W sąsiedztwie Olejowa, w osadzie Halczyna Dolina, w końcu lat 30-tych zamieszkał i otworzył swój zakład zawodowy fotograf, J. Płocharz.
Poszukujemy zdjęć jego autorstwa z okresu zamieszkania w gm. Olejów.
Fotografie były oznaczone faksymilem: http://olejow.pl/stemple/halczyna_1.jpg
Prawdopodobnie pochodził z okolic Radecznicy pow. Zamość http://horajec.republika.pl/ftgrr.html
cyt. z tej strony:"Płocharz Józef
Fotograf. Jego prace pochodzą z lat 1920 - 1930, są cenne ze względu na wysoką jakość zachowanych
fotografii; znaczył je faksymile w ozdobnym otoku lub bez ozdoby. Z Radecznicy J. Płocharz przeniósł się
do Rokitowa, tam woje prace podpisywał: "Józef Płocharz. Fotograf w Rokitowie, woj. lubelskie"; przed 1938
rokiem wyjechał na Podole. (Stanisław Zybała)"
Być może był jednym z kolonistów osiadłych w koloni Halczyna Dolina.
Co się z nim stało, może są jeszcze niezidentyfikowane zdjęcia jego autorstwa
Niestety nie mam informacji nt. samego Józefa Płocharza, ale może jakoś pośrednio uda mi się rzucić nieco światła na jego losy.
Nazwisko Płocharz pojawia się w żeńskiej linii drzewa genealogicznego mojej żony, które chciałbym odtworzyć. Nie mam wątpliwości, że to powiązanie nie jest przypadkowe, natomiast brakuje mi bezpośredniego powiązania z fotografem Józefem.
Wspomniana wyżej osoba, to Katarzyna Płocharz, która musiała urodzić się (wg wyliczeń) ok. 1895 roku. Mogła być siostrą albo kuzynką Józefa. Wyszła za mąż za Andrzeja Głowalę i w 1916 roku urodziła córkę Mariannę. Co istotne, Marianna urodziła się w miejscowości Zakłodzie, w gminie Radecznica. W roku 1935 Marianna wychodzi za mąż za Jana Pastuszaka - ślub biorą w miejscowości Mokrelipie, również w gminie Radecznica - ale pierwsze dziecko, syn Marian, rodzi się im już na Podolu, w Halczynej Dolinie, ok. 1939 roku. Odległość to mniej więcej 300 km, więc to nie prosta przeprowadzka. Czasowo pokrywa się też z datą przesiedlenia fotografa Józefa.
Przesiedlenie można wiązać z parcelacją majątku hrabiego Wodzickiego: "W 1936 roku hrabia musiał przymusowo sprzedać część ziemi (parcelacja) i sprzedawał tylko Polakom. W lutym 1940 roku wszystkich tych kolonistów ukraińska policja wywoziła podwodami do Zborowa" (http://kdajczak.republika.pl/olejow.html).
Domyślam się, że Marianna i Jan Pastuszak skorzystali z okazji i kupili tam ziemię.
To co stało się później, być może rzuca światło na to, co mogło stać się z Józefem.
W 1940 rodzina Pastuszaków została deportowana na Syberię. W cytowanym wyżej tekście mowa jest o policji ukraińskiej, ale babcia Marysia wspominała, że weszli "ruskie" i dali godzinę, żeby się spakować. Jak to wyglądało, pewnie dość dobrze opisuje ten tekst: http://wpolityce.pl/historia/233193-75-lat-temu-nkwd-rozpoczelo-masowa-deportacje-polakow-na-syberie
Ich syn Marian nie przeżył tak ciężkiej podróży. Miejscem docelowym było Nurkiejewo w tujmazińskiej obłasti. Tam w 1943 urodziła się ich druga córka Bronisława, matka mojej żony, ale to już zupełnie inna historia.
W każdym razie, Pastuszakowie szczęśliwie wrócili po wojnie do Polski. Zamieszkali w dzisiejszym woj. warmińsko-mazurskim. Jan wrócił jako bohater, przeszedł szlak kościuszkowski, otrzymał wiele odznaczeń, z Krzyżem Walecznych i Krzyżem Odrodzenia Polski. W walkach o Berlin stracił nogę.
Dla mojej żony był kochanym dziadkiem. Szkoda, że nigdy go nie poznałem. Babcia Marysia opowiadała o zesłaniu, o zimnie i wilkach, ale nic o czasach przedwojennych, albo o rodzeństwie czy kuzynach. Nie ma już właściwie kogo zapytać.
Jasne staje się, że trudno dzisiaj o zdjęcia albo dokumenty. Moje informacje opierają się praktycznie tylko na przekazach ustnych.