Listy księdza proboszcza Antoniego Krechowieckiego 1895
Dodane przez Remek dnia Sierpnia 02 2015 02:17:22
W "Archiwum Dzieduszyckich", przechowywanym w lwowskim Ossolineum (obecnie w zbiorach ukraińskiej Biblioteki im. Stefanyka we Lwowie) zachowały się trzy listy księdza doktora Antoniego Sas Krechowieckiego, proboszcza z Załoziec, wszystkie z 1895 roku.

Bardzo ciekawy jest drugi list, z 28 lutego 1895 roku pisany do zarządu dóbr hrabiów Dzieduszyckich w Pieniakach. Ksiądz Krechowiecki w gorzkich słowach opisuje swoją trudną sytuację w Załoźcach. Między wierszami możemy wyczytać, że czuł się oszukany - hrabina Alfonsyna Dzieduszycka ściągnęła go z Wiednia do Załoziec "na krańcach świata cywilizowanego", pisząc różne nieprawdziwe rzeczy o dochodach probostwa i zasobności parafii.





Źródło: Listy do Alfonsyny z Miączyńskich Dzieduszyckiej od różnych osób na literę K. XIX-XX w. http://bazy.oss.wroc.pl/kzc/wyniki_pl.php?RL-012458. Od strony 327. Zachowano oryginalną pisownię. Podkreślenia oryginalne.


Załoźce d. 20/II 1895

+
J.M.J.

Czcigodna i Najłaskawsza pani Hrabino!

Niezmiernie mi przykro, iż muszę być natrętnym, i przypomnieć Jej łaskawą obietnicę, uczynioną mi we Lwowie przed trzema tygodniami. Zbliża się Dzień 1 Marca, a z dniem tym przychodzą konieczne wypłaty w Urzędzie podatkowym, Księżom itp., niemożebne dla mnie po kosztownej podróży do Wiednia i przy obecnym braku dochodów. Mam w Bogu nadzieję, iż miną, choć w części, niniejsze ciężkie czasy dla moich parafian i dla mnie i Kościół, wciąż dźwigany i zaopatrywany, mniej nakładu potrzebować będzie... Natenczas, choćby cząstkowo, wypłacę się z wdzięcznością z zaciągniętego długu.

Czas u nas straszny, ustawiczne mrozy obok zawiei śnieżnych, kommunikacye nieraz przecięte, a zawsze utrudnione. Zdrowie też mocno szwankuje.

Otrzymałem miły, serdeczny liścik od Zacnej pani Magdaleny Cieńskiej z uwiadomieniem o blizkich zaślubinach jej córki. Śpiesząc Jej odpisać, kończę słowa niniejsze, polecając z duszy Przezacną Panią Hrabinę łasce i błogosławieństwu Boga, a sam oddając się Jej najłaskawszej pamięci i sercu -

Wierny sługa w Chrystusie
Dr A. Sas Krechowiecki
proboszcz


ksiadz Antoni Krechowiecki 1895

Podpis księdza Antoniego Krechowieckiego w liście do hrabiny Alfonsyny Dzieduszyckiej





Załoźce d. 28/II [1]895 r.

J. Wielmożny Panie,

Odezwa Szanownego Zarządu Dóbr JJ.EE. Włodz. hr. Dzieduszyckich z d. 22 b.m. l. 193 zadziwiła mnie i dotknęła boleśnie.

Kiedy zmożony chorobą, znękany uciążliwą i kosztowną podróżą do Wiednia, spowodowaną nieszczęsną sprawą sądową, udałem się do JW. Pani Hrabiny z prośbą o łaskawą pożyczkę, - nie spodziewałem się nigdy, aby to, co w poufnem nastąpiło zwierzeniu, mogło być nie tylko powtórzonem dalszemu otoczeniu, lecz nadto rzuconem na pastwę publicznej ciekawości i plotek... Szan. Zarząd bowiem, nie zadał sobie trudu opieczętowania listu, traktującego drażliwą bądź co bądź sprawę: doszedł on do rąk moich zgoła otwarty, jakkolwiek za zwrotnym kwitem wysłany. Widzieli to ze zdumieniem domownicy moi, a stwierdza nieomylnie koperta, którą zachowałem, z niezużytkowaną, nietkniętą gumą...

Chcę wierzyć, że nie leżało to bynajmniej w zamiarach Dostojnej pani Hrabiny. W każdym wszakże razie, wobec faktu tego, oświadczam, iż zrzekam się całkowicie łaskawie i poufnie mi przyrzeczonej, a w taki sposób udzielanej pożyczki!..

Sama też treść rzeczonej odezwy pełna jest, - że powiem najdelikatniej - rażących niedokładności.

Tak, naprzód, nie dziwi mnie zgoła, iż Zarząd, na żądanie JWP. Hrabiny, szukając w rachunkach kluczy "Pieniaki i Załoźce", nie znalazł śladu jakiejkolwiek spłaty z "zadekretowanych mi fl. 1500 w roku 1893." W roku tym, bowiem, nie żądałem i nie otrzymałem żadnego kredytu. Gdyby Szan. Zarząd skrzętnie był się w tych rachunkach rozpatrzył, powinienby był znaleźć tam coś innego, a co wymagało i wymaga należnego uporządkowania...

Oto, mianowicie, w r. 1893 JWP. Hrabina przesłała na moje ręce 500 fl. jako ofiarę na przyszłe wewnętrzne odmalowanie paraf. Kościoła; a wskutek pomyłki lub niedokładnego zrozumienia moich przedstawień, wyrażonem było w dołączonym, notaryalnym kwicie, że pieniądze te udzielają mi się jako czasowa pożyczka, z której następnie mam się uiścić tutejszemu kościelnemu Bractwu. Jakkolwiek podówczas, dźwigałem z wielkim trudem i kosztem, na czele bractwa, kościół i plebanię, z prawdziwej ruiny i długoletniego ogołocenia; jakkolwiek łożyłem w to, i siły moje i wszystkie fundusze, - pożyczki wszakże dla siebie nie potrzebowałem. Ze względu jednak na dokonywane w kościele naprawy, na kłopoty bractwa, które było gotowe zadłużyć się u żydów, przyjąłem te pieniądze, w tak niezwykłej mi podarowane formie, podpisałem wraz z 2ma żądanymi świadkami ów skrypt dłużny; lecz, bez zwłoki, złożywszy 500 fl. w ręce Bractwa, wziąłem odeń na to poświadczenie, stwierdzone przez tutejszy Urząd gminny, i takowe przesłałem JWP. Hrabinie, tłómacząc listownie całą sprawę. Należało tedy oczywiście odesłać mi kwit czy skrypt pierwszy, nie zatrzymując społem obydwóch, ile że bractwo świadczyło wyraźnie, iż rzeczone pieniądze, wobec urzędu gminnego, otrzymało ode mnie, i obróci je w swoim czasie na cel wskazany przez Łaskawą Ofiarodawczynię. Dotychczas wszakże kwitu mojego nie otrzymałem, a dziś o słuszny zwrot ten stanowczo upraszam.

O żadnym innym długu moim, wynoszącym kwotę 1500 fl., nie wiem.

Z przykrem tylko zdumieniem domyślam się o co tu chodzi, a co najniewłaściwiej długiem się zowie.

Było to jeszcze w początkach 1892 roku. Od dłuższego już czasu, za życia ś.p. Ks. Pieleckiego, ofiarowywano mi najłaskawiej parafię Załoziecką, której zgoła nie znałem, o którą nie myślałem się starać. Sprowadzono mnie nawet uprzejmie z Wiednia do Pieniak w celu, abym poznał okolicę, ludzi, zwiedził też osobiście Załoźce, czego, ze względu na dogorywającego tam starca - proboszcza, uczynić nie chciałem. Mówiono mi i pisano o Załozieckiej parafii: "Ksiądz Rektor będzie tam dosyć majętny, ażeby nie potrzebował wsparcia materyalnego i pomoc praktyczną w gospodarstwie, w budowlach z radością możemy ofiarować, i ta mam nadzieję przyda się nowemu gospodarzowi na parafii, w kościele, na folwarku." (List JW. Hrabiny z d. 9/3 1892 r.) "Jest to bardzo intratna parafia, ma 30 wsi, ma z indemnizacyi za dziesięciny parę tysięcy rocznego procentu, słowem rachują dochody na 4 tysiące." (List z d. 9/I 1892.) (O obowiązku opłacania i utrzymywania dwóch Wikarych, o podatkach dochodzących 700 złr. i innych ciężarach, obok tej przesadzonej cyfry dochodów, ani słowa..) "Rachuję na to i cieszę się tem, że Ks. Rektor zabierze się do porządkowania wszystkiego w parafii, Kościele, i że ja będę mogła być mu w tem pomocna." (list z 29/3 1892.) itd. Wreszcie, zażądano, abym oświadczył na piśmie, że przyjmuję ofiarowane mi probostwo Załozieckie. (list z d. 19/I 1892).

Wobec tych wszystkich najłaskawszych oświadczeń i zapewnień, ośmielony długoletnim stosunkiem przychylności i przyjaźni, zdecydowałem się opuścić Wiedeń, przenieść się do Załoziec, lecz obrachowawszy koszta tych przenosin z domem całym, meblami, książkami, niezbędne wydatki przygotowania, podróży, pierwsze czasy i zakupna na miejscu, zwłaszcza, że proboszcz nie od razu wchodzi w posiadanie majątku, a w pierwszych miesiącach z własnej kieszeni opłacać musi dom, Księży, wydatki installacyi, komissyj itd., co więcej, wiedząc z korespondencyi z ówczesnym administratorem parafii, że Kościół zrujnowany, wyzuty z najistotniejszych rzeczy, jak tabernakulum i puszka na Najśw. Sakrament, naczynia św., szaty liturgiczne, mszały.., - oświadczyłem szczerze a poufnie JWPani Hrabinie, iż ruszyć się z miejsca nie mógłbym bez odpowiedniego funduszu na pokrycie wyż wymienionych potrzeb. Otrzymałem na to odpowiedź, iż to wszystko pokrytem zostanie, i ułożyliśmy się społem: 1) że otrzymam na to na razie 1500 fl. (z których wnet, w Wiedniu, 600 złr. na nabardziej nagłe potrzeby Kościoła obróciłem); a 2) że skoro zwlekać będą z oddaniem mi proboszczowskiego majątku, i wartościowe papiery nie będą uporządkowane, JWPani Hrabina poleci Zarządowi dóbr swoich, aby, w formie pożyczki, zaawansowano mi 500 fl.

Kiedy znalazłem się nareszcie w Załoźcach, w drugiej połowie Lipca 1892 r., kiedy pokazało się, że koszta podróży, przenosin, installacyi, połata pensyj i utrzymania domu przeniosły o wiele 900 złr. na to przeznaczonych, że majątek kościelny w takim nieładzie i rozproszeniu, iż o wszystkie płatnicze arkusze przy wartościowych papierach kolejno i długo upominać się było potrzeba, a do dziś mam pewną obligacyę nieprocentującą się od lat kilku; kiedy Kościół odarty, zrujnowany, plebania otoczona gnoiskiem i bagnem, zamiast ogrodu, wymagały znacznie większego nakładu; kiedy, wobec tego wszystkiego, prosiłem o udzielenie owej pożyczki, - w odpowiedzi, zamiast przyrzeczonej pomocy, rzucono mi w twarz najsroższą obelgę, opartą na doniesieniu potwarczem. W liście z d. 6/10 1892 r. przypisuje mi JW. Hrabiina "twierdzenie, iż obiecała ona pieniędzmi swojemi opatrywać wszelkie potrzeby folwarku i Kościoła." Twierdzenie o ile fałszywe, o tyle niedorzeczne, obce mi całkiem a różne od mojego odwołania się do zapewnionej mi a zacytowanej powyżej "pomocy praktycznej w gospodarstwie, w budowlach, w Kościele, na folwarku."

Oszczerstwo też odtraciłem, przebaczyłem po kapłańsku obelgę, lecz o pożyczce już nie było mowy.

Co się tyczy owych, wręczonych mi osobiście i poufnie 1500 fl., oświadczam sumiennie, iż nie były mi zgoła dane w formie pożyczki zwrotnej częściowo lub ryczałtem. W jakim duchu zostały mi one ofiarowane, stwierdza załączony tu list (o zwrot którego najusilniej upraszam) a w nim zakreślony ołówkiem ustęp...

Nie przyjmowałem tego za darowiznę, - bo tej od nikogo nie potrzebuję; ale po prostu za "odszkodowanie", uznane w teologii katolickiej, (damnum emergens), za umożliwienie przyjęcia ofiarowanej mi na krańcach świata cywilizowanego parafii, której inaczej nigdy bym nie przyjął.

To prawda, że gdyby Załoźce choć w części odpowiedziały czynionym mi obietnicom; gdyby, po obrachowaniu się pobieżnem, nie wydałbył na nie dotychczas około 2 tys. flor., a to nie z dochodów parafii, lecz z własnych funduszów, pościąganych kolejno po świecie, - rad zawsze uiszczać się z moralnych nawet zobowiązań, pospieszyłbym dziś zawłaszcza, po takiem wystąpieniu Szanownego Zarządu, z cząstkową przynajmniej spłatą ofiarowanego mi zasiłku. Może mi Bóg kiedy tej pociechy udzieli!...

Ale wobec obecnej, smutnej rzeczywistości, uznać się "dłużnym", jak to opiewa odezwa Zarządu, i wystawiać w tym duchu kwitu, z oznaczeniem "terminów, w których bym wywiązał się ściśle z zobowiązań (??) swych", - w żaden sposób nie mogę!

Zostaję z należnem poważaniem.

Dr. A. Sas Krechowiecki
proboszcz.




Załoźce d. 7 Grudn. 1895.

+
J.M.J.

Czcigodna i Najłaskawsza Pani Hrabino!

W imieniu całej parafii, bractwa i swojem, śpieszę złożyć najgorętsze dzięki przezacnym Kollatorom za łaskawe przyjęcie charakteru Rodziców chrzestnych nowego dzwonu, i hojny dar 100 złr. za jego odlanie.

Ofiara ta wyzwala nas od ciężkiego kłopotu, i daje możność opatrzenia innych drobniejszych potrzeb Kościoła.

Prosząc Czcinajgodniejszych Państwa na Rodziców chrzestnych dzwomu, nie myślałem fatygować Ich do Załoziec w obecnej porze zmiennego powietrza i dróg niemożebnych: chodziło mi o zapisanie Dostojnych Imion Kollatorów w akcie Konsekracyi, który będzie spisany i przechowany w archiwum Kościelnem. Dzwon otrzyma imiona: Marya - Alfons. Ludwisarz się spóźnił; do tej chwili dzwonu niema; Konsekracya przeto, - obrzęd długi a uroczysty, nie będzie mogła, jak pragnęlibyśmy, odbyć się dziś, w przeddzień Uroczystości Niepok. Poczęcia, - stanowiącej tytuł naszego Kościoła. Może nastąpi w okawie.

Tymczasem raz jeszcze, z głębi serca, dziękując Czcigodnym i Najłaskawszym Państwu za tak śpieszną i hojną ofiarę, łączę wyrazy najrzetelniejszego poważania i przyjaźni dla przezacnej pani Hrabiny i całego Dostojnego Jej Domu

Oddany w Chrystusie sługa
Dr A. Sas Krechowiecki
proboszcz



ksiądz Antoni Krechowiecki Załoźce
Ksiądz proboszcz Antoni Krechowiecki herbu Sas
Fotografia z kroniki szkoły w Załoźcach
(kliknij żeby powiększyć)