej chłopskiej duszy raz rozgarnięte zostało popielisko przesądów, którem starano się zasypać czysty ogień miłości ziemi macierzy i mowy polskiej; w czyjej piersi ten ogień tajemny raz buchnął, w tej już on nie zgaśnie nigdy.

Wielu jest takich Polaków na Rusi Czerwonej, którzy bez oświaty, bez zachęty żadnej, ani czytania książek ocknęli się i są dziś Polakami. Niech znajdzie się jaki filozof i powie, jakie pobudki działały na chłopa, ciemnego analfabetę, którego ojciec przeszedł był na ruskie, on zaś do cerkwi chodził i żonę ma Rusinkę; jakie pobudki działały na niego, że stał się Polakiem i jest dzisiaj lepszym obywatelem Rzeczypospolitej, niż niejeden poseł. Budzą się ludzie ze snu wiekowego i coraz bardziej lgną do pracy nad wspólną przyszłością, ale jeszcze za powoli. Ilu to jeszcze jest śpiących i zruszczonych dawnych Polaków? A ilu jest jeszcze takich, którzy z nienawiścią wymawiają imię polskie, nie wiedząc o tem, że to ich pradziadów imię!

Wiele jest jeszcze do zrobienia, więcej o wiele, niż zrobione zostało, ale nie należy ustawać w pracy. Lud niech walczy o prawo i należne mu stanowisko społeczne, ale niech łączy je z interesami całego kraju i Narodu. Ze strony zaś t. zw. wyższych warstw społecznych, a przedewszystkiem obszarników potrzeba tylko odrobinę dobrej woli.

Niech sejm krajowy zniesie ustawy, krzywdzące lud, niech zdejmie z chłopów niesprawiedliwe ciężary, niech da reformę ordynacyi wyborczej i zapewni szerokim masom ludu należną reprezentacyę w izbie sejmowej. Przedewszystkiem jednak zniszczyć przedział między chatą, a polskim dworem i obszary dworskie przyłączyć do gmin.

W nas leży siła drzemiąca, która, gdy się ocknie, śmiało stawić może czoło wrogom choćby najmocniejszym; a ocknie się wówczas, gdy szlachta szczerze przyłączy się do ludu polskiego rolnego i roboczego dla jednego, wszystkim nam wspólnego celu.




Część pierwszą publikujemy w innym artykule, tu jest link